"Mój kot na widok Pawła uciekał, gdzie pieprz rośnie. Wkrótce zrozumiałam, dlaczego..."
Fot. Adobe Stock

"Mój kot na widok Pawła uciekał, gdzie pieprz rośnie. Wkrótce zrozumiałam, dlaczego..."

"Rudzik był moim ukochanym kotem. Chodził za mną krok w krok, spał w nogach mojego łóżka, ładował się na kolana, gdy oglądałam telewizję. No, skradł mi serce. Wszystko się zmieniło, gdy w moim domu zaczął pojawiać się Paweł – mój nowy facet. Za każdym razem, kiedy do mnie przychodził, Rudzik dziczał. Wystarczyło, że usłyszał jego głos, zaczynał się chować. Z brzuchem przy podłodze, jakby ktoś chciał mu krzywdę zrobić... Patrzyłam na to przerażona." Kinga, 24 lata

Przed pierwszą wizytą Pawła w moim domu bardzo się denerwowałam. Wysprzątałam dosłownie wszystko, łącznie z wnętrzem lodówki. Zmieniłam pościel i wymieniłam kostkę w WC. Nie chciałam stracić w oczach tego cudownego faceta. Dzień wcześniej odwiedziła mnie Kaśka, moja przyjaciółka.
– Fiu, fiu, fiu! – Zafascynowana obeszła moje mieszkanie. – Mucha nie siada! Wygląda, jakbyś szykowała się na kontrolę sanepidu, a nie na randkę. Kota też odpowiednio przygotowałaś? – Zaśmiała się.
– Niby jak? Mam mu kokardę zawiązać na ogonie? – Zachichotałam i z miłością spojrzałam na sierściuszka.

Rudzik był moim ukochanym pupilem

Jeszcze kilka lat temu nie myślałem, że będę miała kota. Wydawało mi się, że wolę psy... Tymczasem któregoś popołudnia pod moją szeregówką pojawił się jakiś przeraźliwie miauczący biedak. Bez skrępowania wparował do mojej kuchni i pożarł kilka plasterków mielonki tyrolskiej. Następnie zaczął ocierać się o moje nogi i lizać mnie po dłoniach. I tak dobrze mu z oczu patrzyło, że nie miałam serca wyrzucić go na ulicę. Zaniosłam go do weterynarza na badanie, tam zaaplikowano mu tabletki na robaki, dostał też inne weterynaryjne cuda. Już po dwóch tygodniach zabiedzony kocurek zmienił się w całkiem przystojnego rudzielca miziaka. Chodził za mną krok w krok, spał w nogach mojego łóżka, ładował się na kolana, gdy oglądałam telewizję. No, skradł mi serce.
– A co jeśli Paweł nie lubi kotów? – drążyła Kaśka.
– Niemożliwe. Paweł to ideał – orzekłam z powagą. – Lepiej mi powiedz, którą sukienkę mam jutro założyć: tę czy tę? – Wyciągnęłam z szafy dwa wieszaki.
– Tę, na której będzie mniej widać kocią sierść – zażartowała.

Byłam Pawłem zachwycona. Rudzik - wręcz przeciwnie!

Następnego wieczora tylko Rudzik spał spokojnie na fotelu, ja cała w nerwach czekałam na wizytę ukochanego.
– No, ślicznie tu masz... – Po powitalnych pocałunkach Paweł zrobił obchód domu. – Skromnie, ale przytulnie.
Kiedy weszliśmy do salonu, rzucił okiem na fotel i Rudzika.
– Żywy czy wypchany? – spytał, puszczając do mnie oko.
– No wiesz! – oburzyłam się, bo jakoś mnie ten żart nie rozbawił.
Rudzik podniósł ciężką powiekę i bez zainteresowania przyjrzał się gościowi. A potem wstał z fotela i wyszedł z pokoju.
Pierwsza wizyta Pawła przebiegła w rozkosznej atmosferze, a potem ów cudowny mężczyzna zaczął pojawiać się u mnie coraz częściej. A nawet zostawać na noc.
– A ty dokąd się wybierasz? – zwrócił się do Rudzika, który energicznie wmaszerował do sypialni. – Hola, hola! Zwierzaki nie mają tu wstępu! – Odsunął kota nogą.
A Rudzik... pierwszy raz w życiu na kogoś prychnął. Spojrzałam na niego zszokowana.
– Hej, mały, spokojnie... – Próbowałam wziąć kociaka na ręce, ale ode mnie uciekł. – Co mu się stało?
– Przestań zawracać sobie nim głowę. – Paweł objął mnie i mocno przytulił. – Teraz ja będę twoim kociakiem...
Poddałam się jego pieszczotom i na dość długi czas zapomniałam o futrzastym pupilu.
Lecz on nie dał o sobie zapomnieć. Chyba był zdziwiony, że ktoś zamknął za nim drzwi sypialni, bo od rana kręcił się pod nimi, oczywiście rozpaczliwie miaucząc.
– Czemu on tak się drze? – Paweł podniósł głowę znad poduszki.
– Pewnie głodny – odparłam, odrzucając kołdrę.
– Dokąd się wybierasz? Oszalałaś? Pomiauczy i przestanie.
Jednak Rudzik nie odpuścił. Dalej hałasował.
– Nie wytrzymam tego! – Paweł wstał z łóżka, otworzył drzwi, bez pardonu chwycił Rudzika i wyniósł go na dwór.

Od tego dnia coś się kotu stało...

Za każdym razem, kiedy w domu pojawiał się Paweł, Rudzik dziczał. Wystarczyło, że usłyszał jego głos, uciekał, gdzie pieprz rośnie. Z brzuchem przy podłodze, jakby ktoś chciał mu krzywdę zrobić... Patrzyłam na to przerażona.
– Ty go uderzyłeś? – spytałam ukochanego.
– Ja? Skąd! Przecież nie jestem potworem! – oburzył się. – Poza tym... Odnoszę wrażenie, że więcej uczuć masz dla tego sierściucha niż dla mnie.
– Jak możesz tak myśleć?! – wkurzyłam się.
Wtedy chyba pierwszy raz inaczej spojrzałam na Pawła... Coś mnie zaczęło niepokoić.
Zaczęłam też obserwować Rudzika – miałam wrażenie, że ciągle jest w nerwach. Stresował go każdy hałas, każdy gwałtowny ruch. Wolał spędzać czas na dworze niż w domu. A gdy przyjeżdżał Paweł, kociak od razu się ewakuował. Warował przy drzwiach, rozpaczliwie miaucząc. Kiedy zwlekałam z naciśnięciem klamki, zaczynał na mnie prychać! Przerażona poszłam z nim do weterynarza.
– On się czegoś boi – orzekł pan doktor. – Może zaszły w domu jakieś zmiany? Robiła pani remont? Wystarczy przestawienie mebli, wprowadzenie nowych zapachów, aby kot to odchorował...
Remontu nie robiłam, ale na pewno pojawił się nowy domownik...
Z gabinetu wyszłam z tabletkami uspokajającymi dla zwierząt. Wierzyłam, że pomogą.

Wizyta u rodziców Pawła dała mi do myślenia 

Tymczasem Paweł postanowił pójść krok dalej.
– Powinnaś w końcu przyjechać do mnie. – Czułym gestem odgarnął mi włosy za ucho.
– Przecież czasami u ciebie sypiam!
– Ale ja mówię o tym, żebyś poznała moich rodziców. – Uśmiechnął się. – W następny weekend pojedziemy do mojego rodzinnego miasta.
Miałam spore oczekiwania. Wierzyłam, że spotkam serdecznych ludzi, którzy przyjmą mnie z otwartymi ramiona. Tymczasem... Trafiłam do dużego, dość luksusowego domu, wręcz willi pełnej drogich sprzętów. I właśnie one tam dominowały – odniosłam wrażenie, że uczucia mniej się liczą niż pieniądze. Rodzice Pawła przyjęli mnie chłodno, jakbym była kolejną dziewczyną ich syna. On też zachowywał się z większym dystansem, jakby wstydził się uczuć, które do mnie żywił... Nie przytulał mnie, nie mówił miłych rzeczy. Dopiero wieczorem, kiedy zostaliśmy sami w udostępnionej nam sypialni, zaczął się przymilać. Ale nie miałam ochoty na pieszczoty – wyglądało na to, że tylko do tego jestem Pawłowi potrzebna. Nagle do głowy przyszła mi szalona myśl – że zaczynam rozumieć lęk Rudzika. Mój kot po prostu wyczuwał, że to nie jest dobry człowiek... Po powrocie do domu zerwałam z Pawłem. I coś mi mówiło, że to dobra decyzja.

 

 

 

Czytaj więcej