"Dzidka miała moje towarzystwo w nosie. Za to na każdego mężczyznę rzucała się jak harpia!"
Fot. 123 RF

"Dzidka miała moje towarzystwo w nosie. Za to na każdego mężczyznę rzucała się jak harpia!"

"Ja pojechałam do sanatorium odpocząć i podreperować zdrowie. Ale moja koleżanka Dzidka miała inny cel... Wybierała te zabiegi i miejsca, gdzie mogła spotkać jak największą ilość panów. Wracała rozanielona i co rusz opowiadała o jakimś nowym amatorze jej wdzięków. Najgorszy był wieczorek taneczny. Dzidka oszalała! Na szczęście wzięłyśmy osobne pokoje, bo absolutnie nie spodziewałam się późniejszego obrotu spraw... " Krystyna, 62 lata

To miał być fajny wyjazd. Rok temu namówiłam Dzidkę, moją koleżankę z działki, na dwutygodniowy pobyt w sanatorium. Refundacja z funduszu zdrowia nam nie przysługiwała, więc musiałyśmy zapłacić z własnej kieszeni. Bolały nas plecy, miałyśmy trochę oszczędności i sporo wolnego czasu. Obie byłyśmy wdowami, ale tylko ja miałam dorosłe dzieci. Dzidka wyszła za mąż za dużo starszego mężczyznę i potomstwa nie posiadała. Nigdy nie musiała pracować, bo mąż bardzo o nią dbał i ją utrzymywał. Gdy zmarł, dostała po nim sporą emeryturę.
Dzidka, a co byś powiedziała na urlop nad Bałtykiem? – zagadnęłam ją któregoś dnia podczas wiosennych porządków, które obie robiłyśmy na naszych ogródkach.
– Teraz? Nad morze? Jest jeszcze zimno i wieje! – odpowiedziała od razu, jak to ona. Wiecznie jej coś nie pasowało.
– Ej, ale do jakiegoś fajnego ośrodka! – postanowiłam nie odpuszczać. – Pomyśl sobie! Zabiegi, masaże, kąpiele, basen z jakimiś fajnymi ratownikami! Teraz jest tanio, bo poza sezonem. Właśnie idealnie dla nas!
Koleżanka wyprostowała się i spojrzała na mnie z uwagą.
– Fajnymi ratownikami, powiadasz? – Mrugnęła i się zaśmiała.

Wiedziałam, że połknęła haczyk

Teraz pozostawało kuć żelazo, póki gorące.
W domu wyjęłam ulotkę, którą kiedyś sobie schowałam. Znajdował się tam numer telefonu do firmy, która organizowała prywatne wyjazdy dla seniorów. Zadzwoniłam, ustaliłam ceny, rabaty oraz wolne terminy. Przy następnym spotkaniu na działce przedstawiłam to wszystko koleżance.

– Kołobrzeg, morze, jod, spacery przy zachodzie słońca! Wyobraź sobie! – mówiłam, pokazując zdjęcia z ulotki.
– A myślisz, że towarzystwo jakieś tam będzie? – zapytała.
– Towarzystwo? Co masz na myśli? – nie zrozumiałam w pierwszej chwili.
No, wdowcy na przykład. Ze sporą emeryturką, rozumiesz? – chrząknęła. – Żeby kawę chociaż miał kto postawić! – zaśmiała się.
– Aaa, o tym mówisz! – też zaczęłam się śmiać. Uznałam, że Dzidka żartuje. – No pewnie! To duży ośrodek. Na pewno będzie tam w kim wybierać!

Koleżanka dała się namówić

Ucieszyłam się. Od śmierci mojego męża minęły już trzy lata, a ja nigdzie w tym czasie nie byłam. Dzieci mnie namawiały, ale ja jakoś nie mogłam się zmobilizować. A to trzeba było pomóc przy wnukach, a to funduszy nie było. Poza tym samej to jakoś tak smutno. Z Adamem stanowiliśmy zgodną parę. I zawsze z nim spędzałam każdy urlop. Jak to samo teraz miałam robić sama?
Gdy się zgadałyśmy z Dzidką na działce, że obie jesteśmy same, to naprawdę odżyłam. Wcześniej nie znałyśmy się za dobrze, a okazało się, że jest bardzo fajną babką. Z poczuciem humoru, dystansem do siebie i świata. Co prawda wyglądała dużo lepiej od mnie, bo i młodsza o te kilka dobrych lat, i bardzo zadbana. Ale obie lubiłyśmy sobie pogawędzić podczas wykonywania działkowych obowiązków.
Do Kołobrzegu wyjechałyśmy na początku marca. Już nie było śniegu i dużego chłodu, więc od razu nam się spodobało. Zameldowałyśmy się w recepcji i dostałyśmy dwa osobne pokoje. Pomyślałam, że tak będzie lepiej, bo nie będziemy sobie wchodzić w drogę i spotykać się wtedy, gdy będziemy miały na to ochotę. Jakiś anioł stróż chyba nade mną czuwał, że tak właśnie zrobiłam! Bo absolutnie nie spodziewałam się późniejszego obrotu spraw...

Nie poznawałam Dzidki!

Już pierwszego dnia, gdy zeszłyśmy na kolację, moja koleżanka zaczęła uważnie się rozglądać. W końcu namierzyła jakiś stolik z dwoma starszymi panami.
– Idziemy tam – zakomenderowała i ruszyła przez salę.
– Halo! Proszę pani! – zawołała za nią kelnerka, która podchodziła do nas od drugiej strony. – Proszę pani! Proszę zaczekać. Mam już dla pani wyznaczone miejsce!
Zamarłam w pół kroku. Dzidka jednak szła dalej, jakby nic nie słyszała. Zatrzymała się dopiero przy upatrzonym stoliku. Zamieniła z panami kilka słów, a potem nagle ruszyła z powrotem. Wściekła podeszła do kelnerki, odebrała od niej numer stolika i bez słowa usiadła na swoim miejscu.
Nic nie rozumiałam z tego cyrku, który urządziła. Wstyd mi nieco było, bo kilka osób, tak jak ja, obserwowało ją ze zdziwieniem.
– Co się stało? – spytałam szeptem, gdy się dosiadłam.
– Oj nic, nic! Chciałam, żebyśmy kogoś poznały, ale okazało się, że czekają na żony – prychnęła zła jak osa.
Uniosłam brwi i już chciałam coś powiedzieć, ale Dzidka mnie uprzedziła.
– Oby byli tu jacyś wolni faceci, bo w przeciwnym razie zanudzimy się na śmierć – zaśmiała się nagle perliście i zarzuciła rozpuszczonymi włosami. Jej spojrzenie powędrowało w stronę wejścia. Zerknęłam w tym samym kierunku. Do stołówki wchodził właśnie jakiś mężczyzna. Elegancki, wyprostowany. Ale wyglądał nawet na starszego ode mnie!
Nie poznawałam Dzidki! Na działce nigdy się tak nie zachowywała. W życiu bym nie pomyślała, że w obecności panów tak jej może odbić.
Kolejne dni podczas posiłków koleżanka łypała w kierunku pana Zygmunta, bo jak się okazało, tak nazywał się pan w garniturze. Wdowiec. Ale jakiś taki usztywniony był jak dla mnie. Dzidka za to nagle ożyła. Strzelała uśmiechami naokoło, wybuchała głośnym śmiechem, nawet gdy nie mówiłam nic śmiesznego. Oszaleć można z nią było!

Chciała być tam, gdzie byli panowie

Moją wizję wspólnych spacerów brzegiem morza mogłam włożyć między bajki. Koleżanka wybrała zupełnie inne zabiegi niż ja, zatem też w innych terminach. Nie interesowały ją bowiem żadne zabiegi indywidualne. Chciała być tam, gdzie mogła spotkać jak największą ilość panów. A zatem chodziła na gimnastykę na basenie, odwiedzała grotę solną i saunę. Wracała rozanielona i co rusz opowiadała o jakimś nowym amatorze jej wdzięków.
Najgorszy był wieczorek taneczny. Dzidka oszalała! Ubrała się jak na bal. Cały dzień się szykowała. Nie wiem jednak, jak się bawiła, bo w ostatniej chwili wymówiłam się bólem głowy i nie poszłam. Wymknęłam się niepostrzeżenie, żeby pospacerować po nocnej plaży i posłuchać szumu morza. To mi sprawiało prawdziwą przyjemność. A nie jakaś ogłuszająca muzyka w stołówce, zamienionej naprędce w dyskotekę.
Z odgłosów na korytarzu wywnioskowałam, że Dzidka wróciła w środku nocy. W dodatku nie sama. Dziękowałam wtedy Bogu, że wybrałam dwa pojedyncze pokoje...

Rzucała się na każdego mężczyznę jak harpia

Te dwa tygodnie tak naprawdę spędziłam sama. Dzidka miała moje towarzystwo w nosie. Za to na każdego napotkanego mężczyznę rzucała się jak harpia. Na pierwszy rzut oka widać było, dlaczego zdecydowała się na wyjazd.
Wracałyśmy osobno. Dzidka bowiem w ostatniej chwili oznajmiła mi, że przedłuża pobyt o kilka dni.
Zostaję z Krzysztofem, który zabiera mnie na rejs statkiem – rzuciła.
Wróciłam do domu wypoczęta i wzmocniona zabiegami. Zatem wyjazd ogólnie uważam za udany. Ale do dziś z niesmakiem wspominam Dzidkę i jej polowanie na męża. Teraz widujemy się na działce od czasu do czasu. Dużo rzadziej, bo, jak powiedziała mi w zaufaniu, często jeździ do poznanego w Kołobrzegu Marka. Podobno planują wspólną przyszłość. Cóż... Można i tak. Ja jednak zostanę przy swojej działce.

 

Czytaj więcej