"Mój mą wyjechał do Austrii na trzy miesiące, a ja zostałam sama w naszym domu pod lasem. Czasami mamy tu kłopoty z zasięgiem, dlatego nigdy nie zrezygnowaliśmy z telefonu stacjonarnego. Praktycznie nikt do nas nie dzwonił na ten numer, dlatego byłam przerażona, gdy nagle zaczęły się dziwne telefony. Myślałam, że to może złodzieje sprawdzają, czy ktoś jest w domu. Ale prawda okazała się inna..." Beata, 29 lat
Telefon stacjonarny zadzwonił tuż po dwudziestej drugiej. Było to bardzo dziwne, bo na ten numer rzadko ktoś dzwoni.
– Halo! – odebrałam radosnym tonem, mając nadzieję, że dzwoni mój pracujący od kilku tygodni w Austrii mąż, jednak w słuchawce usłyszałam jedynie głuchą ciszę.
– Halo?! – powtórzyłam, lecz nikt się nie odezwał. – Halo? – rzuciłam po raz trzeci, jednak nadal nikt się nie odzywał. Rozłączyłam się, czując dziwny niepokój.
Odkąd Jacek wyjechał za granicę, wciąż powtarzałam sobie, że jestem dużą dziewczynką, ale mimo to wieczorami czułam się nieswojo sama w pustym domu pod lasem. Nie mamy jeszcze dzieci, mieszkamy na odludziu. Samochód jest tu niezbędny, bo dojeżdżam do pracy do miasta prawie 40 kilometrów.
Tuż po dwudziestej trzeciej położyłam się do łóżka i dokładnie w tym momencie ponownie odezwał się stacjonarny telefon. Cały czas mieliśmy ten numer, na wszelki wypadek, bo tu na wsi bywają kłopoty z zasięgiem komórki. Kiedy odebrałam, znowu nikt się nie odzywał. W słuchawce słyszałam tylko czyjś stłumiony oddech, w końcu dzwoniący się rozłączył. Nagle przypomniałam sobie historię, którą opowiedziała mi kiedyś koleżanka, o włamywaczach dzwoniących na wybrane numery, by sprawdzić, czy ktoś jest w domu, i aż ciarki przebiegły mi po plecach. Zrobiłam sobie kawę i zlustrowałam pogrążony w ciemności ogród za oknem, jednak nikt się tam nie kręcił. Tej nocy długo nie mogłam usnąć, a rano wyżaliłam się mężowi, pisząc do niego mejla. Odpisał, że to pewnie jakaś pomyłka i kazał mi się nie przejmować.
Następnego wieczoru telefon milczał, więc w końcu się uspokoiłam, jednak nie na długo. W niedzielę tajemniczy prześladowca zadzwonił o dziewiętnastej. Myślałam, że to moja mama, jednak kiedy odebrałam, w słuchawce panowała głucha cisza.
– Halo?! Co to za głupie żarty! Jeszcze jeden taki telefon i wezwę policję! – krzyknęłam, rozłączając się. „Pewnie jacyś gówniarze bawią się moim kosztem!”, pomyślałam sobie, co jednak wcale mnie nie uspokoiło.
Dzień później, tuż po pracy, wybrałam się na kawę z Maćkiem. Musieliśmy w spokoju omówić kilka ważnych firmowych spraw. Usiedliśmy w niewielkiej kawiarni w pobliskim centrum handlowym, gdy nagle kątem oka zauważyłam znajomą sylwetkę i prawie się oblałam kawą.
– Kurczę, to moja teściowa – szepnęłam, prawie nurkując pod stolikiem.
– Gdzie? – zainteresował się Maciek, rozglądając się.
– Za tobą! – szepnęłam.
Nie znosiłam matki Jacka i była to niechęć obustronna. Gdybym wiedziała, że ona bywa akurat w tym markecie, Maciek wołami by mnie tu nie zaciągnął... No, ale stało się. Widziałam, jak idzie prosto w stronę kawiarni, w której siedzieliśmy i co gorsza, już mnie zauważyła.
– A co ty tu robisz? – syknęła, stając nam nad głowami. Usta miała zaciśnięte w wyrazie skrajnej dezaprobaty, a pulsująca na jej czole żyłka świadczyła o narastającej wściekłości. Zupełnie, jakby przyłapała mnie na jakiejś niewiarygodnej zbrodni...
– Piję kawę – odpowiedziałam, mając nadzieję, że zaraz się od nas odczepi, niestety...
– Czy mężatce wypada popijać kawkę z młodym mężczyzną? – spytała, mierząc Maćka ostrym spojrzeniem.
– To spotkanie służbowe, proszę pani. Jestem szefem Beaty, omawiamy sprawy firmowe – powiedział mój kolega bardzo oficjalnym tonem, a ja prawie spadłam z krzesła rozbawiona tą maskaradą.
– No, chyba że tak... – mruknęła tymczasem zbita z tropu matka Jacka i jak niepyszna podreptała w stronę wyjścia.
– Co za babsztyl – szepnęłam purpurowa ze wstydu. – Przepraszam cię, ale nie miałam pojęcia, że możemy tu na nią wpaść. Tymczasem teściowa usiadła pod oknem i cały czas się nam przyglądała. Sięgnęłam po torebkę i powiedziałam: – Lepiej już chodźmy. Pewnie ubzdurała sobie, że mamy tu randkę .
Wychodząc, kiwnęłam teściowej głową na pożegnanie, ale zignorowała mój gest, udając, że mnie nie widzi. „Mówi się trudno”, pomyślałam.
Gdy podjechałam pod dom, od razu zauważyłam, że ktoś się tutaj kręcił. W czasie godzin pracy padał mocny deszcz, więc teraz wszędzie było rozmiękłe błoto. Widziałam ślady opon, na pewno nie mojego samochodu. Wzdłuż ogrodzenia, przy furtce, a nawet na ścieżce aż do samych drzwi, widoczne były też ślady czyichś butów. Zupełnie jakby ktoś pchnął bramkę, wszedł na posesję i zaczął się rozglądać. Z bijącym sercem weszłam do domu, by dosłownie minutę później usłyszeć dzwonek telefonu. Odebrałam, nie mówiąc ani słowa, ale w słuchawce też panowała cisza.
– Halo! – krzyknęłam w końcu i ktoś się rozłączył.
„Dzwonię na policję”, zdecydowałam. Niestety, nic to nie dało.
– Jeśli ktoś nęka panią z telefonu na kartę, niewiele możemy zrobić – usłyszałam.
– Czyli jestem zdana sama na siebie?! – spytałam. – Proszę do nas dzwonić, gdyby działo się coś niepokojącego
– powiedział policjant, podając mi numer swojej komórki. – Na razie inaczej nie potrafię pani pomóc.
„Dobre i to”, pomyślałam.
Jednak wieczorem wszystko zaczęło się od nowa. Najpierw rozdzwonił się telefon stacjonarny, a później... moja komórka. Za każdym razem kiedy odebrałam, w słuchawce była głucha cisza zakłócana jedynie czyimś cichym oddechem. Na komórce nie wyświetlał się żaden numer.
Dzień później, jak zawsze niezapowiedziana, przyjechała do mnie teściowa.
– Radzisz sobie jakoś? – zapytała już w progu, lustrując wzrokiem otoczenie, jakby chciała się przekonać, że pod nieobecność jej syna nie upchnęłam gdzieś do szafy jakiegoś kochanka.
– Tak, u mnie wszystko w porządku – odpowiedziałam, choć nie było to prawdą. Strasznie tęskniłam za Jackiem, fatalnie sypiałam po nocach, ktoś nękał mnie głuchymi telefonami, w dodatku zepsuła mi się spłuczka, zatkał zlew i zacinała się garażowa brama. Trochę się tego uzbierało, jednak teściowa była ostatnią osobą, której chciałabym się zwierzyć. Nagle spytała o... Maćka!
– A z szefem często sobie tak wyskakujesz na kawkę?
– O co mamie chodzi? – A o nic, tak sobie pytam... Tyle się teraz słyszy, nic tylko zdrady i rozwody...
– Nie zdradzam Jacka – nie rozumiałam, jak może sugerować mi coś takiego!
– Tego nie powiedziałam – uniosła się i w pokoju zapadła ciężka cisza.
Kwadrans później wstała i zaczęła się zbierać, a ja jej nie zatrzymywałam. Wręcz przeciwnie – podziękowałam za wizytę i z ulgą zamknęłam za nią drzwi.
Telefon rozdzwonił się jakieś czterdzieści minut później. Odebrałam, lecz jak zwykle nikt się nie odezwał. Wtedy usłyszałam w słuchawce charakterystyczną melodyjkę z wieży kościoła, w pobliżu którego mieszka teściowa – trudno było pomylić ją z czymś innym. Dzwoniący szybko się rozłączył, jednak ja dodałam już sobie dwa do dwóch. To teściowa wracając do domu przechodziła obok kościoła i zadzwoniła na mój numer, a w tle było słychać tę melodyjkę! „Więc to ona mnie nęka i sprawdza, czy jestem sama w domu!”, zrozumiałam w mig. Ta kobieta naprawdę się nudzi i bawi w detektywa. „Jeśli jeszcze raz to zrobi, spytam ją wprost: Chcesz czegoś, mamo?”. I szkoda tylko, że nie zobaczę, jaką w tym momencie będzie miała minę.