"Przed laty z powodu dumy zaprzepaściłam naszą miłość. Teraz dostałam drugą szansę..."
Fot. Adobe Stock

"Przed laty z powodu dumy zaprzepaściłam naszą miłość. Teraz dostałam drugą szansę..."

"Zapadał już zmrok, źle mi się jechało i byłam zdenerwowana rozmową z moim prawie już byłym mężem. Pochłonięta myślami, w ostatniej chwili zauważyłam na drodze człowieka. Samochód zatrzymał się dosłownie o centymetry od niego. Wystraszona wyszłam zobaczyć, czy nic mu nie jest i ogarnęło mnie dziwne uczucie. W tym mężczyźnie było coś znajomego, choć nie od razu to sobie uświadomiłam. Dopiero kiedy zobaczyłam te zielone oczy… Tylko Igor miał takie, moja studencka miłość. Chłopak, z którym rozstałam się po jakimś nieporozumieniu, bo durna duma nie pozwoliła mi wyjaśnić sytuacji. Nieznaczny grymas jego ust dowodził, że i on mnie rozpoznał..." Sylwia, 50 lat

Rozmowa z prawie byłym mężem zdenerwowała mnie o wiele bardziej, niż zakładałam. Liczyłam na to, że uda mi się z nim wynegocjować rozłożenie na raty spłaty mieszkania, które kiedyś było naszą wspólną własnością. Niestety, upierał się przy jednorazowej spłacie całej sumy. Był głuchy na moje argumenty, że po prostu nie mam tyle pieniędzy, a ewentualna sprzedaż mieszkania, żebym mogła je zdobyć, też trochę potrwa.

Mało nie przejechałam człowieka!

Zdenerwowana ruszyłam w drogę powrotną. Źle mi się jechało, nie lubię prowadzić po zmroku. Zanim dojadę, będzie już całkiem ciemno. Żeby bezpiecznie dotrzeć do domu, musiałam maksymalnie się skoncentrować, w czym przeszkadzały mi natrętne myśli.
Może wykazałam za mało pokory, a może za mało stanowczości? Albo za słabo argumentowałam, że szybka sprzedaż oznacza dużą stratę? „No ale co go obchodzi strata”, uzmysłowiłam sobie z rozgoryczeniem. Strata będzie tylko moja, on swoje musi dostać. Łzy napłynęły mi do oczu, a gdzieś pod czaszką rozbrzmiało ironicznie echo jego dawnej obietnicy. „Nigdy cię nie skrzywdzę”, mówił. Byłam naiwna, wierząc w to do ostatniej chwili naszej dzisiejszej rozmowy. Powinnam wiedzieć, że jeśli nie czuł się w obowiązku dotrzymać przysięgi małżeńskiej, tym bardziej złamie mglistą obietnicę złożoną pod wpływem chwili. Szklące się w oczach łzy dodatkowo pogarszały upośledzone zmrokiem widzenie. Zdołałam jednak odnotować, że wyjechałam już z lasu i wjeżdżam w teren zabudowany. Instynktownie zmniejszyłam szybkość, nadal intensywnie kombinując, skąd szybko zdobyć dużą gotówkę.
Pochłonięta myślami, w ostatniej chwili zauważyłam, że ktoś wtargnął na szosę. Ostro skręciłam, hamując. Koła zabuksowały na miękkim podłożu pobocza, a mnie krew uderzyła do głowy. Mało nie przejechałam człowieka! Samochód zatrzymał się dosłownie o centymetry od niego. Nie wytrzymałam, otworzyłam szybę i wykrzyknęłam:
– Jak chodzisz, gamoniu? Życie ci niemiłe?!
– A żebyś wiedziała! – odszczeknął się.
Zawstydziłam się. Miał prawo być zły, prawdopodobnie mimo wszystko jechałam za szybko. Na drżących nogach wysiadłam z auta.
– Nic się panu nie stało? – zapytałam, obrzucając mężczyznę uważnym spojrzeniem.

Po chwili dotarło do mnie, że to Igor, moja dawna miłość

Było w nim coś znajomego, choć nie od razu to sobie uświadomiłam. Dopiero kiedy zobaczyłam te zielone oczy… Tylko Igor miał takie, moja studencka miłość. Chłopak, z którym rozstałam się po jakimś nieporozumieniu, bo durna duma nie pozwoliła mi wyjaśnić sytuacji.
Nieznaczny grymas jego ust dowodził, że i on mnie rozpoznał.
– To ty – stwierdził.
– Co tu robisz? – spytałam, a potem poczułam, że kręci mi się w głowie i…
Ocknęło mnie energiczne klepanie po twarzy.
– Sylwia, patrz na mnie! – Głos też mu się nie zmienił. Był jak czekolada.
– Już dobrze, przestań. – Odsunęłam jego rękę i spróbowałam się podnieść. – Nie klep mnie jak krowę, nic mi nie jest.
– No właśnie widzę – mruknął, a w jego oczach błysnęła dobrze mi znana mieszanka ironii i czułości. – Cała ty, niezłomna Sylwia, prędzej umrze, niż przyzna się do błędu lub słabości. Ale teraz nie masz wyjścia, będziesz musiała przyjąć moją pomoc.
– A to dlaczego? – zaprotestowałam odruchowo, choć sama czułam, że nie jestem w stanie jechać dalej.
– Dlatego – chwycił mnie za rękę i bez trudu pociągnął ku górze – że choć zawsze byłaś uparta, nigdy nie byłaś głupia. Wsiadaj, podjedziemy do tutejszej gospody, wypijesz coś, zjesz.
Miał rację, więc nie stawiałam oporu, kiedy sadowił mnie na miejscu pasażera, a potem sam zasiadł za kierownicą mojego samochodu. Podróż była krótka, po paru minutach zatrzymaliśmy się pod budynkiem wystylizowanym na wiejską chatę krytą słomą.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmił. – Dasz radę przejść te parę kroków czy mam cię zanieść?
– Nie wygłupiaj się, nic mi nie jest. Zasłabłam, bo miałam parszywy dzień. Ogarnę się i jadę…
– Dzisiaj nigdzie nie pojedziesz – przerwał mi. – Przenocujesz tutaj. Tu są pokoje hotelowe.
Nie miałam siły się z nim kłócić.

Przyjęłam jego pomoc i w głębi duszy byłam mu wdzięczna

Wsparta na jego ramieniu, weszłam do gospody. W środku było czysto, przyjemnie i pusto, jeśli nie liczyć barmanki za kontuarem. Igor musiał być tu częstym bywalcem, bo usadowiwszy mnie na krześle, swobodnie podszedł do barmanki i zagadał. Obrzuciła mnie zaciekawionym spojrzeniem, a po chwili przyniosła kubek pachnącej malinami herbaty. Upiłam łyk i poczułam, jak miłe ciepło rozpływa się po moim ciele. Zanim pojawił się przede mną talerz z pierogami, zdążyłam wypić prawie całą zawartość kubka. Igor przyglądał mi się uważnie.
– Wracają ci kolorki – zauważył z zadowoleniem. – To dobry znak. Popatrzył na moją dłoń trzymającą widelec, gdy rozprawiałam się z kolejnym pierogiem. – Jesteś mężatką?
– W zasadzie już nie. Jestem w trakcie rozwodu – wyjaśniłam, zerkając z kolei na jego ręce. Nie zauważyłam obrączki, więc zaryzykowałam pytanie: – A ty?
– Ja już od dawna jestem rozwiedziony. Nie wyszło nam – skwitował krótko. – Lepiej powiedz, co tu robisz. Chyba nie zjawiłaś się specjalnie po to, żeby mnie rozjechać, co?
– Ja cię bardzo przepraszam – wymamrotałam z pełnymi ustami. – Parszywy dzień dziś miałam…
Sama nie wiem dlaczego, ale opowiedziałam mu wszystko. Zupełnie jakby pękła we mnie jakaś tama, wylewałam z siebie żale, frustracje, lęki. Słuchał spokojnie, nie przerywając. Kiedy wreszcie umilkłam, niespodziewanie się uśmiechnął.
Jednak wynikło z tego coś dobrego…
– Niby co? – Nie dostrzegałam żadnego dobra w doznanych przykrościach.
– Spotkaliśmy się – wyjaśnił. – Idź spać, jutro zobaczysz wszystko w lepszych barwach. Już załatwiłem ci pokój. Spotkamy się rano.
Znowu ustąpiłam. Choć herbata i posiłek pokrzepiły mnie nieco, nadal czułam się wykończona, psychicznie i fizycznie.

Igor miał pomysł na spłatę mojego męża

Nazajutrz w dużo lepszym nastroju zeszłam na śniadanie. Po chwili dołączył do mnie Igor, kelnerka chyba do niego zadzwoniła, by powiedzieć, że już wstałam. Wyjaśnił mi, że od paru lat mieszka w tej wsi, w odziedziczonym po dziadkach domu.
– Większość pracy mogę wykonywać w chacie, jestem tłumaczem, tylko dwa razy w tygodniu jadę do firmy – tłumaczył mi specyfikę swego zawodu. – Ale wróćmy do ciebie. Myślałem o tym, co mogłabyś zrobić, żeby zaspokoić żądania twojego byłego.
– I co wymyśliłeś?
– Na przykład mogłabyś wynająć swoje mieszkanie na, powiedzmy, dwa lata, żądając zapłaty z góry. To dałoby ci solidny zastrzyk gotówki.
– Wynająć? A gdzie będę mieszkać? – zapytałam z goryczą i z jakąś malutką, szaloną nadzieją.
– Pomyślałem sobie... – Zaciął się, a potem wziął głęboki wdech, jakby miał zamiar zanurkować, i dokończył: – Pomyślałem, że mogłabyś zamieszkać u mnie, znaczy ze mną.
– Igor, nie jestem pewna, czy dobrze cię zrozumiałam. Co ty mi w zasadzie proponujesz?
Znowu wziął głęboki wdech.
– Przez te wszystkie lata nie przestałem cię kochać, ale rozumiem, że z tobą jest inaczej. Niemniej skoro los sam nas zetknął ponownie, nie mogę pozwolić tak po prostu ci zniknąć – stwierdził. – Mam nadzieję, że jeśli zamieszkamy razem, przypomnisz sobie, że porządny ze mnie gość i że kiedyś było nam razem wspaniale. Proszę, daj nam szansę. – Umilkł, ale wpatrywał się we mnie z natężeniem.
„Raz kozie śmierć”, pomyślałam. Dość nieporozumień między nami. Skoro on potrafił zdobyć się na szczerość i odwagę, ja też mogę, a nawet powinnam.
– Ja chyba też cię przez te wszystkie lata kochałam – wyznałam. – I pewnie dlatego nie udało się moje małżeństwo. Cały czas porównywałam go z tobą i wypadał… blado.
– Więc co? Zgadzasz się spróbować?
– Większe głupstwa w życiu robiłam. – Roześmiałam się od serca, po raz pierwszy od bardzo dawna.
Od tego czasu minęły już trzy lata. Wciąż mieszkamy z Igorem razem i jest cudownie. Nasza dawna miłość rozkwitła na nowo, ale na wszelki wypadek nie dopuszczamy do żadnych nieporozumień. Wszelkie wątpliwości wyjaśniamy od razu, pomni, że poprzednia sprzeczka kosztowała nas tyle lat rozłąki.

Czytaj więcej