"Odkryłam, że mój stateczny mąż prowadzi wyuzdaną korespondencję z jakąś napaloną kobietą. Nie wiem, ile było w tym romansie uczuć i czy w ogóle były. Był seks. Wirtualny. W każdym zdaniu..." Agnieszka, 52 lata
Często zastanawiałam się, czy to dobrze, że mój Adam spędza pół roku za granicą. Życie na odległość ma swoje zalety, ale nasza rozłąka trwała chyba za długo. Nawet gdyby zrezygnował z tego kontraktu już teraz, nic by się nie stało. Dom, ogród, odchowane dzieci, oszczędności, raz w roku wakacje za granicą – wszystko to mamy. Moglibyśmy skupić się na sobie, pozwolić na przyjemności we dwoje. Niestety w pewnym momencie odkryłam, że nasze szczęśliwe życie to tylko pozory.
Tergo dnia usiadłam przed komputerem. Byłam w połowie mejla do przyjaciółki, gdy dostałam sygnał, że przyszedł SMS. To Adam. „Pieszczoszku, będę wieczorem na Skypie. Załóż seksowne koronki. Zerwę je z Ciebie w wyobraźni. Wypiję szampana za naszą randkę... Twój napalony A.” „Dziś wieczorem na Skypie? Przecież on wieczorami pracuje”, zdziwiłam się. „Jakie koronki? Jaki szampan? Ostatni wypiliśmy w Nowy Rok! Albo to pomyłka, albo... Adaś ma romans!”, myślałam przerażona.
Po chwili przyszedł kolejny SMS. Spojrzałam na wyświetlacz: Adam! „Nie mogę się doczekać, kiedy Cię schrupię, Agatko. Musimy się w końcu spotkać. Co powiesz na następną sesję zdjęciową? Przyślij mi jeszcze kilka swoich fotek bez bielizny.”
Nie dowierzałam własnym oczom. Mój pięćdziesięciopięcioletni mąż zabawiał się w pornodoktora! Mój stateczny, poważny facet, którego zadowalał zwyczajny seks dwa razy w tygodniu! A może nie zadowalał? Może tylko przy mnie był stateczny?
Do histeryczek nie należę, dlatego czekałam na dalszy rozwój wydarzeń i, nie mogąc zasnąć, zastanawiałam się, co zrobić, jeśli mąż rzeczywiście ma kogoś na boku. Kiedy się obudziłam, dochodziło południe. Zalogowałam się do poczty męża. Kiedyś, kiedy ufaliśmy sobie bezgranicznie, dał mi wszystkie swoje PIN-y, loginy, hasła. I najwidoczniej ich nie zmienił... Po chwili zobaczyłam całą historię bogatej i, niestety, obleśnej korespondencji pięćdziesięcioletniej Agaty o rubensowskich kształtach z moim mężem. Ich internetowy romans, sądząc po dacie pierwszego mejla, rozpoczął się pół roku temu. Nie wiem, ile było w tym romansie uczuć i czy w ogóle były. Był seks. Wirtualny. W każdym zdaniu.
Zajrzałam do ostatniego załącznika. Powiększyłam pierwsze zdjęcie. Bezwstydna gruba baba wypełniała swoim tłustym, nagim zadem cały pierwszy plan! Obejrzałam następne. Po dziesiątym dałam sobie spokój. „Adam ma kochankę”, pomyślałam, „a raczej napaloną babę, która zrobi i pokaże dosłownie wszystko”, wściekałam się. „Nie ma zdrady doskonałej”, rozmyślałam nadal. „Zwłaszcza jeśli myśli się wyłącznie rozporkiem. Ale dlaczego dał się złapać na takim szkolnym błędzie? Dlaczego nie zmienił hasła do poczty? Dlaczego nie założył innej, żeby mieć pewność, że jego romans się nie wyda? Jest aż tak nieostrożny? Dlaczego nie zadbał o pozory?”
Cały dzień niby coś robiłam, lecz tak naprawdę zastanawiałam się, co dalej. Z jego romansem, naszym małżeństwem, zaufaniem... Po trzydziestu latach zgodnego małżeństwa trudno znosi się taką lekcję. Nawet jeżeli to pierwsza zdrada Adama. Nawet jeżeli miała miejsce tylko w wirtualnym świecie. Boli tak samo...
– Kiedy przyjedziesz, kochanie? – zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do męża.
– Chyba pod koniec października... – odpowiedział słodko.
– Nie tęsknisz za mną? – zapytałam zalotnie.
– Oczywiście, że tęsknię – zapewnił. – Nie ma dnia, żebym o tobie nie myślał. Co ci kupić? Może chciałabyś jakieś perfumy?
– Sam coś wybierz, przecież znasz mnie jak własną kieszeń – odparłam.
– Dobrze, więc to będzie niespodzianka. Muszę już kończyć, wieczorem napiszę mejla!
„Nawet się nie zająknął. Obrzydliwy kłamca! Tęskni... Dobre sobie! Ciekawe, dokąd mu się tak spieszyło?! Niespodzianka... Proszę bardzo. Nie wiesz, jaką ja ci szykuję niespodziankę!”, ze złości gotowałam się w środku.
Był dwudziesty października. Przede mną zostało dziesięć dni śledzenia romansu mego męża zdrajcy. Postanowiłam ochłonąć i odciąć się od emocji. Pobawić się w detektywa, a potem w sędziego. Doszłam do wniosku, że Adam nie powie mi prawdy, bo zabrnął za daleko. Ma nową babę, krew mu buzuje w żyłach, chce prowadzić podwójne, wygodne życie. A czy ja wiedziałam na pewno, czego chciałam? Wiedziałam, mimo że kochałam jeszcze męża. A właściwie wspomnienia z naszych szczęśliwych lat.
Jakoś przeżyłam te dziesięć dni. Było trudno. Adam wciąż się nie połapał w tym, że czasem wysyłał SMS-y do mnie, a nie do kochanki. Roztargniony dupek! Wciąż też mogłam spokojnie czytać ich mejle. I żeby mieć czarno na białym, że mnie oszukiwał, wydrukowałam je wszystkie. Chciałam rozwodu, byłam tego pewna. Zwłaszcza wtedy, gdy napaleni kochankowie postanowili skonsumować znajomość. A już z całą pewnością, kiedy Adam doszedł do wniosku, że na czas pobytu w Polsce zmieni się w idealnego męża, a zaraz potem przespał się z tą wyuzdaną babą w motelu!
Lektura korespondencji męża z kochanką dużo mnie kosztowała...
On: „Seks z Tobą był wyjątkowy i będzie idealnie, jeśli nasza znajomość oprze się wyłącznie na nim. Jak będziemy mieli ochotę, spotkamy się i pójdziemy do łóżka. Szkoda byłoby rezygnować z takiej przyjemności. Ale wspólne życie? Mam już żonę, co prawda starą i nudną, ale rozwodzić się w moim wieku?”
Ona: „Taki seks będziesz miał tylko ze mną. Po co Ci nudna żona? Gdyby ona Cię uszczęśliwiała tak jak ja, nigdy nie doszłoby do tej nocy w motelu... Zastanów się, razem moglibyśmy tyle przeżyć!”
On: „Jesteś świetna w łóżku i dasz mi tysiące niezapomnianych orgazmów, będę o nich marzył podczas pobytu w Polsce. A na listopadową rozgrzewkę wyślij mi kolejne zdjęcia, jak sama się sobą zabawiasz.”
Ona: „I tak będziesz mój. Tylko ja wiem, jak Ci dogodzić. Czy Twoja żona to wie?”
To co czytałam, było dla mnie straszne, ale nie mogłam się powstrzymać przed otwieraniem kolejnych mejli. W każdym razie nie miałam już wątpliwości, że to koniec naszego związku.
– A weź go sobie, idiotko! Seks to nie wszystko, powinnaś to już wiedzieć, bo dawno skończyłaś dwadzieścia lat! – krzyczałam. Piłam kieliszek wina za kieliszkiem i wyłam z rozpaczy. Byłam stara i nudna... Może dla Adama i jego lafiryndy. Ale miałam swoją godność. I postanowiłam ją zachować!
– O, kochanie, jak dobrze cię widzieć! – powitał mnie mąż następnego wieczoru.
– Idziemy do łóżka teraz czy po kolacji? – zapytałam wprost.
– Co?! – był wyraźnie zaskoczony, nawet lekko zmieszany.
– Nie masz ochoty na mnie po pół roku abstynencji? – udawałam zawiedzioną.
– Może najpierw wezmę prysznic...
– A może najpierw się wyprowadzisz, ty nędzny dziwkarzu?! Spakowałam już twoje rzeczy! A tu masz pamiątkowe zdjęcia. Ten wielki tyłek to nie mój, tylko Agaty, twojej kochanki! Mój jest być może stary, ale bez rozstępów! I jeszcze coś... Te wasze mejle. Tylko o jednym, o bzykaniu. Kiedyś, dawno temu, pisałeś listy i byłeś przynajmniej romantyczny, teraz się skończyłeś! Adam stał nieruchomo. Dotarło do niego, że wiem. O wszystkim. Nie śmiał odezwać się słowem. Byłam przekonana, że czuł się jak ostatni idiota. I tak wyglądał. Wyszedł w milczeniu, a ja włączyłam komputer.
„Droga Agato”, pisałam, „musisz wiedzieć, że Twój ogier od pięciu lat faszeruje się viagrą. Inaczej nie może stanąć na wysokości zadania... Ale ty pewnie nie mogłaś tego wiedzieć, bo kochankom takich rzeczy się nie mówi. Natomiast tobie radzę, żebyś zaczęła używać kremów na rozstępy. Lepiej późno niż wcale. Żona Adama”.