"Nie chcę się podporządkować mężczyźnie. Prowadzę nawet w tańcu...!"
Fot. 123 RF

"Nie chcę się podporządkować mężczyźnie. Prowadzę nawet w tańcu...!"

"Jestem urodzonym szefem. Zawsze byłam ambitna, uparta i przebojowa. Tylko dzięki temu udało mi się tak wiele w życiu osiągnąć. Właściwie mogłabym nazwać siebie kobietą sukcesu, tylko że wcale się nią nie czuję. A to wszystko przez Bogdana..." Joanna, 35 lat

Na początku był tylko moim sąsiadem i to tym bardziej znienawidzonym. Powód może wydawać się banalny, bo chodziło o miejsce do parkowania. No cóż, przed takim blokiem jak nasz trudno zaparkować samochód po godzinie osiemnastej, a Bogdan zawsze stawał tym swoim ogromnym fordem przed samą bramą, jak król. Wkurzało mnie to i gdy tylko nadarzyła się okazja, zajmowałam „jego” miejsce. Oczywiście tak, żeby nie mógł stanąć obok. To była największa frajda, kiedy mogłam przemaszerować przed nim, machając kluczykami.
– Tym razem byłam pierwsza!
Trzeba było zobaczyć jego minę! I moją, gdy zauważyłam, że się do mnie śmieje.

Od nienawiści do miłości jest tylko krok...

Tak to się zaczęło. W końcu od nienawiści do miłości jeden krok. My ten krok zrobiliśmy. Jednego tylko nie wzięliśmy pod uwagę: byliśmy zbyt podobni do siebie. A ja, no cóż, nie lubiłam się podporządkowywać innym, zwłaszcza mężczyznom. Tak sobie obiecałam wiele lat temu, bo nie chciałam być taka jak moja matka. Całe życie oddana ojcu, usłużna i posłuszna człowiekowi, który nawet w połowie nie zasługiwał na jej miłość. Co z tego miała? Moim zdaniem nic, ale mimo to z nim była. Ja nie zamierzałam się tak poświęcać. NIGDY. I nie poświęcałam się. Bogdanowi od razu dałam do zrozumienia, że jeśli chce ze mną być, to na moich warunkach.

W domu może być tylko jeden szef

– Nie uważasz, że w domu może być tylko jeden szef? – pytał czasem mój ukochany.
– To zależy, kto nim będzie – odpowiadałam zalotnie.
U siebie mógł być panem i władcą, ale u mnie... Nie zamierzałam mu ustępować tylko dlatego, że byłam kobietą. Chyba prowadziliśmy między sobą taką cichą rywalizację. Jak długo tak można? Długo.
Życie wymusiło na nas deklarację, kto będzie grał w tym związku pierwsze skrzypce. Bogdan dostał awans w pracy, co oznaczało dla niego przeprowadzkę do stolicy. A dla mnie? Mogłam zostać jego weekendową narzeczoną lub jechać razem z nim, czyli porzucić wszystko, do czego dochodziłam przez lata. Drugi wariant nie wchodził w grę. Na pierwszy Boguś nie chciał się zgodzić. Wynik był prosty. Każde z nas poszło w swoją stronę. Znowu zostałam sama. Mam mieszkanie, dobrą pracę, przyjaciół. Mimo to wciąż czegoś mi brakuje. Wiem, wiem, nie można mieć wszystkiego.

Czytaj więcej