"Wiki, nasza młodsza koleżanka z pracy, jeszcze panienka, lubiła się nam zwierzać. Czasami prosiła nas o radę, chociaż i tak zawsze robiła, co chciała. Była bardzo ładna, zgrabna i pewna siebie. Tak zwana córeczka tatusia z dość zamożnego domu. Lubiłyśmy ją, chociaż czasami zdumiewała nas podejściem do życia. Nosiła się ze swoim Robertem, jakby to był związek na poziomie rodów królewskich, a z tego, co opowiadała, chłopak był aplikantem w kancelarii adwokackiej. Raz go widziałam: bardzo poważny młody człowiek. No ale nasza Wiki nie była go pewna. – Rodzicie zawsze mi powtarzali, że mam się szanować, że byle komu mnie nie oddadzą… – zapowiedziała. I postanowiła chłopaka przetestować...". Ewa, 39 lat
– Wiecie, Robert chyba mi się oświadczy! – oznajmiła zadowolona Wiktoria.
– Serio? Super! Gratulacje! A z czego wnioskujesz? – posypały się pytania.
Akurat panował spokój, klientów nie było, mogłyśmy sobie pozwolić na ploteczki.
– Byliśmy ostatnio na zakupach w galerii i zaciągnął mnie do jubilera, oglądaliśmy pierścionki, pytał, jakie mi się podobają, no to chyba po nic nie pytał, co nie? – relacjonowała przyszła narzeczona.
– No, na pewno nie – przytaknęłam. – Cieszysz się? Co ty na to? Zgodzisz się oczywiście?
– Jasne, że się cieszę, tylko… Czy można być pewnym faceta? – Wiki zmarszczyła zgrabny nosek. – Zgodzę się, on się poczuje pewnie, a potem się okaże, że to jednak dziwkarz…
– Po dwóch latach już chyba byś coś zauważyła – mruknęła Aneta.
– Może tak, może nie… Wolałabym mieć pewność. To jednak poważny krok.
– Nie marudź, facet jak marzenie, porządny, uczciwy, dba o ciebie, jeszcze ci źle? – Beata popukała się w czoło. – Jak będziesz tak wybrzydzać, zostaniesz na lodzie.
– Ja nie wybrzydzam! – obruszyła się Wiktoria. – Rodzicie zawsze mi powtarzali, że mam się szanować, że byle komu mnie nie oddadzą…
– A ty co? Rzecz jesteś, żeby cię oddawać? – zdziwiłam się, bo poglądy koleżanki zapachniały mi dziewiętnastym wiekiem.
Wiki, ładna, zgrabna, pewna siebie, tak zwana „córeczka tatusia” z dość zamożnego domu: jej rodzice mieli sady i zakład przetwórstwa owoców czy coś takiego, choć przemiła jako koleżanka z pracy, czasami zdumiewała podejściem do życia. Nosiła się z tym Robertem jakby to był związek na poziomie rodów królewskich, a z tego, co opowiadała, chłopak był aplikantem w kancelarii adwokackiej. Raz go widziałam: bardzo poważny młody człowiek.
– Nie no, to żarty takie były – tłumaczyła się teraz. – Wiadomo, że ja decyduję. Ale wolałabym mieć pewność, że Robi kocha mnie i tylko mnie… Może by go sprawdzić? Jak myślicie?
– Mnie nie pytaj. – Wzruszyła ramionami Bożenka.
– No bo ja właśnie wymyśliłam taki plan…
Plan Wiktorii zakładał, żeby podsunąć absztyfikantowi jakieś ponętne dziewczyny i sprawdzić, czy się da poderwać, czy nie.
– Mam tylko nadzieję, że nie chcesz tu przeprowadzać rekrutacji? – przeraziłam się.
Wszystkie trzy byłyśmy znacznie starsze od Wiktorii i jej chłopaka i zupełnie nie nadawałyśmy się do roli uwodzicielek.
– Nie, nie, spokojnie! – Roześmiała się Wiki. – Poprosiłam przyjaciółkę ze szkoły i jedną moją kuzynkę. Jest przejazdem, więc to bezpieczne. W piątek idziemy na imprezę i ona tam będzie „przypadkiem”. A znowuż Hania będzie potrzebowała jego pomocy.
– No, żebyś się tylko dziewczyno nie przejechała na tym eksperymencie… – Sceptycznie pokiwała głową Aneta.
– No więc impreza była kompletną klapą – relacjonowała Wiktoria. – Kuzynka przyszła odstawiona jak stróż w Boże Ciało, wyglądała jak milion dolarów, aż się zaczęłam niepokoić, czy nie przegięłam, zagadywała mojego Roberta, a ten nic. Coś jej tam odpowiedział półgębkiem i wdał się w dyskusję z kolegą o wyborach. No wyobrażacie sobie? Siedziałyśmy obie z Klaudią jak te głupie, oni w ogóle na nas nie zwracali uwagi, tylko się kłócili! Aż się wkurzyłam i wyciągnęłam Roberta na parkiet. A on mi powiedział na ucho, żebyśmy wyszli wcześniej, bo już nie chce tam być. No to wyszliśmy. A kuzynka została, bo ją zaczął podrywać jakiś inny gościu.
– No to chyba dobrze, nie? – zapytałam.
– No taaak… – przyznała Wiki. – Spróbuję jeszcze z tą kumpelą z klasy. A, i jeszcze napuściłam na niego taką drugą, on jej nie zna, a ona mieszka po sąsiedzku… Akurat wyjeżdżam na szkolenie, nie będzie mnie i zobaczymy.
– Wariatka, słowo daję! – prychnęła Aneta. – To się źle skończy.
Ze szkolenia Wiktoria wróciła cała w skowronkach, z relacji wynajętych do podrywu koleżanek wynikało, że Robert był jak skała. Poproszony o przysługę uprzejmie odesłał do kogo innego, zaproszenia na kawę zignorował, dekolty i krótkie spódniczki nie robiły na nim wrażenia. Co więcej, o każdym kontakcie z podstawionymi wampirzycami wspominał swojej ukochanej przez telefon.
– Rozumiecie, i potem on mi mówi: „a wiesz, jakaś laska się mnie uczepiła, podobno sąsiadka, czegoś chciała, nie wiem, czego, bo nieuważnie słuchałem, namolna strasznie, a ubrana jak dziwka, nie wiem, kto na tym osiedlu mieszka, naprawdę…”. Mało się nie zakrztusiłam kawą! – świergotała radośnie.
– No to się może uspokoisz teraz? – zapytałam. – Sprawdziłaś faceta.
– Tak… – Koleżanka przymknęła oczy w upojeniu – czuję, że to Ten Jedyny. Miałam obawy, bo on niby zawsze taki poważny, bałam się, że może ukrywa swoją prawdziwą naturę. Ale teraz już wiem! Wieczorem się zobaczymy! Nie mogę się doczekać pierścionka i w ogóle!
– Alleluja – mruknęła Anetka, która była zgryźliwa z natury.
Nie żebyśmy jakoś niecierpliwie wyczekiwały dnia następnego recenzji z romantycznego spotkania, ale i tak zawiodłyśmy się nieco, bowiem Wiktoria nazajutrz nie przyszła do pracy.
– Gdzie ona jest, no gdzie? – zrzędziła Bożenka. – Miała mi dać tamte kwity! Szefostwo głowę mi urwie, cholera ciężka, zakochana królewna.
Zakochana królewna przywlokła się koło jedenastej. Blada, z zapuchniętymi oczami, krzywo zapiętą bluzką. „Oho! Coś niedobrze!”, pomyślałam.
– Uczesz się i popraw bluzkę, zanim cię ktoś zobaczy – powiedziałam półgłosem, odciągając ją na bok. – Co się stało?
– Rzucił mnie. Robert mnie zostawił – odparła grobowym głosem.
– Ale jak? Dlaczego? – Wytrzeszczyłam oczy.
– Spotkaliśmy się wczoraj – opowiadała znękana Wiki. – Miło, czułości i tak dalej… Tak się cieszyłam! On zaczął mówić o przyszłości… A ja mu powiedziałam, że tak, że jestem go pewna, bo go sprawdziłam. No, opowiedziałam mu o moim małym podstępie… – Wygięła usta w podkówkę jak dziewczynka. – A jego szlag trafił! Wycedził, że nie jest cholernym królikiem doświadczalnym, nikt go nie będzie sprawdzał i skoro mu nie ufam, to nasz związek nie ma sensu. I poszedł sobie! – zakończyła ze szlochem. – I co ja mam teraz zrobiiić…?
Wyjęłam z torebki paczkę chusteczek i podałam jej.
– Nie wiem – westchnęłam. – Odczekaj. Przeproś. Może za jakiś czas ci wybaczy. A mówiłyśmy ci, że to głupi pomysł…