"Sąsiadki plotkują, że się źle prowadzę, a ja po prostu cieszę się wreszcie wolnością!"
Fot. 123RF

"Sąsiadki plotkują, że się źle prowadzę, a ja po prostu cieszę się wreszcie wolnością!"

"W dojrzałym wieku odkryłam, że życie singielki ma naprawdę wiele zalet. Spotykam się co prawda z pewnym mężczyzną, ale wcale nie zamierzam się z nim wiązać. Dlaczego to ludzi tak szokuje?" Małgorzata, 54 lata

Pani Jadwiga miała ze mną problem i często dawała mi to odczuć, wygłaszając dość jednoznaczne uwagi pod moim adresem. Nie ona jedna zresztą dziwi się mojemu zachowaniu, a przecież ja nic złego nie robię!

Tu zawsze był porządny dom, powtarzała

– A ten samochód to tu pod domem tak parkuje i parkuje... – powiedziała pewnego dnia sąsiadka znacząco i zawiesiła głos. Wyraźnie czekała na wyjaśnienia.
– No, parkuje – odpowiedziałam obojętnie, patrząc na nią.
– Czasem nawet przez całą noc!
– Aha – przytaknęłam.
– Albo rano!
– Zgadza się....
Zmieszała się pod moim spokojnym spojrzeniem, widać nie tego się spodziewała.
– Ja... Ten... E... Tu zawsze był porządny dom! – fuknęła ze złością.
– Owszem, porządny. Solidne mury – odparłam uprzejmie. – Tylko rynna trochę zacieka. Miłego dnia, pani Jadwigo! – rzuciłam, wyminęłam postać na schodach i poszłam do siebie.
Kobieta została na półpiętrze, patrząc na mnie z potępieniem. Uśmiechając się pod nosem, szukałam kluczy w torebce. 

Z pierwszym mężem się rozwiodłam 

Za mąż wyszłam wcześnie i trochę bez przemyślenia. Oświadczono mi się po raz pierwszy w życiu. Nie wiedziałam, jak odmówić. No, a poza tym bałam się, że druga okazja mi się nie trafi. Co za bzdura! Ale tak kiedyś dziewczyny myślały (i tak je wychowywano). A i dzisiaj nie jest to rzadkie zjawisko. Słowo daję, najchętniej ustawowo zabroniłabym ludziom żenić się, dopóki nie zmądrzeją! Choć, po prawdzie, niektórzy nie mądrzeją nigdy, i co z takimi począć? Z mężem wytrzymałam siedem lat, chociaż szybko przestaliśmy mieć sobie coś do powiedzenia. Rozwód za to był długi i paskudny. W sumie do dzisiaj jeszcze czasem wraca do mnie w snach.

Mój drugi partner był kłamcą i tchórzem

Mój drugi partner, kandydat na mężczyznę życia – ach, jakże go kochałam – okazał się pozerem, kłamcą, tchórzem i manipulantem. Parę ładnych lat zajęło, zanim się po tych wszystkich atrakcjach zebrałam do kupy. Ale udało się. I odkryłam, że życie singielki ma swoje uroki. Nareszcie spokój! Owszem, trzeba było nauczyć się bywać w różnych miejscach w pojedynkę, tam gdzie tradycyjnie ponoć się chadzało we dwoje, opanować odruch przykrości na różnych przyjęciach, sylwestrach czy innych takich. Przyzwyczaić się do tego, że sama odpowiadam za przychody w domowym budżecie (to akurat obciążające), ale też za jego wydawanie! Żadnych kompromisów! Nikt ci nie chrapie i nie zabiera kołdry. A sobota rano należy wyłącznie do ciebie i możesz z nią zrobić, co chcesz.

Wszyscy mi współczuli, a ja czułam się wspaniale!

Najtrudniejsze było jednak opędzenie się od współczujących przyjaciół i ich fantastycznych porad.
– Nie przejmuj się, na pewno kogoś spotkasz. Ułożysz sobie życie. Wszystko przed tobą! – pocieszała mnie przyjaciółka. Tylko ja właśnie dochodziłam do wniosku, że w sumie to już je sobie ułożyłam.
– Jak to dobrze, że kogoś masz. Bo to jednak bez męskiej ręki w domu ciężko... – szeptała moja mamusia, kiedy przez krótki czas orbitował wokół mnie dawny znajomy, skuszony wygodnym lokalem oraz cateringiem. Nadzieje mamusi nie zostały spełnione. Znajomy uznał, że jedna kolacja uprawnia go do zainstalowania u mnie kapci w kratkę, a po mieszkaniu zaczął rozglądać się zadowolonym okiem właściciela. Bredził coś o cudownych zrządzeniach losu i przystani na starość. Spławiłam gościa, gdy tylko zorientowałam się, co się święci. Zupełnie nie mógł zrozumieć, czemu odrzucam takie szczęście. Mogłam być JEGO KOBIETĄ. Prać mu skarpetki. Słuchać go. Nie chciałam. Jakaś dziwna jestem!
– Bardzo dobrze, kochana, bardzo dobrze! – popierała mnie Basia, koleżanka z pracy. Basię akurat faceci omijali szerokim łukiem. – Tak trzymać, kochana. Precz z facetami, na co nam oni!
Hm. Parę pomysłów bym miała...

Odchowałam dzieci i teraz mam luz

Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko związkom, znam parę bardzo udanych, kochających się małżeństw. Świat byłby lepszy, gdyby wszystkie takie były. Ale ładować się w coś, co cię unieszczęśliwia, tylko po to, żeby nie być samemu? W myśl zasady: wszystko jedno jaki, byleby nosił spodnie, byleby był, bo „co sąsiedzi powiedzą”? Bez sensu. Oczywiście nie mówimy tu o prokreacji. Gdy komuś zegar biologiczny tyka, to czasem rzeczywiście wszystko jedno jaki, byleby był. Ja już na szczęście swoje obowiązki w tym zakresie odbębniłam, dzieci odchowane, poszły na swoje, mam luz. To jednak prawda, że życie zaczyna się po czterdziestce. A co dopiero po pięćdziesiątce!

Czerpię przyjemność z życia i z... seksu

Wojtka poznałam w pociągu InterCity, wracałam z Krakowa. Rozgadaliśmy się, zapytał, czy może mnie odprowadzić. Odprowadził mnie trochę za daleko... Ładnie pachniał. Kiedy już poszedł, przyjrzałam się sobie w lustrze. Wyglądałam dziesięć lat młodziej! Powiedzmy sobie szczerze, seks jest potrzebny nie tylko po to, żeby mieć dzieci. On jest potrzebny w wieku dojrzałym! Dla zdrowia! Wszystkie hormony, oksytocyna, adrenalina, endorfiny, które wydzielają się pod wpływem dotyku, to wszystko jest potrzebne, żeby pobudzać krwiobieg, dotlenić komórki mózgu, wygładzić cerę, żeby chrząstki w stawach nie wysychały tak szybko... Już nie mówiąc o tym, że seks jest po prostu przyjemny. Oczywiście mój promienny wygląd nie umknął uwadze rodziny i współpracowników.
– No fajnie, kiedy planujecie zalegalizować związek? – chciała wiedzieć przyjaciółka.
– Pewnie nigdy – odparłam.
– Jak to? Przecież sypiacie ze sobą!
– No i będziemy dalej sypiać, aż nam się znudzi – odparłam, wzruszając lekceważąco ramionami. Przyjaciółka potrząsnęła głową. – Wiesz... Myślałam, że jesteś przyzwoitą kobietą – oświadczyła ze smutkiem.
– A nie jestem? – zdziwiłam się.

Moja córka była zaskoczona, że mam swoje intymne życie

Najśmieszniejszą sytuację miałam z własną córką. Odwiedziła mnie któregoś dnia po południu. Parzyłam herbatę, ona poszła umyć ręce. Po chwili wyszła zmieszana z łazienki.
Mamo, tam w łazience... leżą prezerwatywy...
– Tam wygodniej, zawsze są pod ręką – wyjaśniłam spokojnie. – Apteczka w szafce w kuchni za wysoko.
– Ale ty przecież... – jąkała Dominika czerwona jak burak.
– No, ciąża mi raczej nie grozi – zgodziłam się. – Ale nie można wykluczyć chorób wenerycznych.
Na widok miny mojego dziecka omal nie wybuchnęłam śmiechem. Opanowałam się jednak.
– Hej! – Pociągnęłam ją za kosmyk włosów. – Uspokój się. Ja też jestem człowiekiem.
– Poznasz nas? – spytała z niepokojem córka.
– Chyba nie. Nie ma takiej potrzeby – odparłam lekko.
Późnym wieczorem zadzwonił Wojtek.
– Jadę jutro do Poznania. Wpaść do ciebie?
– No pewnie! – uśmiechnęłam się. – Jedziesz samochodem?
– Tak. A co?
– To wiesz, po lewej stronie, jak stoisz twarzą od bramy, jest taki zadaszony balkon. Zaparkuj pod nim.
– Jak sobie życzysz, madame – roześmiał się.
– Do jutra.
Balkon jest oczywiście pani Jadwigi...

 

Czytaj więcej