"Porównywałam moje życie i sąsiadów. Piłam kawę z Anią i jednocześnie zastanawiałam się, dlaczego to nie ja jestem na jej miejscu. Zatraciłam się w zazdrości, która pchnęła mnie do zdrady" Weronika, 35 lat
Pamiętam ten dzień, kiedy wprowadzili się na nasze osiedle. Zajęli domek obok naszego, na skraju, z największym ogródkiem. Ona – szczupła brunetka, on – wysoki, przystojny, z błyskiem łobuziaka w oku. I mały chłopiec, na oko trzylatek. Nasza znajomość zaczęła się od pożyczki, ale nie zabrakło im soli tylko mleka. Zaprzyjaźniliśmy się, do czasu…
Obserwowałam ich co dnia i czułam, jak zaciska mi się gardło. Śliczni, uśmiechnięci, drogi samochód przed domem, potem drugi. Kiedy zaprosili nas na parapetówkę, zatkało mnie. Dom był urządzony pięknie, przestronnie, a meble i sprzęty – widać było, że są z górnej półki.
A u nas – dom niby podobny, ale na kredyt, który pochłaniał połowę naszych zarobków. Kupiliśmy go, gdy mąż jeszcze pracował w banku. Urządzony, no tak… jakoś urządzony. Dziecka brak, w tej gonitwie i łataniu budżetu wciąż nie było okazji. Nie żebym pragnęła tego ponad wszystko, ale co jakiś czas myślałam o tym. Zastanawiałam się, jakby to było. Dlatego to szczęście sąsiadów tak kłuło mnie w oczy. Coraz głębiej i głębiej w serce wchodziły mi lodowe igły. Ale nie dawałam po sobie nic poznać, rozmawiałyśmy często z Anią, śmiałyśmy się. Razem świętowaliśmy urodziny, latem grille. I wpadło mi do głowy pytanie, dlaczego to nie ja jestem na jej miejscu.
Mój Wojtek… do amanta mu daleko, no może, 25 kg temu. I te ciągłe problemy. A u nich – sielanka. Piotr miał firmę informatyczną, która świetnie prosperowała, więc Ania nie musiała pracować. Nie to co ja, pielęgniarka. Wojtek dziwił się, gdy nagle zaczęłam o siebie bardziej dbać, zmieniłam fryzurę, styl, codziennie jeździłam na rowerze do pracy, nawet zaczęłam jeździć na rolkach. I wtedy sąsiad spojrzał na mnie inaczej. Można powiedzieć, że omiótł mnie wzrokiem i spłoszony się wycofał. Ale to się powtórzyło, a kiedy Ania wyjechała z dzieckiem do mamy, a mój mąż w delegację – stało się. Byłam jak we śnie.
To Wojtek pierwszy się domyślił. Ania była zdruzgotana. Piotr się wyprowadził, dom chyba wystawią na sprzedaż. A ja? Nie wiem, w jaką mysią dziurę się schować. Gdybym mogła cofnąć czas. Zdusić tę zazdrość, powtrzymać, a Piotr... To, co nas połączyło, to nie była miłość. Miłość już miałam. Wojtek był bardzo zraniony, ale to on zaproponował nam terapię. Zależy mu na mnie. A ja wierzę, że już go więcej nie zawiodę.