"Koleżanka namawiała mnie na wyjątkowo tanie zabiegi medycyny estetycznej. W końcu dałam się skusić. Zabiegi odbywały się w prywatnym mieszkaniu. W czasie wizyty byłam świadkiem zdarzenia, które omal nie skończyło się tragedią." Daria, 41 lat
Stałam przed lustrem i naciągałam skórę na czole, żeby zobaczyć, jak bym wyglądała bez zmarszczek. Po chwili wydęłam też usta. Wyobrażałam sobie siebie z pełnymi, dużymi wargami...
– No i? – Stojąca za mną Iza czekała, aż skończę robić miny.
– Jeszcze się nie zdecydowałam, ale chętnie pójdę i pogadam z tą twoją panią doktor – odpowiedziałam, puszczając rozciągnięte czoło. – Mówisz, że ile ona bierze za botoks?
Iza wymieniła sumę i wyjęłam smartfona, żeby sprawdzić ceny rynkowe takiego zabiegu w gabinetach medycyny estetycznej.
Po chwili musiałam przyznać koleżance rację: to była prawdziwa okazja. Pani doktor, o której z takim entuzjazmem opowiadała Iza, miała ceny o połowę niższe niż te „na mieście”. Koleżanka już zrobiła sobie u niej usta i wygładziła czoło toksyną botulinową. Wyglądała rzeczywiście znacznie młodziej i atrakcyjniej.
Była ze mną zupełnie szczera: od razu powiedziała, że za przyprowadzenie nowej klientki lekarka da jej zniżkę na kolejne zabiegi.
– A wiesz, chcę sobie jeszcze zrobić nici – zdradziła.
– Też masz dosyć tego opadającego owalu twarzy? Nawet nie patrząc w lustro, wiedziałam, że miałam dosyć.
Po czterdziestych urodzinach zaczęłam martwić się przemijaniem urody. Do niedawna jeszcze drobne zmarszczki teraz stały się bardziej wyraźne i utrwalone, zmarszczka między brwiami się pogłębiła i wyglądałam, jakbym ciągle była zagniewana. Wargi zawsze miałam wąskie i kiedy patrzyłam na zdjęcia modelek z ustami niczym aksamitne poduszeczki, marzyłam o takich samych. A teraz mogłam pozbyć się problemów i za pół ceny spełnić marzenia o urodzie! Świetnie się składało, bo akurat dostałam premię kwartalną i mogłam ją zainwestować w siebie. Iza wyszła ode mnie zadowolona. Żegnając się, stwierdziła, że na pewno się skuszę na zabieg i przypomniała, żebym wzięła gotówkę.
Dwa dni później zajechałyśmy pod zwykły blok na starym osiedlu i wjechałyśmy windą na szóste piętro. Otworzyła nam blondynka z ustami jak celebrytka i kośćmi policzkowymi niczym u Angeliny Jolie.
– Cześć, Helena, to jest Daria – przedstawiła mnie Iza. – Pani doktor już jest? Okazało się, że Helena jest właścicielką mieszkania, które na kilka godzin miało się zamienić w prywatny gabinet medycyny estetycznej. Iza wytłumaczyła mi, że „ich” pani doktor właśnie się przeprowadziła z innego miasta i dopiero szuka lokalu na swój gabinet, a póki co prowadzi swoje usługi medyczne w sposób mobilny.
– Przyjeżdża na prywatne zaproszenie i robi zabiegi w domu – wyjaśniła koleżanka. – Dlatego tak tanio liczy, rozumiesz, nie prowadzi tu jeszcze działalności. Ale nie masz się czego obawiać, sprawdziłam, że ma najlepsze materiały renomowanych firm. Po prostu nie wystawia rachunków, a wiadomo, że połowa rachunku to podatki i koszty. Dla nas super, no nie?
Ja akurat uważam, że każdy, kto prowadzi biznes, powinien uczciwie płacić podatki, ale nie zamierzałam się o to wykłócać. Tym bardziej że właśnie planowałam zostać nielegalną klientką owej niepłacącej podatków lekarki.
W mieszkaniu Heleny były jeszcze dwie inne kobiety, obie w średnim wieku, obie zdecydowane na zabiegi.
Pani doktor miała koło czterdziestki, nosiła okulary w eleganckich oprawkach i przyniosła ze sobą torbę lekarską, jaką widuje się w filmach o medykach, których jestem wierną fanką. Przedstawiła się imieniem i nazwiskiem, ale zapamiętałam tylko imię: Weronika. Najpierw do pokoju weszła gospodyni tego spotkania. Twarz miała posmarowaną białym kremem i wyjaśniła, że to maść znieczulająca. Potem pojawiła się kolejna dziewczyna, po niej Iza.
– No i jak? – szepnęła do mnie, siadając na taborecie w kuchni i usiłując napić się wody ze szklanki, nie rozmazując kremu znieczulającego.
– Co sobie dzisiaj zrobisz?
Po namyśle uznałam, że skuszę się na botoks. Do tego nie musiałam być znieczulana, więc pani doktor mogła od razu zrobić mi zastrzyk w czoło.
– Proponowałabym też pani powiększenie ust – zasugerowała, przecierając miejsca wkłuć wacikiem ze spirytusem. – Mam bardzo dobre produkty. Proszę, niech pani poczyta ulotki. Wzięłam od niej kilka kolorowych folderów i poszłam do kuchni. Czekałam na Izę, a przy okazji przyglądałam się innym paniom, które wychodziły z pokoju z „nowymi” ustami, policzkami czy podbródkami. Botoks miał zadziałać dopiero za parę dni, za to efekty wstrzyknięcia kwasu hialuronowego pod skórę można było obserwować natychmiast.
– Łał! – wyrwało mi się, kiedy kobieta z ustami wąskimi jak moje po czterdziestu minutach wyszła zupełnie odmieniona. Mimo zaczerwienienia i lekkiej opuchlizny wyglądała jak jakaś gwiazda filmowa! Podjęłam decyzję. Umówiłam się z doktor Weroniką na zabieg powiększania ust, ale dopiero następnym razem, bo nie miałam przy sobie tyle gotówki.
– Świetna decyzja, będzie pani zachwycona efektem – zapewniła. – Ach, jeśli przyprowadzi pani koleżankę, to od mojej i tak okazyjnej ceny dam pani jeszcze zniżkę.
Kiedy wyszłyśmy, natychmiast zaczęłam kombinować, kogo by tu ściągnąć na półdarmowy zabieg. Musiałam mieć zrobione te usta! Porozmawiałam z trzema koleżankami i siostrą. W końcu udało mi się namówić Elwirę, dziewczynę z mojej poprzedniej firmy. Miałam niezły argument w postaci pięknie wygładzonego czoła.
– Widzisz? – chwaliłam się. – Lwia zmarszczka mi całkowicie zniknęła! Idę teraz na usta, a ty możesz wybrać, co chcesz.
Elwira trochę się w tym orientowała, bo już od dłuższego czasu rozważała „zrobienie” sobie doliny łez, czyli obszaru pod oczami. Znała się na preparatach i potwierdziła, że faktycznie doktor Weronika używa najlepszych na rynku. Ceny za to nieco ją niepokoiły. Uznała, że są podejrzanie niskie, ale wytłumaczyłam jej, na czym to wszystko polega. Kiwnęła głową ze zrozumieniem.
– Słuchaj! – Nagle zaświeciły jej się oczy. – Jest taki zabieg na piersi: powiększanie kwasem hialuronowym. To kosztuje kilkanaście tysięcy, więc mnie nie stać, ale skoro ona bierze pół ceny... Zapytasz, czy go robi? Przekazałam pytanie za pośrednictwem Izy i pani doktor odpowiedziała, że jest to do zrobienia. Wysłała Elwirze opis zabiegu i naprawdę preferencyjną cenę.
– Robię sobie cycki! – oznajmiła koleżanka z ekscytacją. – Normalnie nie mogę w to uwierzyć! Całe życie o tym marzyłam! Oczywiście jej zabieg był dużo poważniejszy niż powiększanie ust czy wygładzenie czoła. Doktor Weronika uprzedziła, że konieczne będzie znieczulenie miejscowe za pomocą zastrzyku, no i wszystko będzie trwało dużo dłużej. Za to efekty będą widoczne od razu. Obiecywała piękne, pełne, odmłodzone piersi „jak u szesnastolatki”.
Tym razem spotkanie odbywało się u Izy. Czułam się dużo swobodniej niż za pierwszym razem. Zniosłam ból przy ostrzykiwaniu ust i po wszystkim umościłam się na kanapie, żeby zaczekać na Elwirę, która przygotowywała się do zabiegu powiększania piersi. Mieszkanie Izy było bardzo akustyczne, więc słyszałam każde słowo, które padało za drzwiami z mleczną szybą. Doktor Weronika tłumaczyła Elwirze, że zrobi jej kilka zastrzyków z lidokainy, żeby znieczulić miejsce zabiegowe, a potem za pomocą specjalnej kaniuli wprowadzi do jej obu piersi usieciowany kwas hialuronowy.
Usłyszałam, jak Elwira mówi, że jest gotowa. Przez chwilę nic się nie działo, a zaraz potem padło pytanie:
– Dobrze się pani czuje? Halo! Pani Elwiro? W głosie lekarki wyraźnie usłyszałam niepokój i sama go poczułam. Spojrzałam na Izę, a ona rozłożyła ręce.
– To lekarka, wie, co robi – mruknęła, ale widziałam, że też niespokojnie zerka na drzwi do swojej sypialni.
– Pani Elwiro! Hej! O Boże! Nie, nie, nie... To już nas zaalarmowało i wpadłyśmy do pokoju. Doktor Weronika pochylała się nad Elwirą, która była nie tyle blada, co biała na twarzy. Oczy miała zamknięte i wyglądała, jakby nie oddychała.
– Elwira! – Doskoczyłam do niej. Z bliska zobaczyłam, że oddycha, ale bardzo płytko. Dotknęłam jej szyi, żeby zbadać puls i wyczułam, że jej serce bije przerażająco powoli. Przypomniałam sobie seriale medyczne, które oglądałam, i zrozumiałam, że koleżance bardzo spadło ciśnienie krwi.
– Ona ma zapaść! – krzyknęłam. – Co pani tak stoi?! Niech pani coś zrobi! To pewnie alergia na znieczulenie!
– Ale ja nie wiem, co... – Pani doktor sama była blada i przerażona.
– Musi pani wiedzieć! – ryknęłam. – Jest pani lekarzem!
– Nie, nie jestem! – Ona też zaczęła krzyczeć. – Nie jestem lekarką i nie wiem, co zrobić!
Na moment mnie zatkało, ale kiedy znowu spojrzałam na nieprzytomną Elwirę, wzięłam się w garść i zaczęłam ją ocucić. Chwilę potem doktor Weronika rzuciła się do drzwi, odpychając Izę, która właśnie wybierała numer alarmowy. Na szczęście pogotowie przyjechało błyskawicznie.
Elwira rzeczywiście miała alergię na lidokainę, którą wstrzyknęła jej... No właśnie... Kto w końcu? Nie lekarka. Pani Weronika nawet nie miała tak na imię. Nie była lekarką, tylko asystentką medyczną. Wyjaśniło się to w trakcie dochodzenia policyjnego, w którym zeznawałyśmy obie z Izą.
– Jest poszukiwana i podejrzana o kradzież tych preparatów – wyjaśnili nam policjanci. – Pracowała w kilkunastu różnych klinikach medycyny estetycznej, podróżowała po całej Polsce. Nie wiedzieliśmy, że świadczyła usługi medyczne, sądziliśmy, że tylko sprzedaje to, co sobie przywłaszczyła. W końcu znaleziono „doktor Weronikę” i postawiono jej kilkanaście zarzutów karnych, w tym narażenie na utratę życia lub zdrowia.
Elwira naprawdę mogła przypłacić życiem jej pomysł na nielegalne wzbogacenie się... Ja po tamtej historii wyleczyłam się z poprawiania urody. Niby akurat mnie oszustka wstrzyknęła botoks prawidłowo, ale naczytałam się o możliwych komplikacjach. Mogła opadać mi powieka, mogłam doznać paraliżu części twarzy... Majstrowanie przy ustach i okolicach oczu było jeszcze bardziej ryzykowne i cud, że żadnej z „pacjentek” nic się nie stało. Chociaż to nie jest akurat takie pewne, bo policjanci skarżyli się, że nikt nie chce zeznawać przeciwko oszustce podającej się za lekarkę. Może dlatego, że kobiety niechętnie przyznają się do korzystania z tego typu zabiegów, a już na pewno nie do tego, że korzystają z nich pokątnie i były na tyle naiwne, żeby nawet nie sprawdzić, komu pozwalają wbijać sobie igły w twarz.
Helena, która odpowiadała za zwerbowanie sporej liczby klientek oszustki, także nabrała wody w usta.
– Nie chce mieć do czynienia z tą sprawą – przekazała mi Iza. – Jak się dowiedziała, że to wszystko były kradzione preparaty, to się przeraziła, że ją oskarżą o współudział, bo w końcu wiele z tych spotkań odbywało się u niej w domu.
– Więc nie pomoże w oskarżeniu tej baby? – Skrzywiłam się. – Przecież ona omal nie zabiła Elwiry! Iza wzruszyła ramionami, ale tak naprawdę obie wiedziałyśmy, że to nie tylko wina fałszywej lekarki. My też uległyśmy pokusie i zgodziłyśmy się brać udział w czymś nielegalnym. Skusiła nas wizja taniego poprawienia urody, do tego byłyśmy nieostrożne, a wręcz naiwne. Cała ta sytuacja z biedną Elwirą przypominała morał jakiejś baśni o karze za próżność i chciwość.
Dwa miesiące później botoks przestał działać i moje czoło wróciło do stanu przed zabiegiem. Niestety, usta mają się gorzej, bo asystentka medyczna, nawet jeśli obserwowała wielu lekarzy przy pracy, jednak nie ma kwalifikacji do wykonywania takich zabiegów i po prostu źle wstrzyknęła preparat. Wyglądam teraz trochę tak, jakby w górną wargę ugryzła mnie osa. Byłam już w prawdziwiej klinice medycyny estetycznej i powiedzieli mi, że mogą rozpuścić kwas hialuronowy specjalnym preparatem, ale cena zwaliła mnie z nóg. Zostało mi więc tylko czekać, aż wstrzyknięta substancja się rozłoży i moje wargi wrócą do dawnego wyglądu. Naprawdę za nimi tęsknię. Nie chcę już nic zmieniać w swojej twarzy ani walczyć z czasem. No, może trochę, ale do tego wystarczy mi osiem godzin snu, zdrowe jedzenie i od czasu do czasu maseczka albo automasaż. Tym sobie na pewno nie zaszkodzę.