"Kiedy rudowłosa piękność odwróciła się od blatu kuchennego z kubkiem w ręce, prawie krzyknąłem. Nie spodziewałem się zastać w kuchni nikogo. Dziewczyna była ubrana w kusy szlafrok, spod którego wystawały zgrabne, długie nogi. Po prostu mnie zatkało. Zabrało mi oddech i słowa... Tomasz, 43 lata
Umówiłem się z byłą żoną, że nasza córka będzie miała u mnie drugi dom. Przez wiele lat pomieszkiwała w specjalnie dla niej urządzonym pokoju, aż wydoroślała, poszła na studia i bywała u mnie tylko od czasu do czasu. Często przyjeżdżała z jakąś zaprzyjaźnioną koleżanką. Nigdy nie zwracałem na to szczególnej uwagi…
Tamtego dnia wstałem wcześniej. Mimo zimowej ciemności za oknem nie chciało mi się już spać. Ostatnio albo miałem problemy z zasypianiem, albo ze wstawaniem, więc w sumie się ucieszyłem. „Dłużej nie pośpię, więcej zrobię”, pomyślałem, ruszyłem do łazienki pod prysznic, potem wskoczyłem w wygodny dres i poszedłem do kuchni, aby zrobić sobie kawę. W duchu błogosławiłem to, że wziąłem wolne. Kadrowa męczyła mnie mejlami, bo miałem sporo zaległego urlopu, więc czas tuż po świętach, gdy nic szczególnego się nie działo w firmie, był idealny. Poruszałem się w miarę cicho, mając świadomość, że na piętrze, w pokoju mojej córki nocuje ona i jej koleżanka. Słyszałem ich przyjazd, było już późno wieczorem. Monika nie musiała się krępować. Miała klucze od domu, a na piętrze był nie tylko jej pokój i garderoba, ale także osobna łazienka. Wokół panowała cisza, jaka może panować tylko w zimie, gdy nasypie śnieg.
Kiedy rudowłosa piękność odwróciła się od blatu kuchennego z kubkiem w ręce, prawie krzyknąłem. Nie spodziewałem się zastać w kuchni nikogo. Była ubrana w kusy szlafrok, spod którego wystawały zgrabne, długie nogi. Ciemnobrązowe oczy, długie ciemne rzęsy. Na policzkach kilka delikatnych piegów. Pięknie wykrojone młode usta. Lekki rumieniec na policzkach. Po prostu mnie zatkało. Zabrało mi oddech i słowa. Wtedy w plecy pchnęła mnie niecierpliwie drobna dłoń.– Tato, ale zawalasz drogę! – Do kuchni weszła moja córka. Monika wyglądała jak młodsza kopia swojej mamy. Pokręcone ciemne włosy, jasna cera, drobna sylwetka. I szeroki uśmiech.
– Przepraszam – bąknąłem, czując się jak idiota. Tymczasem rudowłosa dziewczyna patrzyła na mnie spokojnie.
– O, widzę, że się już poznaliście. – Monika podskoczyła w miejscu. Moja córka – w odróżnieniu od tej posągowej piękności – była w ciągłym ruchu. Jakby miała w środku nakręconą sprężynkę.
– Właściwie to jeszcze nie – powiedziała piękność głosem tak zmysłowym i aksamitnym, że aż ciarki mi przeszły po kręgosłupie.
– No to zaraz się poznacie. To mój tata, ma na imię Tomek, a to jest Basia, moja koleżanka ze studiów. Basia chce mieć biuro rachunkowe. I jest fotomodelką. Ale że to nie są żadne sensowne pieniądze, woli mieć konkretny zawód – paplała Monika, jednocześnie krojąc bułkę, nalewając sobie kawę i odkręcając kran, żeby pod strumień chłodnej wody podstawić szklankę.
– Bardzo… eee… rozsądnie – pochwaliłem.
– Oj, tato, nie bądź nudziarzem! – Monika odstawiła szklankę z impetem na kuchenny stół – Rozsądnie, rozsądnie. Zresztą nieważne. Jemy jajecznicę?
Gdyby mi ktoś powiedział poprzedniego wieczoru, że będę jadł śniadanie z ideałem kobiety oraz z moją córką, nie uwierzyłbym. Basia była… olśniewająco piękna, miła, dobrze wychowana, sympatyczna. Z trudem powstrzymywałem się, aby nie gapić się na nią cały czas. Po śniadaniu pod jakimś pretekstem uciekłem do siebie. I prawdę mówiąc, czułem się roztrzęsiony. Z wielu powodów.
Od momentu rozwodu z mamą Moniki byłem sam. Naprawdę sam. Pewnie wielu by mi nie uwierzyło, ale to prawda. Nie kochałem już mamy Moniki, tak wyszło, wypaliło się, skończyło. Jej pewnie też, bo trzy lata po naszym rozwodzie wyszła za mąż, i z tego, co wiedziałem, była bardzo szczęśliwa. Ja postanowiłem spełniać się w pracy i w hobby. Nie zwracałem uwagi na kobiety, naprawdę, miałam nawet poczucie, że chyba przestały mnie interesować, aż zastałem w kuchni tę smarkulę… Co się ze mną działo? Nie mogłem przestać myśleć o niej, o jej włosach, oczach, tonie głosu, lekko złotawej skórze. O Basi. Koleżance ze studiów mojej córki.
Było mi naprawdę głupio. Dziewczyny na szczęście zaraz po śniadaniu poszły sobie gdzieś złatwiać swoje sprawy. A ja pojechałem na zakupy, ugotowałem obiad, a potem przyjąłem zaproszenie do sąsiada na oglądanie meczu. Zostawiłem Monice kartkę, żeby zjadły i że wrócę później.
Tak zrobiłem, ale to nie pomogło. W nocy śniła mi się Basia, pląsająca na łące. Obudziłem się spocony i zażenowany. Jedyne, co mnie w tym śnie pocieszyło to fakt, że śniła mi się jakaś taka starsza. Nawet dużo starsza.
Pojechałem do kuzyna, z którym nie widziałem się chyba ze trzy miesiące. Trochę się zdziwił moją wizytą, ale i ucieszył. Udałem się do fryzjera, bo w sumie stwierdziłem, że mi się to przyda, a czekanie w kolejce, a potem siedzenie na fryzjerskim fotelu przedłużyło moją nieobecność w domu. Wszystko, byle nie natykać się we własnej kuchni na długonogą Basię, która widziała we mnie tatę koleżanki, podczas gdy ja widziałem w niej… kogoś, kogo wcale nie chciałem widzieć. Przecież była w wieku mojej córki!
– To wszystko to jakieś beznadziejne zauroczenie – dogadywałem sam sobie. – Ile ty masz lat, Tomasz? Dwadzieścia trzy? Nie, stary, masz czterdzieści trzy lata, siwe włosy, brodę, brzuszek i dorosłą córkę. To wszystko przez tę samotność. Odbiło ci, weź się opanuj.
Chociaż bardzo się starałem, Monika i tak zauważyła, że jestem rozkojarzony.
– Tato, czy ty masz jakieś kłopoty? – osaczyła mnie kolejnego dnia w przedpokoju.
Rozejrzałem się rozpaczliwie na boki. Jeszcze brakowało, żeby Basia usłyszała te pytania.
– Nie, nie, ależ skąd – wybąkałem.
– Nie bój się. Baśka siedzi w wannie. – Machnęła ręką Monika. – Możesz gadać. To nasze rodzinne sprawy.
– Naprawdę nic takiego się nie dzieje, kochanie…
– Tato, proszę cię. Nie ściemniaj. Przecież widzę, jak się zachowujesz. Normalnie siedziałbyś z nami, jadł pizzę, żartował i dobrze się bawił, ciesząc się z obecności córki w domu. A ty ciągle uciekasz. Prawie cię nie widuję.
– Nie, to nic takiego, po prostu…
– Musisz przestać być taki dziki. – Monika wzięła się pod boki, wyglądając znów jak młodsza kopia swojej matki. – Bo jutro będziemy miały gościa.
– Gościa? – zdumiałem się.
– W sumie to nawet dwójkę gości. Niespodzianka. Będzie kolacja. Tak sobie z Basią wymyśliłyśmy.
– Rozumiem, rozumiem. Mam być na tej kolacji? – jęknąłem.
– No oczywiście. Tato, ty na pewno nie jesteś przeziębiony?
– Nie, nie…
Następnego dnia nie udało mi się uciec, bo Monika poprosiła mnie o zakupy. Razem z Basią szykowały się na wieczór. Jak się dowiedziałem – ku jednoczesnemu smutkowi, ale i uldze oraz radości – miał przyjechać chłopak Basi, właściwie to nawet już narzeczony. To był właśnie kubeł zimnej wody, którego potrzebowałem. Mogłem sobie podziwiać tę urodę, ale dziewczyna jest zajęta, ma przyszłość zaplanowaną!
Przygotowani i ładnie ubrani czekaliśmy w salonie gotowi na przyjęcie gości. Gdy zabrzmiał dzwonek Monika i Basia rzuciły się jak dwie łanie, a ja – jako godny chwilowy opiekun tego stadka – wreszcie na odpowiednim miejscu, poszedłem za nimi do przedpokoju. Tymczasem w drzwiach – oprócz bardzo przystojnego i sympatycznego młodego mężczyzny – stanęła kobieta, na widok której dech mi zaparło i zabrało mi słowa. A potem spłynęła na mnie cicha radość, gdy Basia radośnie zawołała:
– Ciocia! Bardzo chciałam, żebyś poznała tatę Moniki! On też jest po rozwodzie!
Ach, ta dzisiejsza bezpośrednia młodzież. Tym razem nie zamierzałem ratować się ucieczką!