"Byłam pewna, że w moim wieku nie ma już szans na miłość. A potem życie mnie zaskoczyło..."
Obydwoje poczuliśmy, że jakimś cudem znaleźliśmy się nawzajem
Fot. Adobe Stock

"Byłam pewna, że w moim wieku nie ma już szans na miłość. A potem życie mnie zaskoczyło..."

"Ciężko mieć całe życie pod górkę. Ja miałam. Ale dzięki temu przynajmniej nauczyłam się niczego nie oczekiwać i cieszyć się z każdego dnia. Nie sądziłam jednak, że na emeryturze los zafunduje mi niespodziankę. I to jaką! A zaczęło się całkiem niewinnie..." Maria, 63 lata

– Ćwiczenia? – Spojrzałam na Zosię ze zdumieniem. – Coś ci się pomyliło. – Pokręciłam głową. – W naszym wieku?
– W jakim znowu „naszym wieku”?! – oburzyła się moja przyjaciółka. – Że niby jak człowiek skończy sześćdziesiąt lat, to już ma się zaraz kłaść do trumny?
– No ale ćwiczenia... – Skrzywiłam się lekko.
– Moja droga, tobie na pewno nie zaszkodzą – Zosia obrzuciła krytycznym wzrokiem kawałek szarlotki na moim talerzu.

Zawsze byłam pulchna

Westchnęłam ciężko. Od dzieciństwa miałam kłopoty z utrzymaniem wagi. Takie geny, co poradzić. Nawet w chudych czasach, gdy niczego nie było i nikomu się nie przelewało, byłam pulchna. Nie przeszkadzało mi to, zwłaszcza że Władkowi, mojemu mężowi, podobały się krągłości... Ale to było dawniej. Teraz trzeba być szczupłym i wysportowanym.
No właśnie – sport. Co też tej Zośce strzeliło do głowy? Od kiedy przeszła na emeryturę, latała jak kot z pęcherzem: a to uniwersytet trzeciego wieku, a to jakieś warsztaty albo wolontariat, a teraz to.
– Miasto dopłaca do zajęć dla seniorów – tłumaczyła. – Grzechem byłoby nie skorzystać. A tak w ogóle, to już cię zapisałam – oświadczyła z satysfakcją.
– Skoro tak... – westchnęłam. – Ech, to pójdę.
Jestem z pokolenia, które nauczyło się wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, bo mogła się nie powtórzyć. Jeżeli miasto dopłacało do zajęć... Poza tym, chociaż odrzucałam większość propozycji przyjaciółki, twierdząc, że chcę nacieszyć się spokojem i odpoczynkiem, to w rzeczywistości trochę nudziłam się w domu. Dlatego dwa dni później poszłam z Zośką do klubu osiedlowego. Naszą grupę prowadziła przemiła, młoda instruktorka.
– Drogie panie – zaczęła z uśmiechem – nic na siłę. Musimy być dla siebie wyrozumiałe.
O, i to mi się spodobało! Niemniej, nawet przy wielkiej wyrozumiałości, zasapałam się już po dziesięciu minutach. I pomyśleć, że tak niedawno mogłam cały dzień pracować w polu, a wieczorem jeszcze polecieć na potańcówkę...
– Niedawno? – Zośka spojrzała na mnie jak na UFO. – Moja droga, to było grubo ponad czterdzieści lat temu!
Zamyśliłam się... Przyjaciółka miała rację. Kiedy ten czas tak zleciał?

Ten przystojny mężczyzna nie wydawał się sympatyczny

– Przepraszam! – Nagle tuż za plecami usłyszałam zirytowany męski głos i poczułam delikatny, ale stanowczy uścisk na łokciu. – Przepuści mnie pani?
– Co? – Rozkojarzona zerknęłam do tyłu.
Za mną stał mężczyzna z marsem na czole i skrzywioną miną.
– Stoi pani w drzwiach – rzucił niecierpliwie. – Chciałbym wyjść.
– Aha – mruknęłam i odsunęłam się na bok.
Wyszedł, nie poświęcając mi nawet jednego spojrzenia. Z przyjemnością patrzyłam na wyprostowaną sylwetkę i energiczny krok. Gdyby nie był taki zły, to powiedziałabym, że całkiem przystojny...
– Kto to jest? – zapytałam, gdy Zośka dołączyła do mnie przy wyjściu.
– To Janek. – W jej głosie pojawiła się tęsknota. – Niezły, nie?
Spojrzałam na nią z zaciekawieniem. Obydwie byłyśmy samotne. Mój mąż zmarł przed trzema laty. Rak. Nawet długo nie chorował, lecz choroba tak bardzo go wyniszczyła, że śmierć powitał z ulgą. Od tamtego czasu w zasadzie żyłam sama. Rzadkie wizyty synów i wnuków były jedynie miłym, acz męczącym, przerywnikiem. Nauczyłam się z tym żyć i mimo że czasem doskwierała mi samotność, nie narzekałam na los. Zośka była inna. Jej Stasiek zginął w wypadku ponad dziesięć lat temu. Bardzo to przeżyła. Nigdy nie umiała być sama, więc po krótkiej żałobie zaczęła szybko szukać kolejnego męża. Albo chociaż przyjaciela. Różnie jej to wychodziło, aktualnie znowu została singielką.
„Biedny Janek”, przemknęło mi przez myśl, bo jak Zośka się na coś lub kogoś uparła, nie było zmiłuj. Jednocześnie poczułam ukłucie żalu. Jestem realistką i wiem, że w moim wieku nie ma już szans na miłość.

W ciągu kilku następnych tygodni chodziłam z Zosią na ćwiczenia i uczciwie starałam się wykonywać polecenia naszej instruktorki. Po pewnym czasie zauważyłam, że trochę mniej sapię i wolniej się męczę. Do tego pozostałe uczestniczki okazały się całkiem sympatyczne. Zaczęłyśmy coraz dłużej zostawać po zajęciach, siadałyśmy w barze, brałyśmy po herbatce i gadałyśmy. W tym jednym przypadku Zośka miała rację, wyjście do ludzi dobrze mi zrobiło.
– Marysiu. – Jedna z nowo poznanych koleżanek nachyliła się do mnie konspiracyjnie. – Czy Zośka spotyka się z Jankiem?
Spojrzałam w głąb korytarza. Moja przyjaciółka właśnie tłumaczyła coś z ożywieniem swojej przyszłej zdobyczy. Nie widziałam ich dokładnie, ale miałam wrażenie, że jej rozmówca nie do końca się z nią zgadza.
– Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami.
– Janek to tutejsza gwiazda – westchnęła moja rozmówczyni. – Wiesz, że ma już dobrze po sześćdziesiątce, a nadal biega maratony?
– To widać – powiedziałam z uznaniem.

Zgodziłam się pójść na imprezę

Po chwili Zosia podeszła do stolika i z radością oznajmiła, że klub organizuje imprezę na zakończenie sezonu.
– Koniecznie musimy iść – mówiła. – Będzie kolacja i tańce. Już się dowiedziałam, że przyjdzie też grupa basenowa – dodała znacząco.
W skład „grupy basenowej” wchodzili sami panowie. Po zajęciach spoglądałyśmy czasami z widowni na pływaków, a oni niekiedy zaczepiali nas w drodze do szatni.
– To ja idę – zadeklarowała Jaśka. – Podoba mi się ten szczupły blondyn.
– Ten łysy? – zdziwiła się jej koleżanka.
– Nie łysy – obruszyła się zapytana. – No, może trochę, ale tylko na czubku.
– Czubek to jest lepszy inny – zachichotała Ala, najstarsza z nas.
– No wiesz! – oburzyły się dziewczyny.
Przyjemnie było siedzieć z nimi i żartować, ale na imprezę się nie wybierałam. Jednak Zośka się uparła. Tak długo wierciła mi dziurę w brzuchu, aż w końcu poszłam z nią dla świętego spokoju.

Opędzałam się od nachalnych adoratorów

Tamtego wieczora nasz klub zmienił się nie do poznania. Na hali treningowej urządzono parkiet do tańca, a w recepcji stały stoły uginające się od przekąsek. Wytworne stroje, eleganckie fryzury i makijaże... Połowy osób nie rozpoznałam! Grupa basenowa nie traciła czasu i już zdążyła się wymieszać z moimi koleżankami. Dołączyłyśmy z Zośką do znajomych.
– Spróbuj tego schabiku – poradziła mi szeptem Ala. – Jest doskonały.
Kiwnęłam głową, przysłuchując się jednocześnie rozmowom. Panowie – rozochoceni napojami wyskokowymi – puszyli przed nami piórka, a dziewczyny ich podpuszczały.
– Co taka wspaniała kobieta jak pani robi w takim miejscu? – Obok mnie usiadł jeden z pływaków i uśmiechnął się szeroko.
– To samo, co pan – rzuciłam.
– Cudownie! – Położył rękę na moim kolanie. Poczułam zapach alkoholu i czegoś jeszcze, niezbyt przyjemnego. – Bo ja właśnie chciałbym znaleźć towarzyszkę moich ostatnich dni.
– To pan umiera? – zapytałam niezbyt grzecznie, odsuwając jego dłoń. – Ja tam mam zamiar jeszcze pożyć.
– Ależ pani dowcipna. – Mimo moich wysiłków przysunął się jeszcze bliżej.
Rozejrzałam się bezradnie, ale Zośka gdzieś zniknęła, a cała reszta towarzystwa wydawała się doskonale bawić. Następne pół godziny spędziłam na rozpaczliwym unikaniu coraz bardziej natarczywych zalotów podpitego pana Zenka. Kiedy wyszedł do toalety, postanowiłam się ulotnić.

Znowu natknęłam się na Janka

– Och! – krzyknęłam cicho, natykając się na nieruchomą postać siedzącą na ławeczce przed tylnym wyjściem z klubu.
– Co pani tu robi? – odezwała się postać ostrym głosem. – Szpieguje mnie pani?
– Za kogo pan się uważa?! – prychnęłam. – Za jakiegoś celebransa? – Z nerwów wszystko mi się pomieszało.
– Jak już, to celebrytę – usłyszałam w jego głosie uśmiech, a po chwili ogień zapalniczki oświetlił mu twarz. Pan Jan! No tak, nie widziałam go wśród gości. – Celebrans to...
– Wiem, kim jest celebrans – burknęłam. – Pomyliło mi się po prostu.
– No to co pani tu robi? – powtórzył pytanie. – Nie powinna pani być w środku i świetnie się bawić?
– Ukrywam się – przyznałam. – Chciałam iść do domu, ale... – zawahałam się.
– Bała się pani, że wpadnie na niechcianego adoratora? – powiedział domyślnie, odkładając zapalniczkę.
Znowu zapanowała ciemność. Klapnęłam na miejsce obok niego. Przed nami rozciągał się niezbyt ciekawy widok na miasto.
– Mogę tu chwilę posiedzieć? – zapytałam. – Obiecuję, że będę cicho.
– Akurat! – prychnął. – Ale dobrze, niech sobie pani siedzi.
„Szkoda, że nie wzięłam kieliszka wina”, pomyślałam i poprawiłam się na siedzeniu. Coś uwierało mnie w plecy. Po chwili odpłynęłam myślami...
Ostatni raz tańczyłam na weselu młodszego syna. Przeszło dziesięć lat temu. Jak ten czas leci! Michał zdążył się rozwieść, wyjechać za granicę i tam zacząć nowe życie. Wojtek, jego starszy brat, już od dawna mieszka w Anglii. Widuję ich wszystkich od wielkiego dzwonu...
– Muszę przyznać, że jest pani nietypową kobietą. – Aż podskoczyłam na dźwięk głosu pana Jana.
– Dlaczego? – zapytałam nieufnie.
– Nie znam kobiety, która rzeczywiście potrafi siedzieć cicho – odpowiedział cierpko. – Większość pań od razu nawiązuje konwersację.
– Cóż, przecież widzę, że pan niespecjalnie ma na to ochotę – stwierdziłam.
– To nie tak... – urwał. – Ja tylko... Chyba odzwyczaiłem się od rozmów. Za długo jestem sam – dodał cicho.
– Więc chce pan porozmawiać?
– To dziwne, ale chyba tak – zaśmiał się. – Niech mi pani opowie coś o sobie.

Wspaniale się nam rozmawiało

Siedzieliśmy na ławce zanurzeni w ciemności i rozmawialiśmy. Mrok był tamtego wieczoru naszym sprzymierzeńcem. Obydwoje się w nim ukryliśmy, dzięki czemu łatwiej się nam rozmawiało.
– A pan? Co mi pan o sobie opowie? – zapytałam, kiedy już przedstawiłam skróconą wersję swojego życia.
– Musi pani być bardzo szczęśliwa – zaskoczył mnie ból w jego głosie. – Ja nie mogę mieć dzieci – westchnął. – Przez to rozpadło się moje małżeństwo, a drugiego związku już nie chciałem ryzykować.
– Dawno się pan rozwiódł?
– Dwadzieścia lat temu, od tego czasu jestem sam. Rozkręciłem firmę, zacząłem uprawiać sport, wyjeżdżam za granicę – opowiadał szeptem. – Ale to tylko namiastka szczęścia.
– Niech pan tak nie mówi! – zaprotestowałam. – Szczęście to kwestia wyboru. Nikt nie ma wszystkiego. Jak to mówią, życie nie polega na czekaniu na dobre karty, tylko na dobrym graniu tymi, które dostaliśmy – dodałam z pewnością w głosie.
– Pani jest niesamowita. Umówi się pani ze mną na kolację? – zaproponował nagle.
W pierwszej chwili chciałam odmówić. To był „łup” Zośki, nie mój. Z drugiej strony... Gdyby miał ochotę spotykać się z nią, to nie ukrywałby się w ciemnym kącie. Prawda?
– Z przyjemnością – słowa wypłynęły z moich ust prawie bez udziału woli. – Ale może przejdźmy na ty? – zaproponowałam.

Zaprzyjaźniliśmy się, potem pojawiła się miłość

 Tak rozpoczęła się nasza znajomość. Kilka dni później spotkaliśmy się w eleganckiej restauracji. Wbrew obawom Jan nie uciekł na mój widok. Uśmiechnął się szeroko.
– Nie przeszkadza ci, że jestem... Hmm, nieco pulchna? – wolałam się upewnić.
– A tobie nie przeszkadza, że mam odstające uszy? – Z zabawną miną obrócił się do mnie raz jednym, raz drugim profilem.
– Daj spokój! – prychnęłam. – Co to ma... – zaczęłam mówić, ale zaraz się roześmiałam. Fakt, te uszy miał okropne...
Już wtedy obydwoje poczuliśmy, że jakimś cudem znaleźliśmy się nawzajem. Zaprzyjaźniliśmy się, potem pojawiła się miłość. Kilka miesięcy później wzięliśmy ślub. Dopełniamy się tak dobrze, jakbyśmy byli dla siebie stworzeni. Ja zaczęłam uprawiać więcej sportu, on ma dom z ciepłym obiadem i szarlotką na stole. Janek zabiera mnie ze sobą w różne miejsca, ja zafundowałam mu rozbrykane wnuki. Cały czas rozmawiamy, ciągle dowiadujemy się o sobie czegoś nowego. Mamy sporo lat do nadrobienia.
– Jesteś moim prezentem od losu – powiedział któregoś ranka Janek, patrząc na mnie z miłością. – Jestem szczęśliwy.
– To najlepsze, co mogłam od ciebie usłyszeć! – zaśmiałam się. – Kocham cię.
Jesteśmy razem, kochamy się, żyjemy i śmiejemy się. I każdego dnia upewniamy się, że szczęście zależy tylko od nas.

 

 

 

 

 

Czytaj więcej