"Kochałam swoich bliskich, ale moja sąsiadka uważała, że powinnam coś zrobić ze swoim życiem. Zaszaleć. Dałam się więc jej namówić na egzotyczne wczasy. Ja leciałam do tej całej Turcji, żeby odpocząć od codzienności i poleniuchować, a ona liczyła, że kogoś tam spotka..." Hanna, 60 lat
Z niedowierzaniem wpatrywałam się w obrazki w kolorowym folderze. Piękne hotelowe wnętrza, bujna roślinność i lazurowa woda wyglądały oszałamiająco.
– Bo ja wiem? – westchnęłam.
– Hania, nad czym ty się zastanawiasz? – zdenerwowała się Bogusia. – Jest okazja, trzeba z niej korzystać! Możesz wyjechać za pół darmo na egzotyczne wakacje!
– Remont łazienki miałam robić – bąknęłam.
– Remont nie zając! – wykrzyknęła sąsiadka. – Teraz powinnaś odpocząć, kawałek świata zobaczyć. Kiedy ostatnio zrobiłaś coś dla siebie, no kiedy? – naciskała.
Bogusia w sumie miała rację. Wcześnie straciłam męża, a po jego śmierci skupiałam się na dzieciach, a potem wnuczce. Nie narzekałam, kochałam swoich bliskich, jednak moja sąsiadka uważała, że coś powinnam zrobić ze swoim życiem. Zaszaleć. Okazja ku temu była świetna. Syn Bogusi miał wykupione wczasy w Turcji. Niestety, kilka dni przed wylotem złamał rękę... Zaproponował więc matce, żeby poleciała zamiast niego. A Bogusia chciała, żebym to ja jej towarzyszyła... W końcu dałam się przekonać, skutkiem czego kilka dni później siedziałam w samolocie.
– Zaraz zamówimy sobie drinka – ekscytowała się Bogusia. – Dam ci aparat, rób zdjęcia chmur! Aż mnie głowa bolała od tego gadania. Ja leciałam do tej całej Turcji, żeby odpocząć od codzienności, poleniuchować, ale koleżanka rozwódka miała inne plany.
– Ale zaszalejemy, mówię ci – wzdychała. – Tam będą tacy mężczyźni, ech! – rozmarzyła się. Odruchowo się rozejrzałam.
– Nie turyści! – fuknęła. – Tamci na miejscu, tubylcy! Przystojni, bez barier, bez zahamowań...
– Kobieto, masz swoje lata! Coś ty sobie wydumała?! – oburzyłam się. – Głupstwa ci w głowie!
– Oj, tak sobie marzę. Nie wolno mi? – Bogusia spuściła z tonu.
Przez resztę podróży nie poruszałyśmy tematu romansów z Turkami, bo tyle wokół nas się działo! Przylot, lotnisko, potem jazda autokarem do naszego hotelu... Byłyśmy zmęczone i spocone. Humory poprawił nam dopiero widok kurortu, w którym miałyśmy spędzić cały następny tydzień.
Białe pawilony naszego kurortu poukrywane były w przepięknym ogrodzie.
– Wspaniałe miejsce na spacery! – westchnęłam zachwycona. Jednak wśród tej roślinności były porozmieszczane liczne baseny, a w nich kąpały się tabuny dzieci. Nie jestem zrzędliwa, ale już po jednym dniu bolała mnie głowa od tych piskliwych wrzasków... Szybko musiałam sobie wypracować plan wypoczynku: wstawałam wcześnie rano, brałam książkę i szłam na leżak przy basenie. Było rześko, przyjemnie, no i cicho. Potem rezerwowałam ten leżak dla Bogusi i szłam na śniadanie. Po posiłku koleżanka wybierała się nad wodę, a ja spacerowałam wokół hotelu lub siadałam w cieniu z książką. Nad basen wracałam dopiero po obiedzie. Było troszkę spokojniej. Wtedy mogłyśmy sobie z Bogusią porozmawiać albo i poleżeć w milczeniu z drinkiem w dłoni.
– Popatrz na tę Rosjankę... – szturchnęła mnie pewnego popołudnia koleżanka. – Obserwuję ją od dwóch dni. Jakie ona oczy robi do tego młodego barmana! Rzeczywiście jakaś obfita kobieta nachylała się kusząco w stronę przystojniaka o ciemnych oczach.
– Raz ją śledziłam, widziałam, jak prowadziła go do swojego pokoju – kontynuowała Bogusia. – To sobie zaszalała, no, no, no!
– Tyle że za takie szaleństwo na pewno musiała zapłacić – zauważyłam trzeźwo. – Nie wierzę, że on się w niej zakochał! Babka jest w naszym wieku! Ma już swoje lata i kilogramy – nie wiem, skąd się we mnie wzięła ta złośliwość.
– Prawda, stare już jesteśmy – skwitowała gorzko Bogusia. – Figury nie te, wdzięki nie te – poklepała się po biuście i po brzuchu. – Kto tam na nas spojrzy? Na te młódki, to i owszem – skinęła głową w stronę młodych kobiet w skąpych bikini. – Przyleciałyśmy tutaj dobre 30 lat za późno...
– Lepiej późno niż wcale – objęłam ją ramieniem. – Chodź, pokażę ci parę pięknych miejsc.
– Dzięki, poleżę nad basenem. Nie mam ochoty nigdzie łazić. Poszłam więc sama. Dwa dni wcześniej znalazłam miłą altankę z ławeczką. Z dala od tłumu, przyjemnie.
Kiedy zaszłam do swojego zakątka, przeżyłam niemiłe zaskoczenie. Ktoś tam już siedział! Jakiś starszy mężczyzna. Stanęłam jak wryta, bo nie wiedziałam, jak się zachować. Kto to był? Na Turka nie wyglądał! Anglik? Rosjanin? Głupio mi było po prostu odwrócić się na pięcie i uciec. Tymczasem nieznajomy spojrzał na mnie pytająco.
– Ajm sorry – spanikowana przypomniałam sobie pierwszy lepszy zwrot grzecznościowy.
– Nie, to ja ajm sorry – mężczyzna zerwał się z ławeczki.
– Dzięki Bogu, Polak! – aż klasnęłam w dłonie z radości.
– Ale mnie pan zestresował – zaśmiałam się. – Zajął pan moją ławeczkę!
– A to przepraszam – bąknął zmieszany.
– Piękne miejsce sobie pani wybrała. Tylko pozazdrościć.
– Przecież nie kupiłam tej altanki, może się pan przysiąść.
– Z przyjemnością. Mam dość tych tłumów, hałasów, upałów...
– To co pan robi w Turcji w takim razie? – zaśmiałam się.
– Syn mi zafundował taki prezent – jęknął. – A ja, głupi, dałem się namówić na tę całą egzotykę.
Spojrzałam na niego życzliwie. „Bratnia dusza”, zrozumiałam.
– Waldemar – przedstawił się.
Kiedy ramię w ramię wróciliśmy do hotelu, Bogusia mało nie zemdlała z wrażenia.
– Proszę, nie w głowie ci romanse! A jednak pierwsza sobie wakacyjnego amanta przygruchałaś – wytknęła mi później na boku. Puszczałam te jej uwagi mimo uszu. Ja się po prostu cieszyłam, że znalazłam wspaniałego towarzysza. Waldek był bardzo inteligentnym, wesołym wdowcem, z którym dobrze się rozmawiało i równie dobrze milczało, więc do końca urlopu trzymaliśmy się razem. Czasem ponarzekaliśmy na Turcję, czasem się nią zachwycaliśmy. Jednak najwięcej rozmawialiśmy o tym, co zrobimy po powrocie do kraju. Bo oboje tęskniliśmy za Polską... Już zaplanowaliśmy, że we wrześniu pojedziemy nad Bałtyk. We dwoje...