Byłem przekonany, że Kornelia to moja druga połówka. Opacznie zrozumiałem swoje przeznaczenie...
Fot. Adobe Stock

Byłem przekonany, że Kornelia to moja druga połówka. Opacznie zrozumiałem swoje przeznaczenie...

Pewnego dnia, zupełnie dla siebie niespodziewanie, postanowiłem wejść do księgarni ezoterycznej, którą dotychczas omijałem szerokim łukiem. – Pan pewnie u nas pierwszy raz – przywitała mnie śliczna dziewczyna o smutnych oczach. – Skoro już nas pan odwiedził, to znaczy, że jest w tym jakiś sens – dodała tajemniczo. Tak poznałem Kornelię. Była naprawdę wyjątkowa…  Marek, 30 lat

Zwykle nie chodzę w takie miejsca. Jednak tego dnia coś mnie podkusiło. Była sobota, przechadzałem się niespiesznie po ulicy, zobaczyłem szyld… I tak pojawiłem się w księgarni ezoterycznej. Ja, realista. Człowiek, który szczyci się tym, że wierzy tylko w rzeczy naukowo sprawdzalne. A teraz stałem pośrodku czegoś, co było jednocześnie księgarnią, sklepem z płytami, straganem z kadzidełkami i stoiskiem z egzotycznymi pamiątkami. Kątem oka zauważyłem nawet kulę do wróżenia! Powstrzymałem się, aby nie zwiać z tego przybytku zabobonu.
– Pan pewnie u nas pierwszy raz – usłyszałem miły, kobiecy głos.
Rozejrzałem się lekko speszony. Nie mogłem dostrzec osoby, która do mnie mówiła. Nagle zza regału wyłoniła się kobieta o ciemnych włosach. Uśmiechała się, ale jej oczy były smutne. I bardzo ładne, niezwykle zielone.
– Ta… Tak – wydukałem zawstydzony.
– Zapraszam i zapewniam, że nie jestem czarownicą – zażartowała.

To była Kornelia

Wciąż niepewnie snułem się po księgarni. Zatrzymałem się przy kadzidełkach, potem przy płytach. Dziewczyna cały czas mi się przyglądała, aż w końcu zaproponowała coś do picia.
– To herbata owocowa, pomarańcza z imbirem – powiedziała, stawiając filiżankę na niewielkim stoliku.
Usiadłem i zacząłem popijać gorący napój. Był naprawdę smaczny.
– Mam na imię Kornelia – przedstawiła się, wyciągając rękę w moją stronę.
– Marek – ucałowałem jej dłoń.
– Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi lubić i wierzyć w to, co się tutaj znajduje – powiedziała. – Ale skoro już nas pan odwiedził, to znaczy, że jest w tym jakiś sens – dodała tajemniczo.
Wspaniale rozmawiało mi się z Kornelią. Nie narzucała się ze swoimi przekonaniami. Słuchała tego, co mówiłem. A potem opowiadała o ezoteryce. Nawet nie wiem, kiedy minęła godzina.
– O rany, ale się zasiedziałem! Miło się gadało – wstałem gwałtownie.
– Mnie również – zapewniła.
– Czy… Spotkamy się jeszcze raz? – zaproponowałem.
– Przyjdź jutro – zachęciła. – Może w końcu coś kupisz – zaśmiała się.
– Ale ja chciałbym, żebyśmy wybrali się na kawę, tak po prostu – popatrzyłem na Kornelię z wyczekiwaniem.
– Dobrze, czemu nie – zgodziła się.

Wyznała, że ma chłopaka...

Nazajutrz siedzieliśmy w mojej ulubionej kawiarni. I gadaliśmy jak najęci. Potem wybraliśmy się do kina, a po seansie odprowadziłem Kornelię do domu. Pochyliłem się, żeby ją pocałować. Delikatnie przekręciła głowę i moje usta wylądowały na jej policzku.
– Było mi bardzo miło – szepnęła. – Ale muszę ci coś powiedzieć… – dodała.
Zamarłem, przeczuwając najgorsze.
– Mam chłopaka – wyznała.
– Rozumiem – pokiwałem głową.
– Lecz jednocześnie go nie mam – dopowiedziała. – Wiesz, wtedy gdy przyszedłeś do sklepu, to chwilę wcześniej płakałam. Mój chłopak, z którym jestem… a może byłam… już sama nie wiem… wyjechał.
– Daleko? – zapytałem.
– Do Indii. Na pół roku, a może dłużej.
– Po co? – zdziwiłem się.
– Żeby się rozwijać duchowo – powiedziała i rozpłakała się.
Przytuliłem ją, ale jeszcze wtedy nie potrafiłem jej pocieszyć. Pożegnałem się więc i odszedłem. Wracałem do domu, rozmyślając o tym, co usłyszałem. Miałem mętlik w głowie, lecz coś mi mówiło, żebym nie tracił nadziei. Kornelia była naprawdę wyjątkowa…

Postanowiłem o nią walczyć

Odwiedzałem w sklepiku, dzwoniłem wieczorami, żeby zapytać, jak się czuje, zapraszałem na kawę, do kina. Staliśmy się parą nierozłącznych przyjaciół. I tak mijały tygodnie. Byłem cierpliwy, wyrozumiały. Pocieszałem ją, gdy tęskniła za chłopakiem. Wysłuchiwałem, kiedy zwierzała się ze smutków. I coraz bardziej jej pragnąłem…
Pewnej nocy wracaliśmy z imprezy u znajomych i jak zawsze odprowadzałem ją do domu. Pod klatką schodową pochyliłem się i chciałem pocałować ją w policzek. Odwróciła delikatnie głowę i moje wargi natrafiły na jej gorące, miękkie i tak przeze mnie upragnione usta. Pocałowała mnie namiętnie.
Do domu wracałem jak na skrzydłach. Miałem wrażenie, że Kornelia zaczyna odwzajemniać moją miłość. Następne dni były jak sen. Spotykaliśmy się niemal codziennie. Było cudownie. A jakiś czas później wpadłem na pomysł, żebyśmy gdzieś pojechali tylko we dwoje.
– Chciałbym cię zaprosić na wycieczkę – wziąłem dłonie Kornelii i zamknąłem w swoich.
– A gdzie? – uśmiechnęła się ślicznie.
– Do Krynicy Morskiej. Tam jest magicznie. Już nawet zrobiłem rezerwację pokoi na ten weekend.
– Pokoi? Dwóch? – dociekała.
– No tak. Co cię tak dziwi?
– Że dwa, a nie jeden. Pojedziemy razem i razem będziemy… – zawiesiła głos. – Chcę być z tobą – wyznała, a ja oszalałem ze szczęścia.

Jeden telefon przekreślił nasze plany

Do Krynicy Morskiej jechaliśmy pociągiem. Byliśmy w świetnych humorach. Nagle zadzwoniła komórka Kornelii.
– Jak poważny jest jego stan? – głos Kornelii zadrżał.
Spojrzałem na nią, była blada. Dzwonili ze szpitala. Jej chłopak, Sebastian, właśnie został tam przywieziony z lotniska. W Indiach zaraził się jakimś wirusem. Nie dał znać, że wraca…
– Chciał mi zrobić niespodziankę – wyszeptała Kornelia. – A teraz jest z nim źle… Muszę go zobaczyć…
Wiedziałem, że nie mamy innego wyjścia. Wysiedliśmy na pierwszej stacji i wróciliśmy do Warszawy. W drodze powrotnej prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Kornelia prosto z dworca pojechała do szpitala. Ja wróciłem do domu. Czułem się koszmarnie. Następnego dnia Kornelia zadzwoniła i poprosiła o spotkanie.
– Wiem, że jest ci smutno. Przepraszam cię, ja też się cieszyłam na ten wyjazd. Ale teraz mam mętlik w głowie. Nie zostawię tak Sebastiana. Czy wiesz, jak on wygląda? Skóra i kości, zapadnięte oczy, policzki… Chryste…
– Rozumiem – przytuliłem ją.
– Ale to nie jest tak, jak myślisz. Ja… sama nie wiem, jak mam postąpić.
– Rób to, co podpowiada ci serce – siliłem się na obojętny ton.

Nie miałem żalu do Kornelii

W końcu od początku była ze mną szczera, wiedziałem, że gdzieś tam jest niezamknięta historia z Sebastianem. „Tylko dlaczego akurat ja muszę na tym cierpieć?”, pomyślałem.
Ciągle miałem przed oczami Kornelię. Czasem rozmawialiśmy ze sobą przez telefon. Jej chłopak wracał do zdrowia. Po kilku tygodniach Kornelia zabrała go do siebie i troskliwie się nim opiekowała. Powoli zacząłem rozumieć, że tak naprawdę nigdy nie przestała go kochać. Może i dobrze, że to wszystko wydarzyło się przed naszym przyjazdem do hotelu. Potem byłoby mi jeszcze trudniej…
Od całej historii minęło pół roku. Nagle zadzwoniła Kornelia. Była podekscytowana. Niby zagadywała, jak mi się wiedzie, ale czułem, że nie po to dzwoni.
– Marku. Nie wiem, jak ci to powiedzieć… Ja… Chcę cię zaprosić na swój ślub… – wyznała wreszcie.
Przez chwilę poczułem olbrzymi ciężar na piersiach. Mimo upływu czasu nie mogłem wyrzucić jej ze swojego serca.
– Nie wiem, czy przyjdę, ale dziękuję za zaproszenie – odpowiedziałem.
Jednak ciekawość zwyciężyła...

Przeznaczenie czasem błądzi

W białej sukni Kornelia wyglądała prześlicznie. Jej chłopak też był OK. Gdy składałem im życzenia, zaprosili mnie na przyjęcie weselne. Kornelia uśmiechnęła się i ucałowała mnie w policzek. A że nigdy nie potrafiłem jej niczego odmówić, więc poszedłem. I nie żałowałem. Zabawa była przednia. A na dodatek posadzono mnie obok bardzo ładnej kobiety.
– Mam na imię Ewelina – przywitała się. – Jestem siostrą Sebastiana. I znam całą waszą historię – dodała.
Miała długie blond włosy i wielkie brązowe oczy. Gadała jak najęta, a potem i ja się rozkręciłem. Rozmawialiśmy o wszystkim, nawet o podróży jej brata do Indii. Była wielką przeciwniczką tego wyjazdu. Pod koniec przyjęcia wymieniliśmy się numerami telefonów.
Nie potrafię tego wyjaśnić, ale nie mogłem przestać myśleć o Ewelinie, więc jakiś czas później umówiłem się z nią na randkę. Iskrzy między nami.
A Kornelia? Wciąż się przyjaźnimy. Ona szczerze kibicuje mojemu związkowi z Eweliną. Czuję, że wyjdzie z tego coś poważnego. Jeśli tak się stanie, to… wszyscy będziemy rodziną. Ostatnio nawet podziękowałem Kornelii. Bo od niej wszystko się zaczęło. Przecież kiedyś powiedziała, że musi być ukryty sens w tym, że nogi zaprowadziły mnie do jej sklepiku. Miała rację. Wprawdzie moje przeznaczenie trochę zbłądziło, ale w końcu odnalazło do mnie drogę…

 

Czytaj więcej