"Byłam samotna i nieszczęśliwa. Aż w końcu dotarło do mnie, że to ja wszystkich odstraszam!"
Fot. Adobe Stock

"Byłam samotna i nieszczęśliwa. Aż w końcu dotarło do mnie, że to ja wszystkich odstraszam!"

"Najpierw zostawił mnie mąż. Akurat skończyłam czterdziestkę. Nie tłumaczył się jakoś szczególnie. A ja nie pytałam. Sama widziałam, że nie jestem już taka atrakcyjna jak kiedyś. Na dodatek miałam jakiś gorszy czas i może faktycznie zaniedbałam i siebie, i dom, i jego. Coraz bardziej pogrążałam się w smutku i samotności. Analizowałam swoje błędy i szukałam winy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęli znajomi. Całymi dniami siedziałam w domu i pielęgnowałam swoje krzywdy I pewnie jeszcze długo by tak było, gdyby nie tamto spotkanie... " Renia, 50 lat

Za oknem wstał kolejny słoneczny dzień, a ja miałam ochotę zakopać się pod kołdrą i zniknąć… Moi sąsiedzi wybierali się całą rodziną na weekendową wycieczkę nad jezioro i robili przy tym tyle hałasu, że mnie obudzili. Zerknęłam zza firanki. Pani Danusia z panią Jadzią, emerytki z klatki obok, pakowały na rowery prowiant i ruszały na działeczkę. Młode mamy już plotkowały przy wejściu na plac zabaw. Nawet marudny pan Mieciu szedł z kolegą na ryby…

Tylko ja tkwiłam w domu sama jak palec

Nikt nie chciał nigdzie ze mną iść. Bo kto by się zadawał z taką starą babą? W drodze do kuchni zerknęłam na wiszące w przedpokoju lustro. Zobaczyłam szarą, zmęczoną cerę i zmarszczki. Kiepskie włosy. Podkrążone oczy.
Najpierw zostawił mnie mąż. Akurat skończyłam czterdziestkę. Nie tłumaczył się jakoś szczególnie. A ja nie pytałam. Sama widziałam, że nie jestem już taka atrakcyjna jak kiedyś. Na dodatek miałam jakiś gorszy czas i może faktycznie zaniedbałam i siebie, i dom, i jego.
Potem stopniowo odchodziły dzieci: Ania wyjechała na studia za granicę i już nie wróciła. Tomka nosiło gdzieś po świecie i tylko kartki słał. A najmłodsza, Ola, nasza licealistka, wolała zamieszkać z ojcem. Coraz bardziej pogrążałam się w smutku i samotności. Analizowałam swoje błędy i szukałam winy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęli znajomi. Zostało kilka najbliższych koleżanek.
– Reniusia, jesteś jeszcze młoda, ułożysz sobie życie! To może być twój czas! – przekonywały mnie.
Jakoś tego nie widziałam. Wreszcie umówiły mnie na randkę w ciemno z kuzynem Irmy.

Adam naprawdę mi się spodobał

Pamiętam, że w kafejce, w której mieliśmy się spotkać, panował tłok. I dobrze. Liczyłam na to, że wyłuskam człowieka z tłumu, a jeśli mi się nie spodoba, po prostu ucieknę. Zobaczyłam go natychmiast. Wysoki brunet z włosami poprzetykanymi siwizną. I uśmiechem, który sprawił, że poczułam się… zauważona.
– Cześć! – Wstał i zaprosił mnie do stolika. – Jestem Adam, a ty musisz być Renia! Irma dużo mi o tobie opowiadała! – stwierdził, a ja poczułam się nieswojo. Chyba to zauważył, bo dodał: – Same dobre rzeczy! I wcale nie przesadziła… – Adam nie przestawał mówić, a ja powoli się rozluźniałam.
Spędziliśmy razem przyjemne popołudnie. Siedziałam, piłam kawę i słuchałam, jak opowiada o swoim rozwodzie, o pracy (był trenerem żeńskiej drużyny siatkówki), o domu, który remontuje… Chętnie umówiłam się na kolejne spotkanie.
Podobał mi się ten facet. I dobrze czułam się w jego towarzystwie. Sprawiał, że znowu byłam warta uwagi i zachodu. Oraz pożądania. W łóżku z Adasiem potrafiłam zapomnieć o zmarszczkach, przeglądałam się w jego zachwycie i znowu lubiłam swoje ciało, pragnęłam przyjemności, jaką mi daje…

Nie wiem, kiedy pojawiło się zwątpienie...

Może wtedy, gdy w kinie spotkaliśmy jego koleżankę z pracy? Olśniewającą brunetkę z włosami jak z reklamy szamponu i figurą modelki. Nie mogła mieć więcej niż trzydzieści parę lat. Adam przedstawił nas sobie.
– To z panią Adaś spędza ostatnio wszystkie popołudnia? – roześmiała się. – Jesteśmy w klubie zazdrosne! – dodała. A ja wyobraziłam sobie jej śliczne koleżanki i pomyślałam, że nie mają o co. Przy tej dziewczynie wyglądałam jak stara baba. Chyba wtedy zaczęłam zwracać uwagę na to, jak inne kobiety patrzą na Adama. Widziałam, że im się podoba i gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że kiedyś zostawi mnie dla jednej z nich. To tylko kwestia czasu.
Musiałam być potwornie nieznośna ze swoją zazdrością, czarnowidztwem i obsesją na punkcie starzenia. Urządzałam sceny, sprawdzałam go, płakałam, szantażowałam… Adaś był cierpliwy. Do czasu.
– Renia, ja już nie mam siły – powiedział po kolejnej awanturze. – Jesteś cudowną osobą, tylko… musisz w to uwierzyć. A ja nie umiem ci w tym pomóc.

Rozstaliśmy się. Zostałam sama

Z lustrem, w którym każdego dnia wypatrywałam kolejnych ran zadawanych przez czas mojej urodzie. Pięćdziesięciolatka… Boże, to brzmiało jak wyrok!
Sąsiedzi wreszcie się rozjechali, a na podwórku zapanowała cisza. Zaparzyłam kawę. Chwyciłam telefon… Tylko nie miałam pojęcia, do kogo mogłabym zadzwonić. Wszyscy byli zajęci swoim życiem. Tylko ja stałam na bocznym torze.
Wreszcie koło południa, kiedy temperatura w mieszkaniu zrobiła się nie do wytrzymania, włożyłam wielkie okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam do parku. Usiadłam na ławce niedaleko fontanny.
– Można się przysiąść? – usłyszałam i zobaczyłam uśmiechniętą siwowłosą kobietę w kwiecistej sukience.
– Jasne – mruknęłam.
– A co pani robi tu sama w taką piękną sobotę? – zapytała, a ja spojrzałam na nią zdumiona. Była starsza ode mnie, a w tych swoich kolorowych szmatkach wyglądała… podejrzanie optymistycznie.
– Próbuję jakoś przetrwać ten dzień – mruknęłam.
– O, to musi być ciężkie! – westchnęła, a ja dopiero po chwili zauważyłam uśmieszek błąkający po jej twarzy. – Coś się stało? – Spoważniała nagle. – Jesteś chora? Spotkało cię jakieś nieszczęście? – wkurzając mnie jeszcze bardziej.
– A żeby pani wiedziała… – rzuciłam, po czym, zupełnie niespodziewanie, również dla mnie samej, wylałam wszystkie swoje żale. Opowiedziałam o każdym ciosie, jaki zadało mi życie, wyliczyłam każde potknięcie, każdy błąd, jaki popełniłam. – Więc, jak sama pani widzi, siedzę tutaj sama, bo nie jestem wystarczająco dobra, młoda, ładna i czego tylko się dotknę, to spieprzę… – dodałam cicho.
– A wiesz, co ja widzę? – westchnęła. – Piękną, dojrzałą kobietę, która ma wszystko, czego potrzeba, żeby żyć dobrym życiem, żeby być szczęśliwa i dawać szczęście innym…
– Tak? Tylko jakoś nikt nie chce tego szczęścia ode mnie przyjąć – mruknęłam. – Wszyscy uciekają.
– Bo ich odstraszasz, kochana. Swoim negatywnym myśleniem. Tym, że zamiast szukać wyjścia z sytuacji, pielęgnujesz swoją krzywdę! – zawołała.
– A co pani może o mnie wiedzieć?! – odparowałam.
– Całkiem sporo, moja droga. Po pierwsze, pewnie tego nie zauważyłaś, pogrążona w nieszczęściu, ale od jakiegoś czasu jestem twoją sąsiadką. Rok temu rozwiodłam się z mężem i po podziale majątku kupiłam tutaj mieszkanie. A po drugie… Byłam taka jak ty, skupiona na sobie, na swoich zmarszczkach i innych wadach. Ale powiedziałam: dość! Mam prawie siedemdziesiąt lat. Młodsza i piękniejsza już nie będę. Kiedy mam żyć, jak nie teraz? Pomyśl o tym… – dodała, machając do kogoś ręką. – A teraz chodź. Umówiłam się tutaj z moimi koleżankami. Idziemy na lody. Mam nadzieję, że się skusisz? – roześmiała się.
– Może? – odparłam zaintrygowana. Bo tego, że ten dzień potoczy się w takim kierunku, naprawdę nie przewidziałam…

 

Czytaj więcej