"Kiedy Karolina przedstawiła nam Kacpra, czułam, że z tym chłopakiem będą kłopoty. Bezbłędna matczyna intuicja mnie nie myliła. Mój niedoszły zięć okazał się moralnym zerem! Zerwał z nią tuż przed ślubem, ale to jeszcze nie wszystko. Sam powód zerwania okazał się obrzydliwy..." Marta, 56 lat
Kiedy Karolina przedstawiła nam Kacpra, czułam, że z tym chłopakiem będą kłopoty. Bezbłędna matczyna intuicja, choć nie umiałabym powiedzieć, co mi w nim nie pasuje. Ale wtedy uznałam, że jestem przewrażliwiona na punkcie ukochanej jedynaczki. Chyba nikt nie byłby dla niej dość dobry.
Tłumaczyłam sobie, że Karolina jest dorosłą kobietą. Miała dwadzieścia sześć lat i wiedziała, co robi. Przecież to jej życie... Poza tym, mimo moich wątpliwości, młodzi wydawali się szczęśliwi i coraz bardziej zakochani. Kacper świata nie widział poza moją córką, a ona była zachwycona, że traktuje ją jak księżniczkę. Przynajmniej raz w tygodniu dostawała kwiaty i choć dość szybko zamieszkali razem, nadal zapraszał ją na randki. Miło się słuchało tego ich szczebiotu: kochanie, skarbie, żabciu, misiu. W przeciwieństwie do innych mężczyzn Kacper nigdy nie zapominał o ważnych datach, jak urodziny, imieniny, rocznica pierwszego pocałunku...
– Mamo, ja się czasem zastanawiam, czy on jest prawdziwy – wzdychała Karolina, kiedy wpadała do mnie na kawę.
– Jesteście razem już dwa lata. Wątpliwe, by tak długo udawał.
Najwyraźniej moje pierwsze wrażenie względem Kacpra było mylne i Karolina naprawdę spotkała swój ideał. Więcej, rzadki okaz wśród mężczyzn w ogóle.
Karolina wróciła z długiego weekendu na Mazurach z pięknym pierścionkiem na palcu i szczęściem w oczach.
– Boże, to było takie piękne! – zachwycała się. – Tyle świec, kwiaty, szum sitowia… Cudownie to zorganizował!
– Cieszę się, córeczko. Oby całe życie wam się tak układało jak teraz. – Uściskałam ją.
Zaczęli planować ślub, a właściwie wystawne weselisko, które cała rodzina i okolica będą wspominać latami. No tak, ślub się bierze raz w życiu, a przynajmniej powinno. Obiecaliśmy, że wyłożymy pieniądze na wesele. Karolina i Kacper niby się krygowali, ale jego rodzice nas poparli.
– Wasze pieniądze wydajcie na mieszkanie albo jedźcie w piękną podróż – rozsądnie zauważyła przyszła teściowa mojej córki.
Ustaliliśmy budżet i listę gości, szukaliśmy sali weselnej, sukni. Ślub miał się odbyć w ciągu siedmiu miesięcy, niby dość czasu, by zaplanować jedną noc, a jednak było z tym zaskakująco dużo zachodu.
Zamglonymi ze wzruszenia oczami patrzyłam na Karolinkę, która w każdej sukni ślubnej wyglądała jak anioł. Objadałyśmy się tortami, żeby wybrać ten najlepszy. Zastanawiałyśmy się nad doborem kwiatów… Kacper zajął się tymi bardziej technicznymi sprawami. Szukał limuzyny, załatwiał noclegi dla gości, negocjował umowę z didżejem.
Kiedy wszystko było dopięte na ostatni guzik i pozostało odczekać osiem tygodni do wyznaczonego dnia, Karolina wpadła do domu jak burza.
– Nie będzie żadnego ślubu! Trzeba wszystko odwołać! – wykrzykiwała, a na koniec się rozpłakała.
– Karolciu, co ty opowiadasz? Nerwy cię dopadły, każdemu się zdarza przed tak ważnym dniem…
– On mnie zostawił, mamo! Rzucił!
Zaniemówiłam.
Za to z Karoliny słowa i łzy lały się potokiem. Kacper ostatnio był dziwny, mniej czuły, co kładła na karb stresu, ale okazało się, że powód był zupełnie inny: Vanessa, Boże, jakie pretensjonalne imię, która skończyła dwadzieścia lat, nie miała matury, za to była córką najbogatszego gospodarza w okolicy. Józek, jej ojciec, miał hodowlę krów, mnóstwo hektarów, kontrakty zagraniczne i unijne dotacje. Był bajecznie bogaty, przynajmniej jak na standardy naszej rodziny. Byliśmy dobrze sytuowani, a nasza wykształcona córka stanowiła doskonałą partię, no ale do „mlecznej królewny” było jej daleko.
– Powiedział mi, że miłość to jedno, a perspektywy drugie. Nawet nie ukrywał, drań, że kocha wyłącznie kasę jej tatusia. I śmiał zaproponować mi, żebyśmy dalej się spotykali. To…. obrzydliwe!
My musieliśmy odwoływać rezerwacje na wesele, rezygnować z usług, zamówień, sukni, tracić zaliczki, a on paradował po mieście z nową „miłością życia”, o czym donosili nam życzliwi.
Nawet nie próbowałam sobie wyobrażać, co czuje moja córka, skoro ja byłam zła, zraniona i upokorzona.
O nowym ślubie Kacpra rozpisywały się lokalne gazety. Cóż, Vanessa była tutejszą celebrytką, więc interesowano się jej życiem. Oczywiście zauważono, że przygotowania do ceremonii pędzą jak z kopyta. Nie przegapiono też tego, że przyszła panna młoda zaczęła pokazywać się w dziecięcych sklepach, a jej brzuch wyraźnie urósł. Wściekłość niemal mnie rozsadzała. To oznaczało, że Kacper zdradzał moją córkę, jeszcze zanim z nią zerwał!
– Mam cię, draniu! – Gdy wreszcie dopadłam go, złapałam za kołnierz, żeby mu wygarnąć kilka słów prawdy. – Jak ty patrzysz sobie w oczy w lustrze, padalcu?! Jak mogłeś zdradzać Karolinę i planować z nią ślub, jednocześnie zadając się z inną?!
– Nie wiem, o co pani chodzi, proszę zabrać ręce. Kiedy tylko poznałem Vanessę, zerwałem z Karoliną. Wiem, nieładnie, ale…
– Nieładnie?! Przecież Vanessa zaraz urodzi! Co, niepokalane poczęcie?! Będziesz twierdził, że to nie twoje dziecko?
Zmieszał się i wyrwał z moich rąk. Po czym zrobił w tył zwrot i uciekł. Tchórz. A mnie olśniło. To faktycznie mogło nie być jego dziecko, co znaczyło, że… się sprzedał. Zwyczajnie się sprzedał.
Nie byle jakiemu, wnukowi miejscowego bogacza. Żeby nikt go bękartem nie śmiał nazwać. Dziecka mi szkoda, bo kiedyś się dowie, zawsze znajdą się życzliwi, którzy mu doniosą. Za to Kacprem pogardzałam jeszcze bardziej. Gdyby się zakochał w innej, bolałoby, ale miłość nie wybiera. Jednak coś takiego…
W sumie to powinnam dać na mszę, że moja córka nie będzie mieć tak cynicznego faceta za męża.
Zanim dotarłam do domu, kupiłam butelkę szampana, pudełko czekoladek i zaprosiłam Karolinę do nas na kolację. Ciężko było ją namówić, ale się udało.
– Masz jakiś powód do świętowania? – spytała na widok szampana.
– Ty masz! – powiedziałam z mocą. – Wypij za to, że udało ci się uniknąć małżeństwa z człowiekiem, który nie dałby ci prawdziwego oparcia. Który wcześniej czy później by cię zdradził, oszukał albo porzucił. Który okazał się moralnym zerem i który jeszcze pożałuje swojego wyboru.
Opowiedziałam jej o moim spotkaniu z Kacprem i o tym, co wydedukowałam. Moja córka siedziała w milczeniu, a potem się uśmiechnęła. Może nie promiennie, ale dziarsko.
– Masz rację, lepiej najeść się wstydu jako porzucona panna młoda, niż wpakować w małżeństwo z draniem. Udało ci się, pocieszyłaś mnie, mamo.
Pomyślałam, że może życie czasem podstawia nam nogę, żebyśmy uniknęli większej tragedii? Moja córka miała szczęście w nieszczęściu. A ja postanowiłam odtąd słuchać swojej intuicji. Już wiem, co mi przeszkadzało w Kacprze: był zbyt idealny.