Straciłam męża, znalazłam miłość... Czy tak właśnie działa przeznaczenie?
Fot. Adobe Stock

Straciłam męża, znalazłam miłość... Czy tak właśnie działa przeznaczenie?

Mój mąż pewnego wieczoru po prostu oznajmił mi, że chce rozwodu. Kompletnie mnie to zaskoczyło. Myślałam, że żartuje. On był jednak śmiertelnie poważny. Płakałam, błagałam go, ale bezskutecznie. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie i nawet nie wiem kiedy stałam się rozwódką. Dopiero potem dowiedziałam się, że Łukasz miał romans na długo przed naszym rozwodem. I to z kim...!? Ewelina, 46 lat

Wiedziałam, że życie potrafi być bardzo zaskakujące. Słuchając czasem opowieści znajomych, śmiałam się, że najlepszy scenarzysta takiej czy innej historii by nie wymyślił. Mnie czasem też różne przygody spotykały, raz bardziej, raz mniej miłe, jednak nie spodziewałabym się tego, co zgotował mi los. I gdyby jeszcze jakiś czas temu ktoś powiedział mi, jak dziś będzie wyglądało moje życie, to chyba bym go wyśmiała. A jednak…

Byliśmy normalną rodziną

Łukasza poznałam w szkole średniej, chodziliśmy do równoległych klas. Przed maturą zaczęliśmy się spotykać, a kilka lat później wzięliśmy ślub. Doczekaliśmy się dwóch synów, Norberta i Dawida.
Byliśmy normalną rodziną, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ani szczególnie szczęśliwi, ani wiecznie pokłóceni. Dwójka dzieci, dom, praca – nie miałam zbyt wiele czasu. I chyba nie zauważyłam, kiedy mąż zaczął się ode mnie coraz bardziej oddalać.
Pewnego wieczoru po prostu oznajmił mi, że chce rozwodu. Kompletnie mnie to zaskoczyło. Najpierw nie mogłam wydusić słowa, a potem zaczęłam się histerycznie śmiać. Myślałam, że Łukasz żartuje. On był jednak śmiertelnie poważny.
Płakałam, błagałam go. Nawet nie dlatego, że go kochałam. Chyba już nawet nie, ale nie wyobrażałam sobie takiej zmiany w życiu.
– Chcesz zabrać dzieciom ojca? – histeryzowałam. – Nie poradzą sobie!
– Nie przesadzaj, Norbert ma już siedemnaście lat, a Dawid jest tylko o dwa młodszy. Nawet już nas nie potrzebują. Zrozumieją.
Próbowałam jeszcze coś wskórać, ale na darmo. Łukasz wyprowadził się następnego dnia...

Zostałam rozwódką

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie i nawet nie wiem kiedy stałam się rozwódką.
Kilka tygodni później dostałam dziwną wiadomość na Facebooku. Odezwał się do mnie Marek. Znaliśmy się z różnych imprez rodzinnych, był synem partnerki mojego wujka Stefana. „Czy moglibyśmy się spotkać i porozmawiać? Chodzi o Paulinę. I Łukasza”, przeczytałam. Nie bardzo wiedziałam, co wspólnego ma ze sobą jego żona i mój mąż, w sumie już były. Ale ponieważ znałam Marka i nawet lubiłam, zgodziłam się na spotkanie. To, czego się tam dowiedziałam, było dla mnie kolejnym ciosem. Niby nie powinno mnie to już interesować, bo Łukasz wyprowadził się ode mnie kilka miesięcy wcześniej, ale jednak rewelacje Marka mnie zabolały. Twierdził, że nasi małżonkowie mieli romans!
– Dowiedziałem się przypadkiem, Paula mówiła, że wyjeżdża służbowo na kilka dni. Pech chciał, że następnego dnia zadzwoniła jej koleżanka z pracy. Potrzebowali pilnie jakiegoś zestawienia, a telefon Pauli milczał. I tak dowiedziałem się, że wzięła urlop. Dodałem dwa do dwóch, zacząłem ją obserwować, śledzić i tak się dowiedziałem. Oni jeszcze nie wiedzą, że ja wiem. Chcę zdobyć dowody i dlatego proszę cię o pomoc.

Markowi zależało na rozwodzie z winy żony

Początkowo byłam sceptyczna. Nie chciałam w to wnikać, nie chciałam się mieszać. W końcu mnie to już nie dotyczyło, Łukasz był wolny. To Markowi zależało na rozwodzie z winy żony. Ale kiedy dowiedziałam się, że romans naszych małżonków trwał najprawdopodobniej grubo ponad rok, zmieniłam zdanie. To znaczyłoby, że Łukasz zdradzał mnie jeszcze w trakcie trwania naszego małżeństwa. Postanowiłam pomóc Markowi.
Uważnie przejrzałam stare operacje na koncie (do wyprowadzki Łukasza mieliśmy jedno wspólne), bilingi telefoniczne (abonament był na mnie jeszcze trzy miesiące po wyprowadzce Łukasza, dopiero wtedy skończyła się umowa i przenieśliśmy numer na niego). Im dalej w to brnęłam, tym bardziej byłam zszokowana. Mnóstwo SMS-ów, połączeń, płatności kartą w restauracjach za miastem, a nawet w hotelach! Czasem na kilka godzin.
– Musieli być nieźle zdesperowani – stwierdził Marek, kiedy przekazywałam mu, czego się dowiedziałam.
– A ja głupia! Łukasz wiedział, że nigdy nie sprawdzałam wyciągów, bilingów, rachunków. Czuł się bezpiecznie. I pewnie gdyby nie ty, nigdy bym się niczego nie dowiedziała. – westchnęłam. – Ty wiesz, że wydał u jubilera prawie osiemset złotych? Przed walentynkami w zeszłym roku. A ja niczego od niego wtedy nie dostałam.
Nagle się rozpłakałam. Poczułam się taka oszukana, poniżona, zdradzona!
– Marek, z tego wszystkiego wynika, że spotykają się od co najmniej dwóch lat! Podli oszuści! Łukasz wyprowadził się przecież dziewięć miesięcy temu! – płakałam.
Marek mnie przytulił.
– Jeśli to cię jakoś pocieszy – Paula nadal się nie wyprowadziła. I nadal mnie oszukuje. Wiem, jak to teraz zabrzmi, ale ten twój Łukasz przynajmniej miał jakieś jaja i odszedł.
Widziałam, że jemu też było ciężko.
– A najzabawniejsze jest to, że jeszcze kilkanaście miesięcy temu bawiliśmy się wszyscy na siedemdziesiątce wujka Stefana, pamiętasz? Przecież oni już wtedy się spotykali. Musieli mieć z nas niezły ubaw. Kto wie, czy gdzieś ukradkiem nie umawiali się w toalecie.

Kolejne tygodnie to był istny rollercoaster

Zbieranie dowodów, konfrontacja z Paulą i Łukaszem, awantury, krzyki, wzajemne pretensje. Wbrew pozorom chyba bardzo dużo mi to dało. Zobaczyłam, jakim człowiekiem jest Łukasz – do końca próbował kłamać, oszukiwać, a nawet wyciągał jakieś nasze stare brudy, byle tylko mnie skompromitować. Paula zresztą była niewiele lepsza.
Na szczęście dzięki zebranym przez nas dowodom i naszym zeznaniom sąd nie miał wątpliwości i winą za rozpad małżeństwa Marka i Pauli obarczył kobietę.
– Dziękuję, że byłaś ze mną przez cały czas. Tak naprawdę poprosiłem cię o pomoc, bo sam nie dałbym rady. Pewnie bym odpuścił, dalej udawał, że nic nie widzę. Z tobą było mi łatwiej.
Złapałam go za dłoń i uścisnęłam. Widziałam, że mimo wszystko ta sytuacja dużo go kosztowała.
– To co, już nie musimy węszyć, ale może dasz się jeszcze zaprosić na kawę? Albo teraz dla odmiany może do kina? – spytał Marek.

Czy tak działa przeznaczenie?

Dziwnie się poczułam. Dziwnie, ale przyjemnie. Nie zastanawiając się zbyt długo, zgodziłam się. A potem było kolejne kino. I spacer. I kolacja. I sama nie wiem, kiedy, ale Marek stał mi się tak bliski i tak ważny, że już nie wyobrażałam sobie dnia, żeby nie zadzwonił spytać, co słychać. Albo wieczoru, w którym nie wymienimy z sobą co najmniej kilku wiadomości o wszystkim i o niczym. Dlatego kiedy pewnego dnia podczas spaceru złapał mnie za rękę, radośnie ją uścisnęłam. A gdy kilka kroków dalej zatrzymał się, by mnie pocałować, z największą przyjemność mu się poddałam. Zakochaliśmy się w sobie jak dwoje nastolatków. Nieraz śmiejemy się, że w sumie powinniśmy chyba podziękować naszym byłym małżonkom. Bo gdyby nie oni, pewnie nigdy byśmy się nie odnaleźli i nie byli razem.
I sama nie wiem, czy tak właśnie działa przeznaczenie? Czy tak musiało być? Wiem tylko jedno – życie pisze najdziwniejsze scenariusze. I zdecydowanie nic nie dzieje się bez przyczyny.

 

Czytaj więcej