"Nigdy nie podejrzewałam, że będę zdolna do czegoś takiego. Wiktor był moim kolegą z pracy. Podobał mi się, ale wiedziałam, że ma żonę, więc wydawał się poza moim zasięgiem. Oczywiście bardzo chciałam znaleźć swoją drugą połowę. Ale nie żonatego faceta! A tymczasem..." Kasia, 31 lat
Zaczęło się jak wiele romansów – na imprezie firmowej. Świetnie nam się tańczyło, potem zaszyliśmy się w jakimś kątku i gadaliśmy, gadaliśmy, siedząc coraz bliżej siebie. Z knajpy wyszliśmy razem.
– Odprowadzić cię do domu? – spytał, kiedy bezskutecznie próbowałam dodzwonić się po taksówkę.
Szliśmy wtedy razem przez uśpione miasto, a ja pragnęłam, aby mnie mocno przytulił. W końcu stanęliśmy pod moim blokiem. Żadne z nas nie chciało się rozstać.
– To może wejdziesz... na kawę? – zapytałam w końcu.
Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że żadnej kawy pić nie będziemy.
Wypity alkohol, urok chwili i bliskość cudownego mężczyzny wygrały z moim poczuciem przyzwoitości. Kiedy brał mnie w ramiona, przytulał swoją nagą skórę do mojej, nie myślałam o niczym innym niż o miłości... Nigdy nie było mi tak dobrze. Otrzeźwienie przyszło nad ranem.
– Boże, co myśmy zrobili... – jęknęłam. Bolała mnie głowa, ale wyrzuty sumienia jeszcze bardziej doskwierały. – Zdradziłeś żonę!
– Ona też mnie zdradza... – odparł spokojnym tonem.
– Co?! – spojrzałam na niego zszokowana.
– Kilka dni temu odkryłem parę pikantnych SMS-ów w jej komórce – wyjaśnił. – I wiem, że to nie jest jej pierwsza zdrada.
– Zatem czujesz się usprawiedliwiony. Wet za wet? – zadrwiłam gorzko, przykrywając się szczelniej kołdrą. Nagle przeraziło mnie, że leżę obok niego naga – w sensie emocjonalnym i fizycznym.
– Nie, Kasiu... – spojrzał na mnie ciepło. – Ja się w tobie zakochałem. Już dawno, w pracy. Ale nigdy nie sądziłem, że zdobędę się na coś tak szalonego jak ta noc – pogładził mnie po ramieniu.
Nie spodziewałam się takiego wyznania. Pod powiekami zapiekły mnie łzy.
– Zatem dlaczego z nią jesteś? – spytałam szeptem.
– Mamy dziecko... – odparł. – Nigdy bym nie zostawił syna...
To był smutny poranek. Patrzyłam, jak Wiktor się ubiera, a moje serce pękało z bólu. Wierzyłam w swoją intuicję, a ona właśnie mi podpowiadała, że miałam przed sobą człowieka, który potrafiłby mnie uszczęśliwić. Gdyby tylko chciał...
– Jak tam po imprezie? – w poniedziałek napadła na mnie Paulina, moja przyjaciółka z biurka obok. – Wyszliście razem...
– Daj spokój – wydusiłam przez ściśnięte gardło. – Było cudownie, a potem powiedział, że nie odejdzie od żony...
– Mimo że go zdradza?
– To ty o tym wiesz? – zdziwiłam się.
– Chyba wszyscy o tym gadają. Ona nie ma ani wstydu, ani skrupułów. Puszcza się na prawo i lewo. A on nie ma jaj – prychnęła.
– Zależy mu na dziecku – broniłam Wiktora.
– Dlatego pozwala, żeby mały wychowywał się w takiej zgniłej atmosferze? – zadrwiła Paulina.
Hmm... coś było w jej słowach. Mimo mojej ogromnej sympatii do Wiktora, postanowiłam zapomnieć o tej imprezowej przygodzie. I w takich kategoriach próbowałam tę noc wspominać.
Jednak za każdym razem, kiedy spotykałam Wiktora, moje serce szalało. Przed oczami migały mi obrazy ze wspólnej nocy...
Wiktor najwyraźniej myślał to samo. Pojawił się u mnie bez zapowiedzi w sobotę wieczorem.
– Anka znowu gdzieś wybyła. Niby do koleżanki... – zaśmiał się drwiąco. – Małego wzięła teściowa, a ja nie miałem co ze sobą zrobić...
– Wejdź – wpuściłam go do środka. – Chcesz się czegoś napić?
– Chcę ciebie... – odparł i zaczął mnie całować.
Było inaczej – na trzeźwo, na spokojnie, jeszcze lepiej niż za pierwszym razem. Po wszystkim leżeliśmy przytuleni, słyszałam bicie jego serca...
– Zawładnęłaś nim – wyjaśnił Wiktor. – Cały czas myślę tylko o tobie...
Nic nie mówiłam, płakałam. W końcu wydusiłam z siebie:
– Więc to tak ma wyglądać? Będziesz tutaj przychodził w wolnych chwilach? Nie umiem tak. Nie chcę!
– To co mam zrobić? – wyjąkał.
Nie odpowiedziałam.
– Pójdę już – powiedział, kiedy milczenie się przeciągało i zaczęło ciążyć nam obojgu.
Resztę weekendu przepłakałam. Czułam się podle. Raz nienawidziłam Wiktora za jego niezdecydowanie, raz kochałam go jak szalona.
Przez następny tydzień nie było go w pracy, więc trochę odetchnęłam. Ale tęsknota wypełniała każdą komórkę mojego ciała. Pojawił się u mnie w weekend. Kolejny raz w sobotę...
– Znowu masz wolne? – zaśmiałam się gorzko.
– Odchodzę od Anki. Ja też chcę normalnie żyć. I kochać...
Przytuliłam go. Na te słowa czekałam...