"O tym, co zrobiłam kilka lat temu, myślałam niemal codziennie, ale szczególny niepokój czułam zawsze, kiedy zbliżały się urodziny mojej córeczki Zosi. Zastanawiałam się, co będzie, jeśli któregoś dnia mój mąż dowie się, że nie jest jej ojcem..." Małgorzata, 35 lat
Mąż uważał, że Zosia jest podobna do mnie. „Ma twoje usta i ten zgrabny, mały nosek”, przekomarzał się ze mną. A może to były rzucane niby żartem aluzje? Dzień przed urodzinami Zosi wybrałam się na zakupy. Krążyłam między sklepowymi półkami, kiedy wpadłam na Ewę, przyjaciółkę z dawnej pracy.
– Gosia, ile to już lat! – wykrzyknęła. – Chodź, zapłacimy i wypijemy kawę.
Świetnie nam się rozmawiało, więc po jakiejś godzinie przeniosłyśmy się do pobliskiego pubu. Miałam wolne popołudnie, bo Zosia była u babci.
– Dalej jesteś z Jackiem? – zapytała Ewa, zapalając papierosa.
– Tak – uśmiechnęłam się, dodając, że niedługo będziemy obchodzić dziesięciolecie ślubu.
– Szczęściara – rzuciła Ewa, dodając, że ona nadal ma pecha w miłości.
– Pamiętasz Mariusza? – zapytała. Jak przez mgłę przypominałam sobie wysokiego szatyna, który kręcił się koło Ewy jeszcze w czasach, kiedy razem pracowałyśmy.
– Tak, jasne. Co u niego?
– Dobre pytanie – mruknęła, dodając, że wystawił ją do wiatru tuż przed ślubem.
– Żartujesz? – zdziwiłam się. To dopiero musi być okropne! Upokorzenie, jakiego nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić!
– Zaproszenia były już gotowe. Sukienka uszyta, wódka się mrozi, a ten łajdak mówi, że nie jest gotowy, żeby się żenić, wyobrażasz sobie? – Ewa łapczywie dopiła wino i zamówiła kolejny kieliszek.
– No, a potem? Znalazłaś kogoś nowego? – zapytałam.
– Coś ty? – mruknęła, dodając, że nawet Irek, który przez kilka lat za nią łaził, niespodziewanie ożenił się z inną. – Niefart, kochana i tyle. Zła karma... No, ale ty masz prawdziwe szczęście – pokiwała głową Ewa, myśląc o Jacku. –Wysoki, przystojny, w dodatku opiekuńczy i jeszcze prawnik. Trafiłaś w dziesiątkę!
– Fakt, Jacek jest wspaniałym mężczyzną – przyznałam jej rację, odwracając wzrok.
– Ale? – prześwidrowała mnie uważnym spojrzeniem.
– Ale ja na niego nie zasługuję – powiedziałam cicho, a potem – sama nie wiem, zachęcona przez wypity alkohol, czy pragnąca zrzucić z piersi ciążące mi brzemię – zaczęłam opowiadać. O nagłym zagranicznym wyjeździe Jacka, o lecie w Kołobrzegu i mojej samotności. O poznanym na molo, ciemnookim plastyku i tej niespodziewanej bliskości, jaka się zrodziła pomiędzy mną, a tym obcym mężczyzną. O naszych spacerach do białego rana, ogniskach na plaży, jego szerokich ramionach, w których zamykał mnie, kiedy tańczyliśmy... O kolacjach przy winie, „naszych” piosenkach... – Nawet nie planowałam, że się z nim aż tak zagalopuję. On był tuż po trudnym rozwodzie, ja tęskniłam za mężem, wydawało mi się, że zwyczajnie odnajdujemy pocieszenie w swoim towarzystwie. Początkowo się tylko całowaliśmy, myślałam, że wyjadę i zapomnę, ale ostatniej nocy... Kiedy się obudziłam u jego boku nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. Pamiętam, że uciekłam o świcie, nawet się z nim nie żegnając. Przez kilka kolejnych tygodni wmawiałam sobie, że nic takiego się nie stało. Tylko że w końcu odkryłam prawdę – byłam w ciąży i ojcem najprawdopodobniej był mój kochanek – dokończyłam historię. Ewa siedziała w milczeniu, dopalając swojego papierosa, w końcu powiedziała, żebym przestała się zadręczać i że życie pisze różne historie. – Kochacie się. Jacek szaleje za Zosią, jest wam razem dobrze, po co to psuć? – powiedziała w końcu, radząc mi, żebym trzymała język za zębami. Chwilę później dodała, że musi lecieć i pożegnałyśmy się, obiecując sobie rychły kontakt.
Do domu wróciłam podniesiona na duchu, wręcz szczęśliwa. Wyznanie sekretu, którym przez tyle lat z nikim się nie podzieliłam, sprawiło, że olbrzymi kamień spadł mi z serca. „Może rzeczywiście powinnam sobie wybaczyć i cieszyć się tym, co mamy?”, myślałam. Nie wiedziałam jednak, że powierzyłam mój sekret niewłaściwej osobie... Kilka dni później Jacek wrócił z pracy późno.
– Gdzie byłeś? – zapytałam. Zauważyłam, że jest podpity i wściekły.
– To prawda, że Zosia nie jest moja? – wycedził, chwytając mnie za ramię.
– Co? – wyjąkałam, osuwając się na kuchenny taboret. Po głowie kołatały mi się tysiące myśli. Skąd wie? Czemu mnie to spotkało? Co teraz będzie? A Zosia? Straci ojca? A może nadal będzie ją kochał, w końcu przecież ją wychował, był przy jej narodzinach, gładził mnie po brzuchu, kiedy oboje na nią czekaliśmy...
– Zadałem ci pytanie! – warknął. Nigdy nie widziałam Jacka w takim stanie. Wyglądał przerażająco i rozczulająco zarazem. Miał wygląd człowieka, któremu ktoś złamał serce...
– Skąd wiesz? – zapytałam cicho, chociaż domyślałam się. Ewa! Nikomu innemu o tym nie mówiłam, nawet własnej siostrze.
– Więc nie zaprzeczasz – syknął mąż, dodając, że się wyprowadza.
Płakałam, że to przecież stara historia, jednorazowy błąd, który kosztował mnie tyle nieprzespanych nocy, wylanych łez.
– Nie ma dnia, żebym się tym nie zadręczała, uwierz mi – wyszeptałam, kiedy zaczął się pakować. Odwrócił się, spoglądając mi w twarz. Jego oczy były zimne, pełne żalu.
– Może gdybyś wtedy mi się przyznała, mógłbym ci wybaczyć, ale po tylu latach... Po tym, jak dostaję telefon od jakiejś plującej jadem baby... Swoją drogą, coś ty jej zrobiła? Myślałem, że kiedyś się przyjaźniłyście – mruknął Jacek, dopinając walizkę, a potem... po prostu wyszedł. Minęło kilka tygodni... Mąż wniósł sprawę o rozwód z mojej winy. Widuje się z Zosią, mówi, że to się nie zmieni, bo ją kocha, ale mnie nie chce znać. Wczoraj zadzwoniłam do Ewy.
– Jak mogłaś mu powiedzieć? Jakim prawem? Dlaczego? – pytałam ją z płaczem. – Zaufałam ci, a ty mnie zdradziłaś!
– Dlaczego?! – fuknęła. – Bo na niego nie zasługujesz! Bo przez te wszystkie lata miałaś męża, który cię kochał i szanował, chociaż zafundowałaś mu życie w jednym wielkim kłamstwie. A ja nie mam nikogo, chociaż zawsze byłam wierna, uczciwa i lojalna – wysyczała mi w słuchawkę.
– Zwłaszcza w tę twoją lojalność wierzę – zakpiłam cicho, rozłączając się.
Dostałam nauczkę. Już wiem, że dotyczące bliskich ludzi sekrety powinny na zawsze pozostać sekretami. Szkoda, że za tę lekcję zapłaciłam tak wysoką cenę... Teraz siedzę i płaczę. Z żalu za utraconym małżeństwem, z tęsknoty za Jackiem. Płaczę, bo moja córcia stale dopytuje, czemu tata już z nami nie mieszka i dlatego, że czuję się tak obrzydliwie zdradzona przez kobietę, którą kiedyś uważałam za przyjaciółkę. Nie użalam się nad sobą. Wiem, że popełniłam straszny błąd, ale czy ktokolwiek miał prawo zrujnować nam życie w taki sposób? I to kto? Przyjaciółka... Ale najbardziej boli mnie, że ofiarą tej przeklętej sytuacji przez najbliższe miesiące i lata będzie przecież moja Zosia. A ona w niczym nie zawiniła...