"Kiedy żona oznajmiła mi, że jest w ciąży, byłem szczęśliwy. Ona – wręcz przeciwnie. Nawet nie chciała słyszeć o naszym drugim dziecku. Do końca się łudziłem, że zmieni zdanie. Nie zmieniła. Wyciągnęła pieniądze z konta..." Piotrek, 41 lat
Kochanie, wróciłem! – krzyknąłem, gdy otworzyłem drzwi od mieszkania. Po chwili z łazienki wyszła zapłakana żona.
– Edyta, co się stało? – spytałem przestraszony i szybko do niej podszedłem.
– Okres mi się spóźniał, zrobiłam test i… wyszedł pozytywnie – szlochała...
– To cudowna wiadomość! – mocno ją przytuliłem. – Nie płacz, przecież finansowo sobie poradzimy – otarłem jej mokre policzki.
– Ale nie o to chodzi! – rozzłościła się i odepchnęła mnie od siebie. – Kacper ma dopiero półtora roku, właśnie wróciłam do pracy, nie chcę znów zagrzebywać się w pieluchach. Mam dość płaczu, kolek i nocnego wstawania!
– Oj, kochanie, rozumiem, że może dla ciebie to trochę za wcześnie, ale masz mnie, będę ci pomagał – tłumaczyłem. – Odchowamy dwójkę jedno po drugim, a potem będziesz mogła skupić się na karierze – przekonywałem.
– Łatwo ci mówić – nadąsała się. – Potem nie będzie już dla mnie miejsca w firmie – martwiła się. – Poza tym nie ty będziesz nosił wielki brzuch, rodził w bólach i zastanawiał się, jak pogodzić pracę i wychowanie dwójki małych dzieci – żaliła się. – Piotrek, ja nie chcę znów być w ciąży – żona spojrzała mi w oczy. – Myślę o aborcji, pojadę do kliniki w Czechach, mają nowoczesne metody, może nawet wystarczy wziąć kilka tabletek…
– Zwariowałaś?! – naskoczyłem na nią. – Nie ma mowy, to jest przecież nasze dziecko! – oburzyłem się.
– Daj spokój – spojrzała na mnie z pobłażaniem. – To tylko zlepek komórek!
– Jak możesz tak mówić! – nie mogłem uwierzyć w jej słowa. – Kacpra nazywaliśmy dzieckiem od chwili, kiedy zrobiłaś test ciążowy.
– Kacper był planowany, a tym razem zdarzyła nam się wpadka. Poza tym to jest moje ciało i moja decyzja! – wrzasnęła.
Miałem nadzieję, że to wina buzujących w niej hormonów. Byłem przekonany, że wkrótce się uspokoi i z całego serca pokocha rosnące w niej maleństwo. Niestety, myliłem się. Wieczorem zauważyłem, że Edyta szukała w internecie informacji na temat aborcji za granicą.
– Ty naprawdę chcesz usunąć ciążę? – zapytałem poruszony.
– Tak i to zrobię! Chcę normalnie żyć, pracować i mieć wolny czas dla siebie i Kacpra – odparła oschle.
Robiłem wszystko, by odciągnąć ją od tej decyzji. Przekonywałem, prosiłem, krzyczałem. Jednak Edyta nie chciała słuchać żadnych moich argumentów.
– Umówiłam się na poniedziałek – oznajmiła mi w piątek wieczorem. Wtedy nogi się pode mną ugięły.
– Błagam cię, nie rób tego, wychowajmy to dziecko. Zobaczysz, będziesz miała wyrzuty sumienia – próbowałem przemówić jej do rozsądku. – Dobrze wiesz, że to nielegalne…
– Zawiozę w niedzielę Kacpra do mamy, zostanie u niej do poniedziałku. Zabieg trwa raptem 2 godziny, powinnam wieczorem być już w domu – odparła bez emocji.
Do oczu napłynęły mi łzy. Chyba nigdy nie czułem się taki bezradny.
W poniedziałek, zgodnie z planem, wcześnie rano wyjechała. Zobaczyłem, że na naszym koncie w banku brakuje 3 tysięcy złotych. „Tylko tyle jest warte życie tej małej istoty”, pomyślałem rozgoryczony.
Gdy wracałem późno wieczorem z pracy, wciąż miałem nadzieję, że może w ostatniej chwili Edycie zabrakło odwagi.
Kiedy wszedłem do mieszkania, żona spała w sypialni, a obok niej leżało rozpoczęte opakowanie tabletek przeciwbólowych.
– Zrobiłaś to?! Zabiłaś nasze dziecko?! – krzyknąłem, szarpiąc ją za ramię.
– Odczep się, to był dopiero piąty tydzień – odparła wściekła.
– Jak mogłaś?! – wydarłem się rozgoryczony tym bestialstwem.
– Przestań histeryzować, kiedyś przyznasz mi rację – próbowała tłumaczyć. – A teraz pozwól mi odpocząć. Zaraz moja mama przyprowadzi Kacpra, zajmij się nim, bo mnie wszystko boli.
– Bardzo dobrze, powinnaś wyć z bólu! – powiedziałem zrozpaczony.
Przez kolejne miesiące żyliśmy obok siebie, nawet spaliśmy oddzielnie.
– Zrozum, że to było jedyne dobre wyjście – żona starała się mnie przekonać do swojej decyzji. Jednak nie potrafiłem jej wybaczyć. Nie rozumiałem, jak po tym wszystkim mogła normalnie żyć, śmiać się i plotkować z przyjaciółkami? Patrzyłem, jak czule zajmowała się Kacperkiem, kąpała go, czytała mu bajki, przytulała, a dla tamtego dziecka zabrakło jej miłości. Zacząłem myśleć o rozwodzie. Wiedziałem, że między mną i Edytą już nigdy nie będzie tak samo...
Aga sama wychowywała półroczną córeczkę.
– Ojciec Julki zostawił mnie, kiedy byłam w ciąży – wyznała mi kiedyś.
– A nie myślałaś wtedy o aborcji? – wyrwało mi się.
– No co ty?! – oburzyła się. – Chyba sumienie by mnie zżarło, poza tym pokochałam to dziecko od samego początku – powiedziała zdziwiona moim pytaniem.
Podziwiałem Agatę za to, że mimo życiowych trudności zdecydowała się zostać mamą. „A moja żona zabiła dziecko, bo przeszkadzało jej w karierze”, pomyślałem ponuro.
Zacząłem spędzać z Agatą coraz więcej czasu. Odwiedzałem ją w domu, pomagałem, bawiłem się z jej córeczką Julką i zastanawiałem się, jakiej płci było moje dziecko. Z kolei Edyta stawała się dla mnie coraz bardziej obca. Często robiła mi wyrzuty, bo nie rozumiała, dlaczego ciągle mam do niej żal.
– Czy twoja żona wie, że spędzasz u mnie wieczory? – spytała kiedyś Aga.
– Czasami ją okłamuję, że zostaję dłużej w pracy – odparłem obojętnie.
Pewnego zimowego dnia Agata wracała ze swoją córeczką ze żłobka i miała wypadek samochodowy. Gdy się o tym dowiedziałem, szalałem z rozpaczy, że mogło im się stać coś złego. To właśnie wtedy zrozumiałem, że łączy mnie z Agatą głębsze uczucie niż przyjaźń.
– Kocham was – wyznałem jej, kiedy wróciły wreszcie ze szpitala. – Zrozumiałem, jak wiele dla mnie znaczycie.
– Piotrek, daj spokój, przecież to bez sensu, masz rodzinę – tłumaczyła. Jednak ja uświadomiłem sobie, że Edyta wraz z usunięciem ciąży zabiła naszą miłość. Wiedziałem, że nie ma sensu dłużej udawać tylko ze względu na Kacpra.
Tego wieczoru po powrocie do domu postanowiłem porozmawiać z żoną.
– Wybacz, ale nasze małżeństwo to fikcja, chcę rozwodu – oznajmiłem, kiedy syn już spał. – Wciąż nie mogę się pogodzić z tym, że tak nisko potrafiłaś wycenić życie.
– Daj spokój – przerwała mi. – Dobrze wiem, że masz kochankę! – wykrzyczała w złości. – Teraz przynajmniej zyskałam pewność, że aborcja była dobrym rozwiązaniem, bo inaczej zostałabym sama z dwójką dzieci – fuknęła i wyszła z pokoju.
Parę dni później złożyłem pozew o rozwód. Rozstaliśmy się bez orzekania o winie. Nie chciałem wyciągać wszystkich brudów na rozprawie. Dziś znów mam żonę i rodzinę. Mała Julka zastępuje mi utracone dziecko, a Kacperek jest częstym gościem w naszym domu. Jestem szczęśliwy, tylko czasami śni mi się w nocy płaczący noworodek…