"Byłam wściekła na sąsiadkę, gdy usłyszałam, jak mnie obgaduje. Tak się nie robi!"
Fot. Adobe Stock

"Byłam wściekła na sąsiadkę, gdy usłyszałam, jak mnie obgaduje. Tak się nie robi!"

"– Niech się pani nie martwi, tak to już w życiu jest – usłyszałam głos pani Wiesi, sąsiadki z sąsiedniej bramy.
– Wie pani, człowiek zawsze do niej z sercem, a tu proszę, o taką bzdurę robi mi awanturę – jęknęła Stefa. Poczułam napływającą falę złości. Nie miałam wątpliwości, że kobiety rozmawiały o mnie. .." Adela 67 lat

– A ty jeszcze niegotowa? – zdziwiłam się, widząc moją sąsiadkę w fartuchu. – Przecież miałyśmy iść na targ!
– To już ta godzina?! – wykrzyknęła Stefania. – Wzięłam się za porządki i zapomniałam o całym świecie... Wchodź, Adelu, zaraz się ogarnę... – zaprosiła mnie do mieszkania.

Od razu wpadła mi w oko jej sokowirówka

Już w przedpokoju widać było „porządki” Stefy – na prawo i lewo piętrzyły się worki i pudełka. Ale dopiero w pokoju panował prawdziwy rozgardiasz. Przecisnęłam się obok kartonu i usiadłam na fotelu. I nagle... omal nie krzyknęłam z wrażenia! Na komodzie naprzeciwko mnie, owinięta foliowym workiem, stała... sokowirówka!
Uwielbiam soki domowej roboty, a że mam działkę, więc robię ich mnóstwo. Niestety, jakiś czas temu moja sokowirówka zepsuła się na amen, a na nową nie było mnie stać. „A może Stefa odsprzedałaby mi tę?!”, wpadło mi do głowy. „Nie jest nowa, może więc nie policzy za nią dużo?”, rozważałam.
– No, możemy iść – głos przyjaciółki wyrwał mnie z zamyślenia.
– Słuchaj, Stefa, masz taką sokowirówkę, jaka mi się zepsuła – zagadnęłam. – Chętnie odkupiłabym ją od ciebie.
– Odkupiła?! – zdziwiła się. – Ale ona nie jest na sprzedaż – dodała.


Przyznam, że trochę zaskoczyła mnie jej odmowa

Myślałam, że Stefa bez problemów się zgodzi na moją propozycję i jeszcze będzie wdzięczna, że dzięki mnie zarobi. No bo po co jej coś, z czego i tak nie korzysta?! „Może Stefania wstydzi się odsprzedawać mi taki stary sprzęt?”, pomyślałam.
– Wiem, że swoje lata ta sokowirówka ma, ale mi to nie przeszkadza – uspokoiłam ją.
– I co z tego, że nie jest najnowsza?! – żachnęła się Stefania. – Za to nigdy nie była używana. Poza tym, i tak jej nie sprzedam, bo to pamiątka po Józku...
– Sokowirówka?! – zdziwiłam się. – Masz po nim masę innych rzeczy, a ta sokowirówka i tak stoi w szafie i się kurzy.
– To moja sokowirówka i moja sprawa, gdzie ją trzymam – rzuciła Stefa.
– Wolisz chomikować niż zrobić dobry uczynek?! – zaatakowałam. – Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką...
– To, że się przyjaźnimy, nie znaczy, że mam ci oddawać pamiątki po mężu za psi grosz. Bo nie zapłacisz mi tyle, ile ta sokowirówka jest warta!
– Psi grosz?! – powtórzyłam, nie wierząc własnym uszom.
„O nie, Stefania przebrała miarkę! Ja się obrażać nie dam!”, pomyślałam.
– Wcale nie chcę twojej sokowirówki. Wstaw sobie ją do szafy i niech zardzewieje do końca! – zawołałam i ruszyłam w kierunku drzwi.
– A żebyś wiedziała, że tak zrobię! – odgrażała się Stefania.
Wyszłam, trzaskając drzwiami. Przyrzekłam sobie w duchu, że nigdy więcej moja noga nie przestąpi progu jej mieszkania. Jednak już następnego dnia doszłam do wniosku, że niepotrzebnie dałam się ponieść nerwom.

Czy ona mnnie obgadywała?!

Postanowiłam pójść do Stefanii i powiedzieć, że nie mam do niej żalu. Ubrałam się i wyszłam na klatkę. Chwilę stałam, szukając w torbie klucza. Nagle usłyszałam, że na piętrze Stefanii otwierają się drzwi.
– Niech się pani nie martwi, tak to już w życiu jest – usłyszałam głos pani Wiesi, sąsiadki z sąsiedniej bramy.
– Wie pani, człowiek zawsze do niej z sercem, a tu proszę, o taką bzdurę robi mi awanturę – jęknęła Stefa.
Poczułam napływającą falę złości. Nie miałam wątpliwości, że kobiety rozmawiały o mnie. „A ja się chciałam z nią godzić!”, żachnęłam się i teraz naprawdę obraziłam na Stefę.
Tego wieczoru siedziałam sama w domu. Mąż poszedł do córki i długo nie wracał. Włączyłam telewizor i z przyjemnością patrzyłam na początek kostiumowego filmu, gdy w całej kamienicy zgasło światło.
– To pewnie znów ci chuligani – mruknęłam wściekła.
Dwa tygodnie temu ktoś zepsuł zamek w skrzynce z bezpiecznikami. Od tej pory jakieś łobuzy wykręcały korki dla zabawy.
Uzbrojona w latarkę wyszłam z domu. Zaczęłam schodzić po schodach. Nagle usłyszałam, że ktoś gorączkowo szarpie się z drzwiami. „Złodziej!”, przeraziłam się.
– Jest tam kto?! Pomocy! – rozległo się czyjeś wołanie.
„To głos Stefanii”, pomyślałam i zaraz przypadłam do jej drzwi.
– Stefciu! Co się dzieje?! Ktoś cię napadł? – wołałam przerażona.
– Adelu, to ty?! – upewniała się Stefa.
– Ratuj mnie! Błagam... – wyjąkała.
– Otwórz drzwi! – dobijałam się. Bo jak miałam jej pomóc, stojąc na klatce?
– Nie mogę... – odparła Stefa.
– Związał cię?! – przestraszyłam się.
– Kto? – dopytywała się przerażona.
– Ten włamywacz – zniecierpliwiłam się.
– Matko święta! Jaki włamywacz?! – przeraziła się Stefania.
– No, ten u ciebie – wyjaśniłam. Widać ze strachu sąsiadkę chwilowo zaćmiło.
– Tu nie ma włamywacza. Tylko jest ciemno! A ja się boję ciemności! – wołała Stefcia. – Zamek się zaciął. Adelu, ratuj! Wezwij ślusarza!
„Phi, to o to tyle krzyku?!”, stwierdziłam zdziwiona.
Ślusarza nie trzeba było wzywać. Nasza głośna rozmowa wywabiła z mieszkań wszystkich sąsiadów. Jeden z nich znał się na ślusarstwie i zaraz otworzył drzwi Stefanii. Teraz, gdy wszystko było jak dawniej, moja urażona duma dała o sobie znać. Nie czekając na uwolnienie przyjaciółki, ruszyłam do mieszkania. Ledwie wróciłam, gdy przyszedł mąż. Zaraz opowiedziałam mu o zajściu.

To chodziło o problem z synową!

– Coś Stefania ma ostatnio pecha – stwierdził Kazik, gdy skończyłam.
– Zamek jej się zepsuł, ty się na nią obraziłaś, i z synową miała przeprawę...
– Z synową? A skąd ty to wiesz? – zdziwiłam się niepomiernie.
– Od pani Wiesi. Spotkałem ją teraz. Zgadaliśmy się i ona powiedziała, że synowa zrobiła Stefanii straszną awanturę o jakąś bzdurę.
– I dopiero teraz mi o tym mówisz! – krzyknęłam na męża. Bo w tym momencie wszystko stało się jasne. Podsłuchana przeze mnie rozmowa na klatce nie dotyczyła mnie, lecz synowej Stefy! „A ja, głupia, posądzałam ją o takie rzeczy!”, skarciłam się w myślach.
Zerwałam się zaraz z fotela i już narzucałam sweter na plecy, by czym prędzej zbiec do przyjaciółki i wszystko z nią wyjaśnić, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
Otworzyłam je i aż krzyknęłam z wrażenia. W progu mojego mieszkania stała... Stefania!
– Adelu... – zaczęła – chciałam ci podziękować za pomoc i... i dać ci to, na zgodę – dodała i wskazała na przedmiot, stojący na ziemi.
Zobaczyłam, że to moja upragniona sokowirówka!Mimo to na początku nie chciałam jej przyjąć, ale gdy Stefcia powiedziała, że przestanie się do mnie odzywać, jeśli jej nie wezmę, uległam.

 

 

Czytaj więcej