"Po 20 latach związku mąż odszedł do innej. Powoli gorzkniałam. Samotność mi nie służyła. Tęskniłam za kimś, kto spojrzałby na mnie czule i dostrzegł we mnie kobietę. Bo przecież wciąż nią byłam! Pewnego dnia przeczytałam w horoskopie, że czeka mnie przygoda. Postanowiłam pomóc losowi i wykupiłam wycieczkę do Chorwacji..." Ewa, 55 lat
Chociaż nie wierzę w horoskopy, namiętnie je czytam. I zwykle uśmiecham się z politowaniem pod nosem. „Niewykluczony jest awans lub podwyżka”. Tak, już to widzę. Mój szef gardzi kobietami i promuje tylko mężczyzn. „Partner szykuje dla ciebie miłą niespodziankę”. Owszem, mój były mąż zrobił mi niespodziankę, niestety, nie była miła. Po dwudziestu latach związku stwierdził, że woli brunetki, i zostawił mnie bez żalu. „Potrzebna ci przygoda, która odmieni twoje życie”. O, i tu się zgadzałam. Bo moje życie było ostatnio nudne jak flaki z olejem.
Powoli gorzkniałam na trasie praca-dom i zazdrościłam koleżankom, że mają się do kogo przytulić po ciężkim dniu w firmie. Samotność mi nie służyła. Więdłam jak kwiat pozbawiony wody. Tęskniłam za kimś, kto spojrzałby na mnie czule i dostrzegł we mnie kobietę. Bo przecież wciąż nią byłam, do cholery! Tylko nawet ja sama o tym zapominałam... Czułam, że znikam, że dla mężczyzn staję się niewidzialna. Musiałam coś zrobić, by nie pochłonęła mnie czarna dziura depresji.
Dwa razy umówiłam się na randkę z bratem koleżanki z firmy. Podobnie jak ja był rozwiedziony. I to było chyba wszystko, co nas łączyło. Nie zaiskrzyło, dałam sobie spokój. Później nastał etap Tindera. Nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale córka mi powiedziała, że właśnie tak teraz poznaje się mężczyzn. Pokazała mi co i jak, no i się zaczęło. Najpierw umówiłam się z sympatycznym Grzegorzem. Dobrze się rozumieliśmy i świetnie się nam rozmawiało, ale... jemu chodziło wyłącznie o niezobowiązującą znajomość opartą na seksie. Nie tego oczekiwałam. Potem był Jerzy. Mocno skupiony na sobie. Odmieniał „ja” przez wszystkie przypadki. Mną kompletnie nie był zainteresowany. Skończyło się na jednym spotkaniu, na którym omal nie zasnęłam z nudów. Po nim nastąpił Jarek. On z kolei szukał kogoś, kto mu ugotuje, uprasuje i umyje podłogi. Za gosposię robić nie zamierzałam. Dałam mu namiary na firmę sprzątającą, z usług której sama od czasu do czasu korzystałam. Poczuł się urażony i czmychnął ze spotkania jak niepyszny. Zostawił mi rachunek do zapłacenia. Prawdziwy dżentelmen...
– Gdzie się podziali wszyscy normalni faceci? – zapytałam rozżalona koleżankę z firmy.
– Bo męska rzecz być daleko – zaśmiała się Anka, cytując słowa szlagieru Alicji Majewskiej. – Wyjechali. Wsiadaj w samolot i ich goń.
W pierwszej chwili popatrzyłam na nią jak na kosmitkę. Ale później stwierdziłam, że... czemu nie! Miałam trochę zaległego urlopu, szef wciąż cisnął, żeby go wykorzystać, więc może to nie był taki głupi pomysł. Postanowiłam kuć żelazo, póki gorące i zaczęłam przeglądać oferty last minute biur podróży. Zdecydowałam się na Supetar na chorwackiej wyspie Brac.
Tydzień później, gdy leżałam na kamienistej plaży, już taka podekscytowana nie byłam. Owszem, wokół tylko piękno, ale... również rodziny z dziećmi i pary. Miałam wrażenie, że tylko ja jestem sama i poczułam się żałośnie. Nagle od strony morza powiał silny wiatr i porwał mój słomkowy kapelusz. Zanim zdążyłam się podnieść z leżaka, pofrunął hen, daleko. Na szczęście złapał go jakiś mężczyzna. Uśmiechał się od ucha do ucha i szedł w moją stronę.
– To pani zguba? – zapytał po polsku, a ja odetchnęłam z ulgą, że nie muszę się produkować po angielsku.
– Tak, dziękuję bardzo – odparłam.
– Należy mi się chyba jakaś nagroda. Jakieś znaleźne, prawda? Na przykład mrożona kawa w plażowym barze – powiedział, a w jego oczach zamigotały figlarne iskierki.
– Nie zwykłam chodzić na kawę z nieznajomymi – odparłam nieco zbyt chłodno, ale wcale go to nie zraziło.
– Jestem Adam. A pani?
– Ewa.
– Adam i Ewa. No i jesteśmy w raju, a to zobowiązuje.
Rozśmieszył mnie, więc postanowiłam zaryzykować.
– Skoro już się poznaliśmy, zapraszam na tę znaleźną kawę – powiedziałam.
Był wdowcem i wielkim miłośnikiem kryminałów. Poza tym kochał Chorwację i co roku tu przyjeżdżał.
– Jeśli zechcesz, mogę być twoim przewodnikiem – zaproponował.
To wszystko działo się dla mnie zdecydowanie za szybko, ale Adam wyglądał na porządnego faceta o dobrych zamiarach, a ja przecież przyjechałam tu, by przeżyć przygodę.
Zgodziłam się i Adam codziennie pokazywał mi jakiś ciekawy zakątek wyspy. Tak pięknie opowiadał o historii i chorwackich zwyczajach. Anegdotami sypał jak z rękawa. Dobrze się czułam w jego towarzystwie.
Któregoś razu po kolacji i kilku lampkach wina wybraliśmy się na spacer brzegiem morza. Na niebie było milion gwiazd i upojnie cykały cykady. Zrobiło się romantycznie. Dałam się ponieść temu nastrojowi i odważyłam się na pocałunek. Adam oddał go żarliwie, a ja zdałam sobie sprawę z faktu, że od dawna nikt mnie nie przytulał. Umościłam się w ramionach mężczyzny, którego przecież prawie nie znałam, i poczułam się bezpiecznie. Zapragnęłam pójść o krok dalej. To kompletnie nie było w moim stylu, ale stwierdziłam, że to, co dzieje się w Chorwacji, zostaje w Chorwacji. Nawet jeśli się wygłupię, za chwilę nastąpi rozstanie i już nigdy się nie spotkamy.
– Zostaniesz dziś u mnie na noc? – zapytałam odważnie, choć głos lekko mi drżał.
– Myślałem, że nigdy się nie odważysz – odparł, a potem pociągnął mnie za rękę w stronę hotelu.
Okazał się czułym i delikatnym kochankiem. Studiował moje ciało niespiesznie, zachwycając się każdym pieprzykiem, jakby to były bezcenne dzieła sztuki. Uśpiona we mnie kobieta obudziła się pod wpływem tych pieszczot. Mruczałam z zadowoleniem jak kotka, porzucając wstyd i onieśmielenie. Topniałam w jego dłoniach, wijąc się z rozkoszy. To była cudowna noc, a po niej nastąpiły kolejne.
Po prostu cieszyliśmy się tym, co było, zupełnie tak, jakbyśmy chcieli nacieszyć się na zapas, jakby jutro miało nigdy nie nadejść.
Kiedy odlatywałam do kraju, zdałam sobie sprawę, że przez tych kilkanaście dni zdążyłam się zakochać nie tylko w Chorwacji, ale i w Adamie, który tak pięknie o niej opowiadał. W telefonie miałam jego numer, ale, szczerze mówiąc, nie sądziłam, że się jeszcze kiedyś spotkamy. On mieszkał w Gdańsku, ja we Wrocławiu. Dzieliło nas pół Polski...
Zrobiło mi się miło, gdy zaraz po powrocie do domu dostałam od niego SMS-a: „Już tęsknię. Nie możemy tak tego zostawić. W Supetarze to był tylko piękny początek. Czas na ciąg dalszy”. Serce zabiło mi mocniej i poczułam te mityczne motyle w brzuchu. Nagle stałam się postrzeloną nastolatką, dojrzała kobieta po przejściach gdzieś zniknęła. Odpisałam niemal od razu: „Jestem gotowa na kolejny rozdział”. I tak to się zaczęło.
Na początku odwiedzaliśmy się w weekendy, kradnąc szarej codzienności krótkie chwile szczęścia. Raz ja jeździłam do niego, raz on przyjeżdżał do mnie. Po roku tych wędrówek po Polsce, Adaś powiedział, że się zmęczył. Zrobiło mi się przykro, bo ja już nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Ale... źle go zrozumiałam.
– Przeprowadź się do mnie, przecież zawsze chciałaś mieszkać nad morzem – powiedział.
I jak tu nie wierzyć w horoskopy?! Przeżyłam przygodę, która odmieniła moje życie. Porzuciłam Wrocław i zapuszczam korzenie w Gdańsku. I już nie budzę się sama...