"Nasz romans nabierał tempa, chociaż wiedziałam, że happy endu nie będzie. Artur nie zamierzał odejść od Alicji, zresztą nigdy bym tego nie chciała. Wystarczyły mi szczęśliwe chwile z nim. Niestety, pewnego dnia odebrałam straszną wiadomość..." Justyna, 30 lat
Nigdy nie myślałam, że będę kochanką żonatego mężczyzny. A jednak nie umiałam powstrzymać uczucia, które mną owładnęło... Artur był niemal 20 lat ode mnie starszy, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, jak na mnie patrzył, jak tęsknił...
Poznałam go jeszcze jako nastolatka. Był kilka lat młodszy od mojego ojca, ale łączyła ich serdeczna przyjaźń. Bywał u nas w domu ze swoją żoną Alicją, wtedy jeszcze sprawną.
Kiedy między nami zaiskrzyło, ja dobiegałam 30-tki, on właśnie skończył 50 lat. Zaczęło się któregoś zimowego wieczoru. Wpadłam akurat odwiedzić rodziców, a Artur jadł z nimi kolację. Zaproszono mnie więc do stołu, a dwie godziny później on zaproponował mi podwiezienie.
– Strasznie sypie – powiedział. – Nie ma sensu, żebyś marzła na przystanku. Zgodziłam się chętnie. W samochodzie świetnie nam się rozmawiało. Jeszcze przez jakiś kwadrans siedzieliśmy w aucie przed moim blokiem. W końcu zaprosiłam go na górę. Wchodziliśmy akurat do mojego mieszkania, kiedy zadzwoniła jego komórka.
– Alicja? – zapytałam. Skinął głową na „tak”. – Musi ci być ciężko – szepnęłam.
Nie odpowiedział. Wyciągnął rękę i pogłaskał mnie po policzku.
– Jesteś taka piękna – powiedział.
Wspięłam się na palce i pocałowałam go w usta. A później dosłownie zdarliśmy z siebie płaszcze i w całkowitym milczeniu opadliśmy na łóżko. Kochaliśmy się długo, namiętnie, z uczuciem, które wyczuwałam w każdym jego geście, spojrzeniu, szepcie. Ale po wszystkim nie mógł długo zostać; powiedział, że Alicja już na niego czeka.
„Co ja najlepszego narobiłam?”, zastanawiałam się. I czemu akurat z nim? Niepozornym, cichym, pięćdziesięcioletnim kolegą ojca, który miał w domu dwie dorastające córki i sparaliżowaną po wypadku żonę. Na myśl o Alicji poczułam w sercu lodowate ukłucie wyrzutów sumienia. Zawsze bardzo ją lubiłam, była wspaniałą, ciepłą kobietą. Przynajmniej przed wypadkiem. W opiece nad nią pomaga siostra Artura, jego matka, czasem dziewczynki, ale i tak mu ciężko. Widzieć cierpienie ukochanej osoby i nie móc nic zrobić... To musi być koszmarne. Dlatego właśnie zdecydowałam, że więcej się z nim nie spotkam. „Żadnego romansu z tego nie będzie”, powiedziałam sobie.
Kiedy dwa dni później on zjawił się przed moimi drzwiami, uległam. Nasz romans nabierał tempa, chociaż wiedziałam, że happy endu nie będzie. Artur nie odejdzie od Alicji, zresztą jak mogłabym go o to prosić? Którejś nocy powiedział, że mnie kocha.
– Nie możesz, Artur! Nie mów tak! – krzyknęłam, ale serce aż mi śpiewało. Bo ja też już go wtedy kochałam. Kilka tygodni później zorientowałam się, że jestem w ciąży. Wieści o dziecku przeraziły mnie i ucieszyły jednocześnie, za to Artur był szczęśliwy.
– Będziemy je kochać i nigdy niczego mu nie zabraknie – powiedział, głaszcząc mnie po brzuchu.
– Co, jeśli prawda się wyda? Jeśli dowiedzą się moi rodzice, twoja żona? – szepnęłam.
– Nie dowiedzą się, bo o niczym im nie powiemy – wzruszył ramionami.
– To małe miasteczko, Artur. Prędzej, czy później ktoś nas nakryje...
– Ciii, nie myśl teraz o tym – pocałował mnie. Więc nie myślałam. Tyle, że los znowu miał dla mnie plan, którego nie przewidziałam.
Byłam w czwartym miesiącu, kiedy zadzwonił tato.
– Artur miał rozległy zawał, jest na OIOM-ie – powiedział, a pode mną ugięły się nogi. – Właśnie jadę do szpitala – dodał.
– Bardzo mi przykro, tato – rzuciłam tylko.
– Dam znać, jak wrócę – dodał i się rozłączył.
Kochany tato! Rodzicom powiedziałam już o ciąży, ale nie zdradziłam, kto jest ojcem dziecka. Wcisnęłam im jedynie bajeczkę o poznanym na szkoleniu koledze i więcej dodać nie chciałam. Mama trochę popłakała, ale w sumie cieszyła się z wnuka. Tato również nieźle to przyjął.
– Przynajmniej nie zostaniesz sama – skwitował całą sytuację. I oto byłam – zapłakana, niepewna jutra, kochanka żonatego mężczyzny, który walczył o życie w pobliskim szpitalu. Nagle zrozumiałam, że muszę tam jechać. Nie mogę bezczynnie siedzieć w domu, podczas gdy on...
Do szpitala dotarłam taksówką. W korytarzu od razu wpadłam na Alicję. Siedziała na wózku, obok niej kręciła się jej podenerwowana starsza córka. Na ich widok niemal mnie zemdliło.
– Co z nim? – zapytałam w końcu.
– Źle – szepnęła Alicja.
– Widziałaś moich rodziców? – zapytałam.
– Twój ojciec poszedł po coś do samochodu, a matka jest w kaplicy – powiedziała, a ja ruszyłam w głąb korytarza.
Siedziała samotnie w szpitalnej kaplicy z pokornie pochyloną głową.
– Czemu przyjechałaś? – zapytała.
– Żeby wesprzeć tatę – skłamałam.
– To dobrze, córciu, bo jest załamany. W końcu to jego najlepszy przyjaciel...
– Mamo, a jeśli on umrze? – rozpłakałam się. Mama pogłaskała mnie po głowie i jakoś uważniej na mnie spojrzała. Chwilę później zrozumiała.
– Justynko, czy ty... Czy to dziecko?
– Jest Artura – szepnęłam.
– Jezu Chryste... – mama była wstrząśnięta. Zakryła twarz dłońmi.
– Nie mów tacie, dobrze? Nie mów nikomu! – poprosiłam. – Alicja nie potrzebuje teraz kolejnego dramatu... Nie dokończyłam, bo do kaplicy wszedł tato. Nie musiałam pytać, co się stało. Wystarczyło spojrzeć na jego poszarzałą z bólu twarz. Wybuchłam płaczem.
– Justynko, może ty powinnaś... – zaczął tato, ale ja wybiegłam już z kaplicy. Na zewnątrz zalałam się łzami. Tato znalazł mnie chwilę później i narzucił mi na ramiona swoją marynarkę.
– Nie stój na deszczu – powiedział.
Tamtego dnia zostałam na noc u rodziców, nie byłam w stanie wrócić do siebie.
– Jak to się stało? Kochałaś go? Jak długo się spotykaliście? – zapytała wieczorem mama.
– Kilka miesięcy. Od tamtej kolacji, kiedy podrzucił mnie do domu, pamiętasz?
– Kochałaś go?
– Tak, chyba tak – szepnęłam. – Mamo, błagam cię! Nigdy nikomu o tym nie mów! Nawet tacie. Zwłaszcza jemu! Gdyby dowiedziała się Alicja, albo jego córki, nigdy bym sobie nie wybaczyła. Artur mnie kochał, ale nadal zależało mu na żonie! Nie chciałby dla niej takiego upokorzenia.
– Domyślam się – westchnęła mama.
– Zawiodłam cię, prawda?
– Są gorsze dramaty, córeczko. Najważniejsze, żeby dziecko było zdrowe. Z resztą sobie poradzimy – powiedziała mama.
– Tęsknię za nim! To takie cholernie niesprawiedliwe, wiesz?! Był dobrym człowiekiem! Czemu akurat on?!
– Takie jest życie, córciu – powiedziała mama, tuląc mnie do siebie.
Kilka tygodni później dowiedziałam się, że urodzę dziewczynkę.
– Będziesz miał trzecią córkę, wiesz? – szepnęłam, stojąc nad grobem kochanka. Wracając z cmentarza pomyślałam o Alicji. Jak sobie radzi? Czy cierpi bardziej ode mnie? Czy podejrzewa, że jej mąż dzielił uczucia pomiędzy nią, a mnie? Tych pytań nigdy jej nie zadam, ale w mojej głowie będą się pewnie kłębić...