"Krótko przed ślubem mojej przyjaciółki zerwałam ze swoim chłopakiem. Znajomi i rodzina się ucieszyli, bo uważali go za totalnego bufona i naprawdę nikt go nie lubił. Był tylko jeden problem – teraz nie miałam z kim iść na wesele. Przyjaciółka postanowiła zorganizować mi towarzystwo i specjalnie dla mnie zaprosiła naszego wspólnego kolegę z podstawówki. Niezbyt się ucieszyłam, bo zapamiętałam go jako grubego chłopca o małych świńskich oczkach..." Anna, 23 lata
Dobrze, że rzuciłaś Piotra – pochwaliła mnie przez telefon moja przyjaciółka, gdy oznajmiłam jej swoją decyzję. – Chociaż zrobiłaś to o rok za późno, a jednocześnie o tydzień za wcześnie – dodała po namyśle.
– Nie rozumiem… – zdziwiłam się. – Przecież sama mówiłaś, że Piotrek to bufon i idiota, że nie jest mnie wart…
– Bo nie jest, ale z kim przyjdziesz na nasze wesele? – zapytała trzeźwo, a mnie dopiero teraz olśniło. Przez ten chaos w życiu uczuciowym zupełnie zapomniałam o ślubie Ewy i Jacka.
– Sama – odparłam hardo.
– Nie bój żaby, zorganizuję ci jakieś miłe towarzystwo – dodała i się rozłączyła.
A dwie godziny później zadzwonił do mnie nasz wspólny kolega z podstawówki.
– Cześć, tu Adam z misją ratunkową, pamiętasz konusa z pierwszej ławki? – zapytał radiowym basem.
– No pewnie! – udałam, że się cieszę, a w duchu aż jęknęłam, bo Adama zapamiętałam jako grubego i bardzo nieśmiałego chłopca. O krzywych zębach i małych świńskich oczkach na pucołowatej twarzy nie wspomnę… Nigdy się nie kolegowaliśmy, bo ja byłam tak zwaną klasową gwiazdą, a Adaś odludkiem. Kilka razy spisałam od niego zadanie z matmy, bo był z niej dobry, i tyle.
Chyba jednak wolałabym iść sama, ale jakoś głupio było mi go spławić. Ustaliliśmy, że się spotkamy w restauracji nad jeziorem, gdzie miała się odbyć impreza.
Gdy dotarłam na miejsce, Adama jeszcze nie było. Dyskretnie się rozejrzałam i wtedy zobaczyłam przystojnego brodacza. On też był sam… „Po co wozić drewno do lasu?”, westchnęłam z żalem, myśląc o Adamie.
Kiedy ruszyłam w stronę pomostu, przystojniak, który wpadł mi w oko, zbliżył się.
– Dzień dobry, Aniu, bardzo wypiękniałaś… – dobiegł mnie głęboki bas. Zaraz, zaraz… Gdzieś już słyszałam ten głos!
– Adam?!… Aleś… wyrósł – wydukałam, gdy w końcu odzyskałam mowę. Naprawdę byłam w szoku. I to pozytywnym! Mój towarzysz uśmiechnął się, a ja zobaczyłam, że po wadzie zgryzu też nie ma śladu.
Niby najważniejsze jest to, co niewidoczne dla oczu, ale miła aparycja Adama przyjemnie mnie zaskoczyła. Miał też wyjątkowe poczucie humoru. No i bosko tańczył. Wybawiłam się jak nigdy, bo mój były chłopak nie lubił tańczyć, wolał sączyć drinki. Ile ja się wstydu przez niego najadłam…
Piotr był strasznie przemądrzały. Zawsze wszystko wiedział najlepiej. Ten facet miał ego wielkie jak Himalaje. I w sumie tylko ego miał duże… Ostatnio na weselu kuzynki każdej niezamężnej kobiecie około trzydziestki mówił, że jej termin ważności już minął. To jego zdaniem był świetny żart. A na jubileuszu moich dziadków cioci Marcie i wujkowi Andreasowi z Berlina powiedział: „Deutche raus!” (czyli Niemcy wynocha). Cała rodzina była zbulwersowana zachowaniem mojego chłopaka. To po tej imprezie wreszcie spadły mi klapki z oczu i postanowiłam z nim zerwać.
Kulturalny i sympatyczny Adam był absolutnym przeciwieństwem Piotra.
Kiedy nad ranem żegnaliśmy się z nowożeńcami, Ewa szepnęła mi do ucha:
– Sprawiacie wrażenie zgranej pary. Może jesteście sobie pisani?
Zrobiło mi się miło, ale nie liczyłam na kontynuację znajomości. Teraz Adam wyglądał jak playboy, więc dziewczyn miał pewnie na pęczki.
A jednak już następnego dnia zadzwonił i zaprosił mnie na kawę, a kilka tygodni później zostaliśmy parą. Wygląda na to, że Ewa znowu miała rację…