"Szukałam pracy, a znalazłam miłość. To jakaś magia...!"
Fot. 123 RF

"Szukałam pracy, a znalazłam miłość. To jakaś magia...!"

"Igor patrzył na mnie tak jakoś dziwnie, jakby z tęsknotą. Czasem przyłapywałam go na takich spojrzeniach, zresztą ja też na niego zerkałam. Czułam, że między nami jest jakaś chemia, ale w końcu byłam tu, by zajmować się jego dzieckiem... W myślach śmiałam się sama z siebie, że podrywam ojca i syna, no ale cóż, od początku ciągnęło mnie do nich...!" Lidka, 23 lata

Kończyłam administrację i przez rok pracowałam w urzędzie stanu cywilnego. To było tylko zastępstwo, dlatego rozglądałam się za czymś nowym. Na Facebooku zobaczyłam wiadomość od mojej koleżanki Wiktorii. „Lidzia, słuchaj, kumpel mojego Maćka potrzebuje opiekunki do synka. Płaci niezłą kasę, wiesz, on informatyk... A ty ostatnio mówiłaś, że nie masz zajęcia. Mieszka blisko ciebie, może nawet go kojarzysz z widzenia. Zainteresowana? Daj znać, bo on potrzebuje od sierpnia na miesiąc, wtedy młodemu zamykają przedszkole”. „W sumie, czemu nie? A ile ma lat ten gówniarz?”, zapytałam. Wiki odpisała: „Trzy. Fajny taki, Maksiu, kochany i mądry.  Będziesz miała szansę zabawić się w mamusię, bo to synek tego Igora, o którym ci kiedyś opowiadałam, że go laska zostawiła z dzieciakiem i z jakimś gachem zwiała do UK”. „Super!”, westchnęłam w myślach. „Dobra, to daję mu twój numer”, napisała Wiki.

Znałam tego Igora z widzenia

Po chwili rozdzwoniła się moja komórka.
– Halo! – odebrałam.
– Dobry wieczór, mówi Igor, dostałem twój numer od Wiktorii. Podobno mogłabyś się zająć moim młodym w sierpniu. – Tak, wstępnie tak... – odparłam.
– To może umówimy się na rozmowę?
– A tak na wstępie, jak z płacą? – Stwierdziłam, że nie ma co marnować czasu, bo jeśli stawka będzie do bani, to się nie zdecyduję.
– Trzy tysiące za sierpień. Tylko opieka. Maksiu to spoko ziom – zaśmiał się Igor. Szybko przekalkulowałam, trzy tysiaki na rękę były OK.
– To kiedy chciałbyś się spotkać?
– Jak najszybciej. Pracuję w domu, raz w tygodniu jadę do firmy, ale muszę być na łączach niemal non stop. Nie mam jak się nim zajmować, pracując do szesnastej, czasem siedemnastej.
– Okej – rzuciłam i umówiliśmy się na następny dzień, po południu.
W południe miałam rozmowę o pracę na etat, potrzebowali kogoś od września, więc jeśli dostałabym tę robotę, i tak sierpień miałabym wolny. Wjechałam windą na czwarte piętro nowego budynku. Zapukałam do drzwi. Otworzył mi... chłopak, którego czasem widywałam w osiedlowym markecie. Zerkałam zawsze na niego i miałam wrażenie, że on na mnie też. Nawet myślałam sobie: „Co za dupek, żona pewnie stoi w domu przy garach, a on się wyrwał z chaty z maluchem i ogląda się za dziewczynami”. Uff, a tu matki dziecka nie było. Zza jego pleców ciekawie wyglądał słodki chłopczyk.
– Dzień dobry! – powiedziałam i podaliśmy sobie z Igorem ręce. Od razu przeszliśmy na „ty”.
– Cześć! – rzuciłam do chłopca.
– Dzień dobly! – odparł Maks i się do mnie uśmiechnął. Weszłam do środka.

Widać było, że jest wspaniałym ojcem 

Mieszkanie wyglądało... tak sobie, no dobrze, jak na moje standardy, źle.
– Trochę tu ogarnialiśmy, ale nie do końca nam wyszło, bo jeszcze robiliśmy deser – wyjaśnił Igor.
I rzeczywiście, kuchnia była połączona z salonem, na blacie stał blender, a w wysokich szklankach koktajl. Obok, na dużym talerzu, leżał pokrojony w plastry arbuz.
– Albuz, pycha! – rzucił młody.
– Tak, lubisz owoce? – zagadnęłam.
– Albuza! – krzyknął z radością, a potem schował się za plecy ojca.
– Maks, jeśli chodzi o jedzenie, nie jest wybredny. Nie je praktycznie słodyczy, tylko musy, świeże i suszone owoce, no i galaretkę truskawkową. Żadnych czekoladek, jajek z niespodzianką, żelków. No, od czasu do czasu owsiane ciasteczko. – Super! – rzuciłam
– Co dwa dni gotuję mu zupę, je ją po porannym spacerze, potem drzemka około południa i drugie danie... Tu mam większy problem. Na razie ogarnąłem zapiekanki, spaghetti, naleśniki, czasem piekę jakieś mięcho. Gotowanie wychodzi mi lepiej niż sprzątanie – rzucił lekko zawstydzony. „Gotuje lepiej niż ja”, pomyślałam o swoim daniu popisowym – domowej pizzy. Niespodziewanie Maks wyszedł zza pleców taty i wziął mnie za rękę.
– Pokazać ci mój wóz strażacki? – zapytał, ciągnąc mnie w stronę pokoju.
Igor poszedł za nami. Chwilę pobawiłam się z małym, potem poszliśmy na koktajl i arbuza.
– Myślę, że się dogadacie, polubił cię – zauważył Igor. – To co, zostaniesz z nami na miesiąc? – zapytał, patrząc mi w oczy.
– Tak... Jasne.

Bardzo polubiłam Maksa

I tak zaczęłam pilnować małego Maksa. Igor rankiem wpuszczał mnie do mieszkania, pokazywał co i jak, a potem znikał w sypialni i siedział przed komputerem do szesnastej albo siedemnastej. Czasem pomagał mi znaleźć jakieś rzeczy, ale generalnie nie wtrącał się zbytnio. Rano trochę się bawiliśmy, młody jadł śniadanie, potem szliśmy na plac zabaw, powrót, zupa, spanie, drugie danie i znowu na dwór, jeśli dopisała pogoda i humorek. Maks był pogodnym, mądrym chłopcem, ale miał gorsze dni. Lubił postawić na swoim, trzeba go było brać sposobem, rozmową. Czasem, fakt, nieco męczył, ale nie dałam tego po sobie poznać, bo generalnie bardzo go polubiłam. On mnie też. Po pierwszym tygodniu zapytał nawet:
– A Lidzia przyjdzie jutro?
– Nie, synku, jutro jest sobota, tata nie idzie do pracy, a Lidia ma wolne.
– Ale ja chcę, żeby przyszła, ona jest taka miła i tak ładnie pachnie!
Igor spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak jakoś dziwnie, jakby z tęsknotą. Czasem przyłapywałam go na takich spojrzeniach, zresztą ja też na niego zerkałam. Czułam, że między nami jest jakaś chemia, coś nas do siebie ciągnie, ale w końcu byłam tu, by zajmować się dzieckiem...
– Maksiu, zobaczymy się w poniedziałek, to za dwa dni. Szybko minie. Chłopczyk zrobił maślane oczy, Igor go przytulił. Szybko wyszłam z mieszkania.

Czułam, że brakuje mu mamy, w ogóle obecności kobiet

 – Czekałem na ciebie – wyznał w poniedziałek Maksiu, rzucając mi się w ramiona. Zrobiło mi się słodko na sercu.
– Jaka jesteś ładna! – dodał, patrząc na moją kwiecistą sukienkę i rozpuszczone włosy. Igor, o dziwo, pokiwał głowa i westchnął:
– Bardzo! Po chwili jednak się zreflektował, że to nieprofesjonalne, i schował się w sypialni, zostawiając mnie z wypiekami na policzkach.
„Ach, ten Igor”, westchnęłam w duchu.
Drugi tydzień upłynął pod znakiem gotowania. Igor twierdził, że ma luźniejszy czas w robocie, wiec gdy wracaliśmy z dworu, czekały na nas kulinarne niespodzianki. Koktajle owocowe albo sałatki i pogadanki. W czwartek Igor zapytał, czy zjem z nimi piątkowy obiad.
– Będę piekł łososia, brokuły na parze i sałatkę z fetą i pomidorkami. Nasz ulubiony zestaw. Zapraszamy!
– Dziękuję, będzie mi miło. To może przyniosę coś do picia... Jakieś winko albo cydr – rzuciłam i zaraz zrobiło mi się głupio.
– Yyy, albo coś bezalkoholowego w sumie – zaśmiałam się.
– Nie, po pracy dorośli chyba mogą napić się po kieliszku wina.

Podrywałam ojca i syna?

W piątek znów ubrałam sukienkę i rozpuściłam włosy. W myślach śmiałam się sama z siebie, że podrywam ojca i syna, no ale cóż... Ciągnęło mnie do nich! Dzień upłynął nam cudnie, poszłam z Maksem na spacer do parku, lubił tamtejszy drewniany statek piracki, potem zjadł pomidorówkę i poszedł spać. Igor wyszedł ze swojej jaskini, jak nazywałam sypialnię, i zaproponował mi kawę. Potem zabrał się do przygotowywania obiadu. Miło nam się gawędziło. – Maks bardzo cię lubi – rzucił. – Fajnie jest mieć pewność, że dziecko nie boi się osoby, z którą spędza czas. Jego matka nie potrafiła wytrzymać z nim nawet godziny. Czujesz, wydzierać się na niemowlaka? – Igor spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam głową, dając przyzwolenie, by mówił dalej.
– Ta ciąża to była wpadka, Aga, matka Maksa, porzuciła nas praktycznie cztery miesiące po tym, jak mały się urodził. Nie wierzyłem w to, co się dzieje... Wyjechała na Wyspy, poznała kogoś przez internet. Zostawiła Maksa. No i mnie. Mówiąc szczerze, postarałem się o to, by nie miała do niego żadnych praw, a ona nie oponowała. Liczę się z tym, że może pojawić się w jego życiu w najmniej oczekiwanym momencie, ale do tego czasu chcę go na to spotkanie przygotować. Marzę o tym, żeby dorastał w spokoju. Nie mogę mu zafundować huśtawek i przelotnych romansów tatusia.
„Dosadnie to ujął”, pomyślałam, ale przyznałam mu rację. Gość miał głowę na karku. Coraz bardziej mi imponował. Po chwili przysiadł się do mnie z kubkiem kawy. Nagle położył dłoń na mojej:
– Dziękuję, że choć przez ten krótki czas dajesz Maksowi tyle ciepła, kobiecego ciepła, którego ja nie jestem w stanie mu dać, choć bardzo się staram.
Nie ma za co, serio. Bardzo go lubię. To takie małe chodzące serduszko – rozczuliłam się. Igor dotknął dłonią mojej twarzy. Zbliżyłam się do niego, patrzyłam mu prosto w oczy. Tliły się tam wesołe iskierki i jakaś obietnica.
„Chcę tego, odkąd go zobaczyłam”, pomyślałam, a potem pocałowaliśmy się.
– Lidia! Lidunia! Gdzie jesteś? – nagle z sypialni dobiegł głos Maksia.
– Sorki – rzuciłam do jego taty i pobiegłam do małego. Chciał się przytulić, zasnął jeszcze na godzinę w moich ramionach.
Około piętnastej usiedliśmy do obiadu. Było miło i wesoło. Potem Maks chciał iść na dwór i choć byłam już po pracy, poszliśmy we trójkę. Maks jedną ręką trzymał moją dłoń, drugą Igora. Wyglądaliśmy jak szczęśliwa rodzinka.

To jest magia!

Opiekowałam się Maksem jeszcze przez dwa tygodnie, a moje uczucie do jednego i drugiego chłopaka z każdym dniem stawało się coraz mocniejsze. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, co robię, wiążę się z facetem z dzieckiem, ale oboje postanowiliśmy spróbować. Jestem w życiu Igora i Maksa już półtora roku. A oni w moim. Przeszliśmy wiele etapów. Nowa praca, nowe wszystko... I wiadomo, rodzące się uczucie chciałoby trochę pobyć samo. Tu z pomocą przyszli nasi przyjaciele i rodzina.
Czuję, że Igor jest facetem mojego życia. Jestem w nim szaleńczo zakochana, w małym zresztą też! Moja mama szybko stała się dla Maksia babcią i czasem zabiera go na weekend. Po roku znajomości Igor mi się oświadczył, a wkrótce potem okazało się, że jestem w ciąży. To jakaś magia! Maks będzie miał rodzeństwo i wierzę, że stworzymy kochającą się rodzinę.

 

Czytaj więcej