„Aby dać mężowi dziecko, przespałam się z obcym facetem. Swój sekret zabiorę do grobu...”
Fot. 123 RF

„Aby dać mężowi dziecko, przespałam się z obcym facetem. Swój sekret zabiorę do grobu...”

„Znajdowałam się w szczególnym stanie ducha. Bałam się. Panikowałam. Norberta akurat nie było, wyjechał w delegację. Moja przyjaciółka wyciągnęła mnie do klubu. No i był tam taki jeden koleś… Bardzo przypominał Norberta. Kolor włosów i oczu ten sam. Zbliżony wzrost i sylwetka. Gdybym była trzeźwa, pewnie nigdy nie przyszłoby mi to do głowy, ale… Pod osłoną nocy, jak i w desperacji, mózg działa inaczej”. Marta, 37 lat

Do pewnego momentu moje dorosłe życie przypominało bajkę. Gdy koleżanki szukały miłości, męcząc się z nieodpowiedzialnymi typkami poznanymi na portalach randkowych, ja od razu trafiłam jak w szóstkę w totolotka. Bo Norbert zupełnie nie przypominał dzisiejszych pseudomężczyzn, którzy nie wiedzą, czego chcą ani gdzie to znaleźć. Nie. On był zdecydowany, pewny siebie i – och! – jaki przystojny. Zakochałam się w nim niemal natychmiast. Przypadkiem wpadliśmy na siebie podczas targów książki, a kiedy już zaczęliśmy rozmawiać, nie mogliśmy skończyć. Było zupełnie jak w filmie – ta chwila, gdy spojrzenia spotykają się w tłumie i już wiesz, że to ten.

Miłość i marzenia o rodzinie

Norbert nie bawił się ze mną w kotka i myszkę ani nie trzymał mnie w niepewności.

– Jestem tradycjonalistą – powiedział otwarcie. – Marzę o prawdziwej rodzinie.

– Mam nadzieję, że dużej? – podchwyciłam ochoczo.

– Oczywiście! – potwierdził. – Dwoje, troje… Może czworo dzieci?

Sama nie wierzyłam w to, jakie mam szczęście. Byłam jedynaczką, więc na bardzo wczesnym etapie życia postanowiłam, że nie skażę własnych dzieci na taką samotność, jaką czułam, gdy przez całe lata tęskniłam za rodzeństwem. Cieszyłam się, że możemy z Norbertem tak szczerze ze sobą rozmawiać, że wyznajemy podobne wartości i mamy identyczną wizję szczęśliwej rodziny.

Mieliśmy też dobry start w dorosłe życie, tego nie ukrywam. Ja lubiłam to, co robiłam, a w dodatku dostawałam za to niezłe pieniądze, Norbert szybko piął się po korporacyjnej drabinie. Rodzice na początku sporo nam pomogli. Nie mogliśmy narzekać, pieniądze nie stanowiły problemu.

Pewnie dlatego nie było na co czekać. Norbert oświadczył mi się po pół roku znajomości. Kochaliśmy się, chcieliśmy być ze sobą i marzyliśmy o rodzinie.

– No to do dzieła! – zażartował (albo wcale nie) już w noc poślubną.

Jednak dzieło jakoś nie dochodziło do skutku… Niestety. Próbowałam się tym nie stresować, bo przecież mieliśmy mnóstwo czasu. Mogliśmy cieszyć się sobą i przeżywać przygody tylko we dwoje (za czym kiedyś pewnie zatęsknimy), ale nie… Minął rok, drugi, trzeci. Nic dziwnego, że nie umiałam o tym nie myśleć.

– Przesadzasz – usłyszałam od koleżanki. – Dajcie sobie czas, nie pali się.

Jednak ona była wieczną starą panną, w dodatku bezdzietną z przekonania (nie znosiła dzieci), więc co mogła wiedzieć?

Słowami mojej mamy o wiele bardziej się przejęłam.

Nie możesz się tak spinać, bo nigdy w ciążę nie zajdziesz – stwierdziła. – Musicie pojechać na romantyczny weekend we dwoje, odprężyć się… A przede wszystkim przestać się martwić, bo to do niczego nie prowadzi.

Nie mam pojęcia, dlaczego nikt nie udzielił mi najbardziej oczywistej rady – żeby zasięgnąć opinii specjalisty. Sama o tym myślałam, ale długo zwlekałam. Nawet swojemu ginekologowi nie zająknęłam się słowem, że jest jakiś problem. Nie wiem, dlaczego. Człowiek czasami jest taki głupi… Nie chciałam zapeszyć, usłyszeć złych wieści. Bo dopóki nie wiedziałam na pewno, mogłam się łudzić, że to tylko stres, przejściowe trudności, typowe problemy młodych małżeństw itd. A diagnoza na papierze byłaby taka brutalna i ostateczna. Już na zawsze przekreśliłaby moje nadzieje. Z mężem też nigdy o tym nie rozmawiałam. On nie zaczynał tematu, więc uznałam, że pewnie myśli podobnie jak ja. Albo z innych względów jest to dla niego krępujące.

W poszukiwaniu rozwiązania

Jednak gdy w piątą rocznicę Norbert i ja nadal byliśmy tylko we dwoje, coś we mnie pękło. Wciąż nie konsultując się z mężem, uznałam, że chociaż ja się dokładnie zbadam. Chciałam mieć pewność, że problem nie leży po mojej stronie. Bo jeśli tak… Nie chciałam nawet o tym myśleć. Moje życie po prostu by się rozpadło.

Nie potrafię opisać, jak bardzo byłam zestresowana. Nie chcę do tego wracać nawet myślami, bo to byłoby tak, jakbym miała przejść cały proces na nowo. Ostatecznie jednak okazało się, że jestem zdrowa.

– A pani mąż? On również powinien się przebadać, abyśmy mogli dotrzeć do źródła problemu – usłyszałam na koniec od lekarza.

Zamarłam. Teraz nie miałam już najmniejszych wątpliwości, że to jemu coś dolega. Tylko jak miałam przekonać Norberta, który chwalił się, że od lat nie miał nawet kataru, do wykonania kompletu badań, w dodatku tego rodzaju?

– Faceci są przewrażliwieni na tym punkcie – stwierdziła koleżanka, której się wypłakiwałam. – Wiesz, jak jest. Pamiętasz, co się przytrafiło mojej siostrze? Jej… Ich córka ma tylko lekką postać autyzmu, nic strasznego. Ale jej facet tego nie wytrzymał. Stwierdził, że to ona jest felerna, on – prawdziwy macho – nie mógłby spłodzić takiego dziecka. Więc odszedł do innej, próbować od nowa.

– Daj spokój! – oburzyłam się. – Norbert nigdy by…

– Jest dumny – oceniła Klaudia. – Zarozumiały wręcz. Myślisz, że pozwoliłby, żeby jakiś inny facet macał jego… No wiesz. Ja sądzę, że byłby problem.

Przyznaję, taka ocena charakteru Norberta mi się nie spodobała. Ja sama nigdy tak bym o nim nie pomyślała, ale… może się myliłam? Byłam zaślepiona? Mój mąż z dumą mówił o tym, że jest konserwatystą. Wierzył w tradycyjne wartości: dom, rodzinę, męskość... Czy jego męskość zniosłaby taki cios?

Sekret, który zabiorę do grobu...

Trudno mi wytłumaczyć się z decyzji, które następnie podjęłam. Znajdowałam się w szczególnym stanie ducha. Bałam się. Panikowałam. Norberta akurat nie było, wyjechał w delegację. Klaudia wyciągnęła wino i zaczęłyśmy zapijać nasze smutki. Ona była samotna, ja załamana. I gdy alkohol uderzył nam do głów, postanowiłyśmy wyjść na miasto. Klaudia szybko zadzwoniła po kilkoro naszych dawnych znajomych.

– Jak za starych, studenckich czasów – cieszyła się koleżanka.

Niby ona szukała miłości, ale w klubie – jak na złość – to ja miałam powodzenie. No i był tam taki jeden koleś… Bardzo przypominał Norberta. Kolor włosów i oczu ten sam. Zbliżony wzrost i sylwetka. Gdybym była trzeźwa, pewnie nigdy nie przyszłoby mi to do głowy, ale… Pod osłoną nocy, jak i w czasach desperacji, mózg działa inaczej.

Powiedziałam Klaudii, że źle się czuję i jednak idę do domu.

– Wezwać ci taksówkę? – zaproponowała.

– Dzięki, poradzę sobie – zapewniłam.

Nie wróciłam do siebie. Miałam inny plan...

Dziewięć miesięcy później urodził się nasz pierworodny syn. Śliczny, pulchny i zdrowy. Rośnie jak na drożdżach i chowa się znakomicie.

– Skóra zdjęta z taty – zachwycają się wszystkie ciotki.

Jak Norbuś był mały, wyglądał kropka w kropkę tak samo – przekonuje teściowa przy okazji każdej wizyty i pokazuje mi zdjęcia.

Myślę, że to cud. Norbert nigdy się nie zbadał, więc nie mam ostatecznego dowodu, ale… Mimo licznych prób nie udało mi się zajść w drugą ciążę. Nie z moim mężem. Dlatego mogę śmiało powiedzieć, że gdybym nie zrobiła tego, co zrobiłam, nie doczekaliśmy się dziecka. Naszego ukochanego synka.

Czy mam wyrzuty sumienia? Po prostu o tym nie myślę. Wybrałam alternatywne rozwiązanie, dzięki któremu oboje mamy to, czego chcieliśmy: pełną, wspaniałą, choć jednak malutką rodzinę. A że rozwiązanie nie było idealne… Trudno. Nic w życiu takie nie jest. Najważniejsze, że Norbert nigdy się nie dowie. Mój sekret jest bezpieczny, zabiorę go do grobu. Bo kto miałby mnie zdradzić? Ten typ, który szukał przygody na jedną noc? Pewnie nawet mnie nie pamięta. Być może Klaudia coś podejrzewa, jednak przyjaciółce mogę zaufać. W końcu to ona zgodziła się zostać matką chrzestną małego Patryka – i świetnie sprawdza się w tej roli. Tak się bałam, że moje życie rozsypie się niczym domek z kart, a jednak ułożyło się najlepiej jak to tylko możliwe. Niczego nie żałuję.

Czytaj więcej