"Wszystko zaczęło się od tej pały z generalizacji mapy. Gdy wróciłam do akademika, posprzeczałam się z koleżanką. To był wystarczający powód, aby zabawić się w klubie i trochę wypić, ale nie aż tak, aby pójść do łóżka z obcym facetem..." Agata, 35 lat
Zaskrzypiały drzwi i weszliśmy do ciemnego domu. Chłopak zapalił nocną lampkę, która dawała nikłe światło. Nawet dokładnie nie widziałam jego twarzy. Pośpiesznie zaczął rozpinać moją bluzkę, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Szybko pozbyliśmy się ubrań i wylądowaliśmy w łóżku. Szaleliśmy oboje i w końcu zmorzył nas sen.
Obudziłam się w obcym pokoju. Na ścianach wisiały święte obrazy, a na komodzie stała figurka Matki Boskiej. Pościel była w różyczki. Myślałam, że jeszcze śnię, ale ból głowy, który rozsadzał mi czaszkę, był jak najbardziej realny.
– Kurczę, ale zabalowałam – zganiłam się w myślach.
– Cześć, widzę, że się obudziłaś. – W drzwiach stanął jakiś chłopak.
– Co ja tu robię i kim ty w ogóle jesteś? – Naciągnęłam kołdrę pod brodę.
– Mam na imię Jacek, a poznaliśmy się wczoraj w klubie, przyszłaś tu ze mną – odpowiedział. – Nic nie pamiętasz?
– Niewiele. – Poczułam, że się czerwienię, bo moja pamięć też się obudziła.
– To domek mojej cioci – kontynuował Jacek. – Wyjechała do sanatorium podreperować zdrowie...
„No teraz, dziewczyno, to przesadziłaś!”, beształam się w myślach. A wszystko zaczęło się od tej pały z generalizacji mapy. Gdy wróciłam do akademika, posprzeczałam się z koleżanką. To był wystarczający powód, aby zabawić się w klubie i trochę wypić, ale nie aż tak, aby pójść do łóżka z obcym facetem.
– Podano do stołu! – krzyknął Jacek.
– Chyba nie jestem głodna i wolałabym jednak wrócić do akademika – odparłam.
– Najpierw zjemy, a później cię odprowadzę – odparł. – Stąd trudno trafić do centrum miasta. Wyjrzyj przez okno i zobacz, jakie to zadupie. I nie bój się, nie jestem zboczeńcem – roześmiał się. – Oboje trochę za dużo wypiliśmy i tyle. Jestem na trzecim roku rzeźby i poszedłem do klubu poszukać modelki. Znalazłem ciebie. Nie chciałabyś mi pozować?
– Nie, raczej nie.
– Jak uważasz – skwitował. – Chyba studiujesz geografię, bo wczoraj bez przerwy przeklinałaś generalizację mapy...
– Tak, jestem na drugim roku – przytaknęłam.
W drodze na przystanek autobusowy pogadaliśmy. Dowiedziałam się, że chłopak pochodzi z drugiego końca Polski, a na czas studiów przygarnęła go ciotka.
Żeby zabić wyrzuty sumienia po tej szalonej nocy, zabrałam się za generalizację mapy. Musiałam to przecież zaliczyć, utrzymać się na studiach i zawalczyć o stypendium. Od dawna radziłam sobie sama, moi rodzice nie żyli.
Dni mijały, a mój namiętny bohater nie dawał znaku życia, mimo że wymieniliśmy się telefonami. W końcu doktor od kartografii postawił mi czwórkę i odetchnęłam. Akurat wracałam z zajęć, gdy usłyszałam, że ktoś za mną biegnie.
– Agata, zaczekaj! – krzyczał Jacek. – Pójdziemy na kawę?
– No dobra, tylko nie ciągnij mnie do domku swojej cioci.
– Aż taki byłem kiepski? – westchnął.
– Jeśli mam być szczera, to niewiele pamiętam – skłamałam z premedytacją.
– Ranisz moje serce, bo ja tak bardzo się starałem. Widocznie marny ze mnie kochanek. Pozostają mi zatem te zimne rzeźby. A tak przy okazji, zgodzisz się na pozowanie? To żaden akt. Zgódź się, proszę.
– Niech ci będzie, a teraz chodźmy napić się tej kawy – odpowiedziałam.
Jacek był świetnym kompanem. Nie tylko gadał, ale też potrafił słuchać. Żartował i robił głupie miny, ale poważniał, gdy opowiadał o swoich rzeźbach.
– Ojcu nie podoba się, że nie wybrałem sobie pewnego fachu – mówił. – Widział we mnie architekta.
Umówiliśmy się na sobotę. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony ten sympatyczny łobuz coraz bardziej mi się podobał, a z drugiej, wciąż się wstydziłam tamtej nocy.
Ciotka Jacka okazała się bardzo miła.
– No, wreszcie mogę cię poznać. – Wyciągnęła dłoń na powitanie. – Jacek dużo mi o tobie opowiadał. Na imię mam Wieńczysława, ale mów mi Sławka.
Wypiliśmy kawę, trochę pogadaliśmy i poszliśmy do pracowni Jacka. Obserwowałam go kątem oka – widziałam pasję i skupienie, z jakim pracował. Do tego był naprawdę przystojny. Zaczęło do mnie docierać, że się zakochałam.
Wróciłam do akademika, weszłam do pokoju i aż zemdliło mnie na widok chipsów, które zajadała współlokatorka.
– Jak ty możesz jeść to świństwo?! – krzyknęłam i pobiegłam do łazienki.
Wtedy poczułam strach. Nigdy nie miałam regularnych miesiączek, ale od tamtej nocy okres się nie pojawił. Winą za ten stan rzeczy obarczałam zgryzotę z kartografią. Nagle uświadomiłam sobie, że powód może być bardziej oczywisty. W poniedziałek pomaszerowałam do przychodni akademickiej.
Po wizycie zadzwoniłam do Jacka i poprosiłam go o spotkanie.
– Jestem w ciąży – rzuciłam bez wstępu, gdy pojawił się w akademiku.
– Jesteś pewna? – zapytał.
– A nie masz wątpliwości, czy to twoje dziecko? – wycedziłam. – Może wskakuję do łóżka obcym facetom?!
– Nawet tak nie mów! – krzyknął. – Za dużo alkoholu i po prostu nas poniosło. A ja od tamtej nocy zdążyłem się w tobie zakochać. Rozumiesz? Wtedy w klubie długo ci się przyglądałem. Byłaś smutna i chciałem cię rozweselić. Najwidoczniej aż za dobrze mi to wyszło. Ciekawe, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka...
– Lepiej pomyśl, co zrobimy...
– Jak to co? – roześmiał się. – Poproszę cię o rękę i się pobierzemy, a potem będziemy żyli długo i szczęśliwie. – Objął mnie. – Czy ty mnie w ogóle nie kochasz?
– Kocham cię i nawet się cieszę, że będziemy mieli dziecko – szlochałam. – Ale jak my sobie poradzimy?
– Coś wymyślę. Pobierzemy się w tajemnicy.
– Nie chcesz powiedzieć rodzicom?
– Lepiej nie drażnić niedźwiedzia – odrzekł. – O kurczę, będę ojcem. To coś niesamowitego!
Ja na przemian cieszyłam się i martwiłam. Dziecko miało urodzić się w połowie sierpnia.
– Powiedziałem o wszystkim cioci Sławce – oznajmił mi Jacek kilka dni później. – Dostało mi się za wykorzystywanie wstawionych dziewczynek, ale obiecała, że nam pomoże.
Plan był prosty. Mieliśmy postawić rodziców Jacka przed faktem dokonanym. Pobraliśmy się w lutym, do końca czerwca mieszkałam w akademiku, a potem przeniosłam się do cioci Sławki. Piotruś urodził się w połowie sierpnia i wiedliśmy sobie spokojne życie w domku na peryferiach. Nasz spisek wydał się w październiku. Niespodziewanie pojawili się rodzice Jacka.
– Może przedstawisz nam w końcu synową i naszego wnuka? – zagrzmiał teść. – Żebym ja się od obcych ludzi dowiadywał, że zostałem dziadkiem!
Nie było żadnej awantury. Rodzice Jacka zaakceptowali mnie jako synową, a Piotruś stał się ich oczkiem w głowie. Minęło kilka lat, a my nadal się kochamy i jesteśmy razem. Jak widać, czasami nawet brak rozsądku wychodzi na dobre!