"Sebastian poprosił mnie o rękę, ale ja wybrałam związek z rówieśnikiem. Rozczarowanie przyszło szybko..."
Fot. 123RF

"Sebastian poprosił mnie o rękę, ale ja wybrałam związek z rówieśnikiem. Rozczarowanie przyszło szybko..."

"Nigdy wcześniej nie poznałam takiego mężczyzny jak Sebastian – to był facet z klasą i... pieniędzmi. Do tego wolny! Przychodził zawsze do mnie na strzyżenie, chociaż stać go było na dużo droższy salon. Zaczęliśmy się spotykać. Przy nim czułam się cudownie i bezpiecznie. Ale był prawie 10 lat starszy i to mnie martwiło. Mieliśmy już wyznaczoną datę ślubu, gdy na horyzoncie pojawił się Mariusz. Postawiłam na młodość i... to był błąd!"  Joanna, 28 lat

– Aśka, ten facet znowu chce tylko do ciebie – szepnęła mi koleżanka. Odwróciłam się. W wejściu stał mężczyzna, którego dobrze już znałam. Regularnie przychodził do naszego salonu i zawsze chciał, żebym to ja go strzygła. Podobno tylko do mnie miał zaufanie.
– Będzie pan musiał poczekać – uśmiechnęłam się grzecznie.
– Poczekam, nie ma problemu… – powiedział. Miałam wrażenie, że nawet było mu to na rękę. Usiadł na krześle i mógł mnie bezkarnie obserwować. Nie byłam ślepa, widziałam, że mu się podobam.

Miał klasę i na pewno było go stać na lepszy salon, niż nasz

Był ode mnie starszy, ale chyba go trochę onieśmielałam. Nie zachowywał się jak większość facetów, którzy szybko chcą zrobić na kobiecie wrażenie. Miał klasę i dałabym głowę, że było go stać, by chodzić do lepszego salonu niż nasz, a jednak ciągle wybierał nasz.
– Jak strzyżemy? – spytałam.
– Tak jak ostatnio – stwierdził. – Odkąd mnie pani namówiła, by mocno skrócić włosy, wszyscy mówią, że ubyło mi przynajmniej 10 lat.
– Naprawdę? To miło…
Zabrałam się do swojej roboty, a on siedział jak zaczarowany. Niewiele mówił – jak zawsze. A potem podziękował pięknie, dał mi wysoki napiwek i wyszedł.
– Dziwny facet – oceniły moje koleżanki. – Nie próbował się z tobą umówić?
– Nie… Może to taki, który lubi tylko popatrzeć. Może ma w domu żonę i trójkę dzieci – śmiałam się. Ale myliłam się. Sebastian, bo tak miał na imię mój stały klient, był wolny i ciągle głowił się nad tym, jak wyjść z propozycją spotkania i nie wydać się śmiesznym.

Poszłam na tę randkę z czystej ciekawości

Któregoś dnia zadzwonił do naszego salonu, poprosił mnie do telefonu i spytał:
– Mogłaby mnie pani uwzględnić w swoim sobotnim grafiku?
– W sobotę nie pracuję – odparłam.
– No właśnie – uśmiechnął się zakłopotany. – Więc może mogłaby pani poświęcić trochę czasu takiemu facetowi jak ja? O rany! Jeszcze żaden chłopak nie zalecał się do mnie w ten sposób. Tylko że teraz miałam do czynienia z prawdziwym mężczyzną… Zgodziłam się. I tak nie miałam nic lepszego do roboty w sobotę.
Początkowo wcale nie zależało mi na Sebastianie. Poszłam na tę randkę z czystej ciekawości. I muszę przyznać, że było to dla mnie zupełnie coś nowego. Sebastian ubrał się elegancko, dał mi na dzień dobry bukiet róż, a potem zaprosił do drogiej restauracji. Nigdy w takiej nie byłam i czułam się trochę skrępowana. Za to on odzyskał pewność siebie. Zabawiał mnie, opowiadał o sobie. Wiedziałam, że to jest poważny facet i jeśli zaprosił mnie w takie miejsce, musiałam mu się spodobać.

Bałam się, czy nie jest dla mnie za stary

– Nie zanudziłem cię? – spytał, gdy taksówką odwiózł mnie pod dom.
– Nie – pokręciłam głową.
– A jeśli znów bym do ciebie zadzwonił, to zgodzisz się…
– Tak – odparłam, zanim dokończył pytanie. Sebastian był czarujący i był facetem z innego świata. Nigdy kogoś takiego nie znałam. Adorował mnie raczej, niż zdobywał. Czułam się przy nim wyjątkowo. Wiedziałam też, że kupiłby mi wszystko, gdybym go tylko poprosiła. Z czasem staliśmy się parą. Nie chwaliłam się tym przesadnie, ale moje koleżanki i tak wszystko wypatrzyły. Ciągle się bałam, czy Sebastian nie jest dla mnie za stary i czy do siebie pasujemy. O dziwo, on nie miał takich wątpliwości. Kiedy mi się oświadczył, byłam w szoku.
– Ty szczęściaro – gratulowały mi koleżanki, a ja ciągle się zastanawiałam, czy nie żartują. Ślub wyznaczyliśmy na sierpień. Problem w tym, że w międzyczasie poznałam Mariusza.

Chciałam korzystać z życia

Mariusz pojawił się w moim życiu tak samo jak Sebastian – przyszedł do naszego salonu.
– Nie wyskoczyłabyś ze mną na piwo? – zaproponował bez owijania w bawełnę.
Hmm, chłopak był młody, przystojny i miał w oczach to coś. Zgodziłam się.
– Co ty robisz? – oburzyła się moja koleżanka. – Nie bądź głupia, chcesz zniszczyć sobie życie?
Wprost przeciwnie, chciałam korzystać z życia i nie słuchałam dobrych rad. Spotkałam się z Mariuszem raz i drugi i dałam się oczarować. Sama nie wiem, dlaczego. Chyba mnie zaślepiło.
Kiedy Sebastian dowiedział się o wszystkim, nawet nie zrobił mi awantury. Powiedział tylko:
Szkoda, mogliśmy być razem szczęśliwi. Nie przejęłam się tym zbytnio, ja zamierzałam być szczęśliwa – tyko z młodszym facetem.
Rzuciłam się w swoje nowe życie z naiwną wiarą, że wszystko będzie jak w romansie. My, oboje młodzi, będziemy kochać się, szaleć i żyć na całego. No ale żeby szaleć, to trzeba mieć za co. Tymczasem Mariusz był zwykle „goły i wesoły”.

Mariusz był moim największym rozczarowaniem

– Nie martw się jutrem, liczy się dziś – powtarzał, całując mnie namiętnie. Mieszkając z nim, codziennie odkrywałam, że to, co brałam za miłość, było jedynie zauroczeniem. Łączyła nas młodość, ale dzieliło wszystko inne, w tym, co najważniejsze: podejście do życia… Był moim największym rozczarowaniem, ale niechętnie się do tego przyznawałam. Zerwałam z nim, ale byłam przecież młoda, wiedziałam, że jeszcze kogoś poznam…

On wszystkiego się domyślił i... rozumiał!

Któregoś dnia, wracając do domu, czekałam na autobus. Nagle na przystanku zatrzymał się samochód.
– Chętnie panią podwiozę – usłyszałam. Spojrzałam – to był Sebastian. Chwilę się zawahałam, ale potem wsiadłam do jego wozu.
– Znowu jesteśmy na „pani, pan”? – zdziwiłam się.
– Chyba najlepiej zacząć wszystko od początku…
I wtedy się domyśliłam, że on już wie. Zrobiło mi się głupio. Może lepiej byłoby, gdybym wysiadła, ale on uparł się, że mnie odwiezie. „Idiotka ze mnie!”, myślałam. Tamtego popołudnia pierwszy raz powiedziałam mu: „Przepraszam”.
Zraniłaś mnie, ale nie winię cię. Może rzeczywiście byłem dla ciebie za stary… – odwrócił głowę.
Nie chciałam wierzyć własnym uszom – więc on wszystkiego się domyślił. Byłam pewna, że już się więcej nie spotkamy. Kiedy ponownie przyszedł do naszego salonu, myślałam, że śnię.
– Ja pana obetnę – zaproponowała koleżanka.
– Nie, jestem wierny pani Asi – uśmiechnął się.
– O co ci chodzi? To jakaś gra? – zdenerwowałam się.
– Nie, już ci mówiłem: najlepiej zacząć wszystko od początku – usiadł spokojnie na fotelu. No to zaczęliśmy. Znowu jesteśmy na etapie randkowania, ale tym razem mnie zależy tak samo jak jemu… 

 

Czytaj więcej