"Często odwiedzam męża na cmentarzu. Pewnego dnia zza grobu usłyszałam jego głos..."
Fot. Adobe Stock

"Często odwiedzam męża na cmentarzu. Pewnego dnia zza grobu usłyszałam jego głos..."

"Często opowiadałam mojemu zmarłemu mężowi o tym, jak mi się układa życie bez niego… On zawsze przecież zawsze żartował: –Pamiętaj, masz mi wszystko relacjonować, gdybym tam w niebie nie wiedział, co na ziemi się dzieje...".  Genowefa, 69 lat

Zbliżają się imieniny mojego Tadka, no i zaraz Wszystkich Świętych, czas zamówić jakiś ładny wianek”, pomyślałam, idąc na cmentarz. Właśnie przechodziłam koło kwiaciarni „U Zosi”. Jej właścicielka, rzeczona pani Zosia, którą znałam od lat, zawsze miała świeże kwiaty i robiła piękne bukiety. No, miała talent kobitka, trzeba przyznać. Weszłam do środka i uśmiechnęłam się do sprzedawczyni...

Ona też rozmawiała ze swoim zmarłym mężem

– Dzień dobry, dawno pani nie widziałam! – rzuciła korpulentna kobieta za ladą. – Co tym razem? I z jakiej okazji?
– Wianek na grób chciałam zamówić... Taki z czerwonym akcentem jakimś... – Popatrzyłam na nią wyczekująco.
– Może z jarzębiną? – rzuciła pani Zosia. – Dodam jeszcze trochę pomarańczowego i zielonego.
– O, świetny pomysł, wiedziałam, że coś ładnego pani zaproponuje. – Uśmiechnęłam się.
– To na grób pani męża? – zapytała Zosia z troską w głosie.
– Tak... dla mojego Tadka.
– Ile to czasu minęło, pani Gieniu? – Popatrzyła na mnie współczująco.
– Niedługo będą trzy lata... – szepnęłam.
– Ech, jak ten czas leci – westchnęła. – Mój Boguś nie żyje już dziesięć lat.
– Oj tak, sama nie wiem, kiedy to minęło... – Pokiwałam głową. – Czasem wciąż wydaje mi się, że wejdę do domu, a on tam będzie na mnie czekał z ciepłą herbatką, jak to miał w zwyczaju.
– Mam to samo... Moja rodzina śmieje się ze mnie, że rozmawiam z Bogusiem na głos. Bo ja, proszę pani, wierzę, że on mnie słyszy. No to mu mówię, co tam w kwiaciarni słychać, co u sąsiadów i że córka urodziła kolejnego wnuka... Ech, szkoda, że mój Gienio tego nie doczekał... – Ukradkiem otarła łzę.
– Przyznam pani, że ja też rozmawiam z moim Tadkiem – weszłam jej w słowo. – On zawsze żartował: „Pamiętaj, masz mi wszystko relacjonować, gdybym tam w niebie nie wiedział, co na ziemi się dzieje”. A ja mu na to: „A skąd wiesz, że do nieba trafisz?”. No to on, że przecież zostanie świętym, skoro miał taką żonę jak ja, z trudnym charakterem... – zaśmiałam się. – Ale wie pani, ja się na niego o to w ogóle nie gniewałam, bo porządny był z niego człowiek, pożartować lubił, pośmiać się. Dobre życie z nim miałam.
– Ech, z moim Bogusiem różnie bywało, czasem to się do siebie po kilka dni nie odzywaliśmy, koty darliśmy, ale potem te wszystkie złe chwile idą w zapomnienie i w pamięci zostają tylko te dobre.
– Co prawda, to prawda – przytaknęłam.
– Proszę przyjść pojutrze, wianek będzie gotowy – zapewniła sprzedawczyni.
– Jakąś zaliczkę pani potrzebuje?
– Dajże pani spokój, przecież znamy się nie od dziś...

Na cmentarzu usłyszałam głos męża zza grobu

Tego dnia dotarłam na cmentarz dosyć późno, ale chciałam zgrabić liście, które zaśmiecały grób Tadzia.
– Mój drogi, trzeba tutaj troszkę posprzątać, poogarniać, z tego klonu tak się sypie... – szepnęłam, wyjmując z torby miotełkę.
– Strasznie dużo tych liści, lecą na potęgę... – w tym momencie usłyszałam gdzieś zza grobu męski głos i poczułam zimny dreszcz na plecach. Rękę dałabym sobie uciąć, że to głos mojego Tadzika. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie było żywego ducha. Zamarłam. „Boże jedyny, Tadzio chce ze mną porozmawiać”, przemknęło mi przez myśl i na wszelki wypadek się przeżegnałam. Dopiero co wspominałam Zosi o tych naszych niewinnych pogaduszkach, a tu proszę... „A może mi się przesłyszało tylko?”, próbowałam sobie wytłumaczyć logicznie to, co przed chwilą się wydarzyło.
– Człowiek się starzeje i już jakieś omamy słuchowe ma! – rzuciłam głośno, tak na wszelki wypadek.
– Ech, a u mnie za to ze słuchem coraz gorzej… – znowu dotarł do mnie męski głos...
No jak nic miałam do czynienia z duchem! Teraz byłam już tego prawie pewna.
– Tadziu, to ty? – rzuciłam w dal, spodziewając się dalszej konwersacji z moim nieboszczykiem mężem.
– Nie, ja mam na imię Roman! – Nagle zza grobu z naprzeciwko pokazała się siwa głowa jakiegoś mężczyzny,
Jezus Maria! Co pan tam robi? Nie wstyd panu samotne wdowy straszyć? – Byłam zła, że tak szpetnie mnie nabrał.
– Ale gdzież bym śmiał! – Mężczyzna wyprostował się i dopiero teraz zauważyłam, że, podobnie jak ja, trzyma w ręku miotełkę. – Grób żony sprzątam... Pani coś zagadała o liściach, to odpowiedziałem z grzeczności...
– A to mi pan psikusa zrobił. Bo ja myślałam, że z moim mężem nieżyjącym rozmawiam. – Z tych nerwów zaczęłam się śmiać.
– Ha, ha, dobre sobie! – Pan Roman wziął się pod boki. – Jeszcze nikt nigdy nie wziął mnie za nieboszczyka. – Na jego twarzy też pojawił się uśmiech.
– O mało zawału nie dostałam – przyznałam się. – Miałby mnie pan na sumieniu.
– Przepraszam. Naprawdę nie chciałem. I tak generalnie nie zaczepiam obcych kobiet, szczególnie na cmentarzu – zaczął się tłumaczyć, spuszczając wzrok.
– Już dobrze, dobrze... – Machnęłam ręką. – Po prostu jakoś nikogo się nie spodziewałam. Zresztą, chyba nigdy tu pana nie widziałam.
– Widocznie jakoś się mijaliśmy do tej pory. Ja tu jestem tak raz w miesiącu co najmniej…
– Ja częściej... To znaczy, jak się da... A teraz imieniny mojego Tadzika się zbliżają, chciałam grób ogarnąć.
– Moja żona miałaby niedługo siedemdziesiąte urodziny. – Roman smutno pokiwał głową.
Ech, ten listopad to zawsze taki pełen wspomnień – wyznałam. – Tylko na cmentarz trzeba z rana chodzić, bo szybko się ciemno robi.
– No właśnie, święta prawda... A tak à propos ciemności. Skoro tak panią przestraszyłem, to chętnie się zrekompensuję i podwiozę panią do domu. Mam tu samochód na parkingu.
– Nie trzeba podwozić, ja mieszkam dwie ulice dalej. Tylko gdyby do bramy cmentarnej pan mnie odprowadził, bo straszno tak samemu chodzić.
– Z wielką przyjemnością! – Ukłonił się szarmancko.
I tak poznałam Romana. Od tamtego pamiętnego dnia, kiedy wzięłam go za ducha, minął już rok. Muszę przyznać, że lubię jego towarzystwo. I myślę, że mój Tadzio nie ma nic przeciwko temu, że czasem wpadamy do siebie na herbatkę albo spacerujemy razem do parku...

 

Czytaj więcej