"Wuj Zygmunt był chorobliwym sknerą. Niestety skąpy płaci dwa razy..."
Fot. Adobe Stock

"Wuj Zygmunt był chorobliwym sknerą. Niestety skąpy płaci dwa razy..."

"Mój wujek dzielił ludzi na dwie grupy: naciągaczy i rodzinę. Ba! Czasem i ktoś z rodziny dołączał do grona naciągaczy... Oszczędzał, na czym się dało. Jak? Na przykład gdy wieczorem włączał telewizor, w mieszkaniu nie mogły palić się żadne światła. Wszyscy mieliśmy z niego ubaw. Ale kiedy pewnego dnia ten sknera kupił sobie samochód, przestało już być śmiesznie... " Alina, 28 lat

– Do kuchni bez problemu można trafić, światło do tego nie jest potrzebne – mawiał. – Krysia wie, gdzie jest kuchenka, a jak zapali gaz pod czajnikiem, to od razu robi się widniej...
Znał wiele takich sposobów na uciułanie paru groszy. Bawił tym całą rodzinę, tylko cioci nie było do śmiechu...

Gdy wujek nabył nowy samochód, dopiero się zaczęło!

W końcu wuj zainwestował swoje oszczędności: kupił sobie samochód. Wraz z rodzicami wybrałam się więc, żeby go podziwiać.
– Zapłaciłem za niego o cztery tysiące mniej! – chwalił się dumny właściciel. – Chcieli mi jeszcze wcisnąć jakieś dodatkowe bajery, ale ja się znam na tych sztuczkach! Naciągacze! Nie dałem się!
– Piękne auto – zachwycił się mój tato. – Powinieneś mieć garaż. Może ktoś
w pobliżu ma do wynajęcia....
– Chyba żartujesz! – oburzył się wujek.
Mam wydawać na wynajem? Po co?
– Jak to? O samochód trzeba dbać...
Tato nigdy nie potrafił przyzwyczaić się do sknerstwa Zygmunta.
– Dbać to nie znaczy wyrzucać pieniądze w błoto – odparł z urazą właściciel.
Uwaga taty była na tyle niestosowna, że wujek stracił ochotę do dalszego prezentowania swojego nabytku. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę na neutralne tematy i wkrótce się pożegnaliśmy.

Wolał jeździć pod prąd!

Przez jakiś tydzień nie widziałam się z nim ani z ciotką. Aż któregoś dnia spotkałam Krysię na mieście.
– Zygmuntowi już całkiem na mózg padło! – oznajmiła. – Prawie nie śpi
w nocy, bo wciąż sprawdza, czy samochód stoi! Naczytał się o kradzieżach...
– To mu wytłumacz, że jak auto jest ubezpieczone, to nie ma się czym martwić – poradziłam jej.
– Niby racja, tylko widzisz, Alina... – ciotka odchrząknęła. – Nasz samochód nie jest ubezpieczony. Zygmunt mówi, że nikt go na to nie naciągnie. Woli sam pilnować...
W niedzielę spotkałam się z ciotką i jej mężem na obiedzie u moich rodziców. Wuj miał podkrążone oczy i wyglądał na wykończonego, lecz i tak brylował.
– Z tymi wyzyskiwaczami trzeba uważać! – zaczął przemądrzale. – Porobili jednokierunkowe ulice, żeby kierowcy spalali więcej benzyny. Ale mnie nie naciągną! Wiem, jak ich wykiwać.
– Jak? – wykrztusił mój tato.
– Jadę na skróty! Patrzę, czy coś jedzie z naprzeciwka i wjeżdżam w uliczkę. Wiesz, ile kilometrów dzięki temu oszczędzam? A paliwo nie jest tanie...
Zamarliśmy. Ten pomysł wujka nie był
już taki zabawny...
– Zygmunt! – wykrzyknął ojciec. – To grozi czołowym zderzeniem!
– Przecież widzę, czy coś jedzie, czy nie! A ulice są takie szerokie, że dwa samochody spokojnie mogą się zmieścić. Dzisiaj na przykład...
Ciotka westchnęła z rezygnacją. Zaczęliśmy tłumaczyć wujowi, żeby jednak nie jeździł pod prąd. Prawie się przekrzykiwaliśmy, opowiadając o wszystkich czołowych zderzeniach, o jakich kiedykolwiek słyszeliśmy! Efekt był taki, że nasz krewniak się obraził...

Nie skończyło się to dobrze

Gdzieś tak po tygodniu niespodziewanie zadzwoniła do mnie Krysia.
– Alina?– w słuchawce zabrzmiał jej zdenerwowany głos. – Zygmunt dostał mandat! Chodzi po domu i zrzędzi tak, że już nie mogę go słuchać! Zajrzę do ciebie, co?
Po kwadransie wpadła jak burza.
– Co za idiota! – zaczęła krzyczeć od progu. – Mógł spowodować wypadek!
– Na czym go złapali? – spytałam.
Przystanęła i spojrzała na mnie.
– Nie uwierzysz... Jeździł bez świateł.
– Pewnie zapomniał włączyć? – powiedziałam bez przekonania.
– Akurat – prychnęła. – Zrobił to celowo. „Po co włączać, jak na ulicy palą się latarnie?” – zaczęła przedrzeźniać męża. – Do niego nic nie dociera!
– Może mandat go czegoś nauczy?
– Nie sądzę. Wyobraź sobie, że on chciał się jeszcze odwołać! Pół godziny stałam z nim przed komisariatem i tłumaczyłam, żeby tego nie robił...
Wkrótce wujek miał kolejny pomysł na oszczędzanie, wskutek czego swoim nowiutkim wozem wjechał prosto do rowu, a sam trafił do... szpitala.
– Rozbił samochód! – histeryzowała ciotka. – I w dodatku złamał nogę...
Odwiedziliśmy go całą rodziną, ale był dziwnie mało rozmowny. Nie chciał się przyznać, jak doszło do wypadku.
– Światła miałeś włączone? – zapytał podejrzliwie mój ojciec.
– No – odburknął Zygmunt.
– Więc jak to się stało?
Wuj mruknął coś o naciągaczach, lecz nie chciał wdawać się w szczegóły. Pociągnęliśmy więc za język Kryśkę.
Okazało się, że wujek wymyślił nowy sposób na ekonomiczną jazdę samochodem. Zjeżdżając z górki, wyłączył silnik... Koła się zablokowały, stracił panowanie nad autem i wpadł do rowu.
– Z wiekiem ta jego mania się nasila... – zakończyła bezradnie ciotka. – Co ja mam robić? – popatrzyła na nas.
I wtedy całą rodziną uknuliśmy szatański plan. Postanowiliśmy, że pokonamy wuja jego własną bronią...

Miał już dosyć oszczędzania

Po tygodniu Zygmunt wrócił do domu. Nie mógł nigdzie wychodzić, więc czuł się nieco osamotniony. Zaczęliśmy do niego wydzwaniać.
– Niestety, wujku, nie mogę z tobą dłużej rozmawiać, wiesz, telefony nie są tanie... – przerywałam Zygmuntowi w pół zdania. – Ach, ci naciągacze...
Wszyscy tak robiliśmy. Z opowiadań ciotki wiedziałam, że strasznie go to złościło. W końcu się przełamał i sam do nas zatelefonował.
– Wpadnijcie do nas, co? – poprosił.
– Może wam uda się przetłumaczyć coś tej mojej Kryśce...
Wybraliśmy się więc do niego z wizytą. Wuj wyglądał na znękanego.
– Coś zmizerniałeś, Zygmuś... – zauważyła z troską moja mama.
– A bo od tygodnia jem na obiad i kolację cienkie, warzywne zupki! – poskarżył się żałośnie rekonwalescent.
– Mięso takie teraz drogie... Prawda, kochanie? – mówiąc to, Kryśka poklepała męża po ramieniu. – Leżysz, więc nie potrzebujesz tyle energii...
– I nudzi mi się – jęknął cichutko.
– Ostatnio nie oglądamy telewizora – wyjaśniła ciotka, uśmiechając się złośliwie. – On żre tyle prądu, a my oszczędzamy. Ta naprawa samochodu doprowadzi nas do ruiny... Ale co tam
u was, kochani? – zagadnęła wesoło.
Zaczęliśmy wymieniać się plotkami z bliższej i dalszej rodziny. Wujek milczał ponuro. Obgadywaliśmy właśnie kuzynkę Adelę, gdy nagle wybuchnął.
– Ja już dłużej nie wytrzymam! – zawołał z rozpaczą. – Jak tak można żyć?! Zjadłbym coś! Film bym jakiś obejrzał!
Ciotka była jednak nieugięta. Przetrzymała go jeszcze przez kilka dni, aż zmiękł całkowicie.
Od tej pory przestał narzekać na naciągaczy. Telefonował bez wspominania o drożyźnie, zapalał światła w mieszkaniu, torebkę herbaty wykorzystywał jeden raz. Sprzedał tylko samochód. Korzystanie z auta jest takie drogie, wiecie, przez tych naciągaczy...

 

Czytaj więcej