"Moja narzeczona powiedziała kiedyś, że nie wybaczyłaby mi zdrady. Byłem wówczas pewien, że czegoś takiego nigdy w życiu jej nie zrobię. A potem był suto zakrapiany wieczór kawalerski. Po kolejnych kieliszkach alkoholu wszystko zaczęło wirować mi przed oczami. Pamiętam, że do mieszkania weszły trzy dziewczyny i że z nimi tańczyłem. A potem wszystko rozmyło się we mgle... Co ja najlepszego zrobiłem?! Łukasz, 24 lata
Brachu, no to wpadłeś na całego! – Klepnął mnie po ramieniu Rafał.
– Tak się dać usidlić! – Kręcił głową Sławek.
– Ostatni dzień wolności – dodał Arek. – Musisz to wykorzystać.
Kumple z pracy prześcigali się w okrzykach, co chwilę napełniając mój kieliszek i wznosząc kolejny bzdurny toast. Śmiałem się razem się z nimi, bo wiadomo, że takie wygłupy są normalne na wieczorze kawalerskim. Kilku chłopaków było już żonatych i bardzo sobie chwalili ten stan, a reszta o nim marzyła. Ale takie spotkania są właśnie po to, żeby obrzydzić panu młodemu małżeństwo.
– Co z was za kumple?! – krzyknąłem w pewnym momencie, gdy już nieźle szumiało mi w głowie. – Obiecywaliście panienki wyskakujące z tortu, a tu co? Nic. Tylko przechwalać się potraficie… Nie zależało mi na tych atrakcjach, ale alkohol robił swoje. Wzrastała chęć do wygłupów...
– Moment, kochany! – Arek ledwie trzymał się na krześle. – Dostaniesz swój prezent, nic się nie bój. Tylko dobrze go wykorzystaj! – dodał. – Bo potem już tylko Dorotka... – ostrzegał.
– Moja kochana Dorotka... – westchnąłem.
– Ej, widzicie?! Ten facet już przepadł! – darł się Rafał. – Wódki mu! – polecił, a sam poszedł otworzyć drzwi, bo właśnie zadźwięczał dzwonek.
Obudziłem się z potwornym bólem głowy.
– Dorotka? – mruknąłem, szukając obok siebie narzeczonej. – Dorotka... – powtórzyłem, gdy znalazłem jej ramię. Otworzyłem oczy i... jęknąłem. Obok mnie leżała jakaś obca baba!
– Cholera! – wykrzyknąłem z przerażeniem, bo zacząłem sobie przypominać wczorajszy wieczór. Wszystko zrozumiałem. – Wstawaj! – Potrząsnąłem ramieniem dziewczyny
– Mhhhmmm – mruknęła, przewracając się na drugi bok.
– Wstawaj! Zabawa skończona! – wrzasnąłem, brutalnie zdzierając z niej kołdrę. – Idę pod prysznic, a jak wrócę, ma cię tu nie być! – rozkazałem. I nie patrząc na dziewczynę, przemknąłem do łazienki. Odkręciłem zimną wodę i... walnąłem kilka razy głową w ścianę.
– Dureń! Dureń! – powtarzałem. – Co ja teraz zrobię?! Ona mi tego nie wybaczy... „Jednego bym nie zniosła”, brzmiały mi w głowie słowa Doroty, wypowiedziane w czasie jednej z naszych rozmów o przyszłości. „Gdybyś mnie zdradził, to byłby koniec...”.
Pamiętam, że wtedy uśmiechnąłem się i przytuliłem ją mocno do siebie. Taka ewentualność nie wchodziła w rachubę.
– Głuptasku. – Pogładziłem ją po włosach. – O czym ty w ogóle mówisz?!
Byłem wówczas pewien, że czegoś takiego nigdy w życiu jej nie zrobię. A zrobiłem... Zanim jeszcze stanęliśmy przed ołtarzem.
– Pozabijam ich – groziłem głośno kumplom, gdy po wyjściu z łazienki zabrałem się za sprzątanie mieszkania.
Dziewczyna na szczęście sobie poszła, a ja pakowałem do plastikowego worka butelki.
Kumple kumplami, nic nie zmieniało jednak faktu, że to ja obudziłem się w łóżku obok nagiej kobiety. I to ja miałem przysięgać nazajutrz miłość i wierność. „Muszę jej powiedzieć!”, zdecydowałem. I wtedy rozległo się pukanie.
– Dorota – szepnąłem, widząc narzeczoną.
– Wolałam zapukać – uśmiechnęła się, cmokając mnie na powitanie w policzek. – Żebyś zdążył ukryć ślady zbrodni...
Czułem, jak oblewa mnie zimny pot. Musiałem być blady, bo powiedziała:
– No coś ty, kochanie. Żartowałam, nie rób takiej miny! – I przytuliła się do mnie, ale zaraz odsunęła się ze wstrętem. – Śmierdzisz jak gorzelnia! – zawołała.
– No, trochę wypiliśmy – przyznałem, chwytając się tego jak ostatniej deski ratunku. – Głowa mi pęka – usprawiedliwiłem swój zły nastrój.
I gdy tak patrzyłem na Dorotę, straciłem całą odwagę. Nie mogłem powiedzieć jej prawdy. Tak bardzo bałem się ją stracić.
– To co, idziemy? – spytała nagle Dorota.
– Dokąd? – przestraszyłem się.
– Zapomniałeś? Przecież umówiliśmy się, że sprawdzimy, jak przystrojona jest sala weselna – zniecierpliwiła się.
Szybko się ubrałem i wyszliśmy z domu. Ciągnąłem się za Dorotą, męczony kacem, a jeszcze bardziej wyrzutami sumienia. Poza tym prześladowała mnie obawa, że wszyscy dookoła już wiedzą i prawda wyjdzie na jaw.
Nic podobnego, oczywiście, się nie stało, ale nie poprawiło mi to nastroju. Nawet przyszła teściowa zauważyła, że nie wyglądam zbyt dobrze, i natychmiast odesłała mnie z powrotem do domu.
– My tu sobie ze wszystkim poradzimy. A ty lepiej idź się wyśpij przed jutrzejszą uroczystością – powiedziała.
Wieczorem nie mogłem zasnąć, kilka razy chwytałem za słuchawkę. Chciałem zadzwonić do Doroty i powiedzieć jej o wszystkim. Stchórzyłem jednak. Do stracenia miałem wiele, właściwie wszystko. Nie spałem całą noc, przeklinając siebie i swoich kolegów...
– Ale ty wyglądasz! – powiedziała Dorotka, kiedy stawiłem się z wiązanką kwiatów w domu jej rodziców w dniu ślubu.
– Spałeś choć trochę?
– Nie. – Pokręciłem głową.
– Denerwowałeś się? Ja też... – Przytuliła mnie. – Ale niedługo skończy się całe to zamieszanie i będziemy sami...
Niemal się rozpłakałem. Coraz boleśniej odczuwałem, jakie zrobiłem jej świństwo.
– Wszystko w porządku? – upewniała się jeszcze przed wejściem do kościoła.
– Tak, kochanie – odpowiedziałem, nie patrząc jej w oczy.
– Chyba się nie rozmyśliłeś? – zapytała.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo zagrano pieśń na rozpoczęcie mszy i musieliśmy wchodzić. Przysięgę małżeńską składałem z duszą na ramieniu. Ale to nie był koniec mojej męczarni. Żeby nie robić zamieszania pod kościołem, goście wręczali nam prezenty w sali weselnej. Gdy podszedł do nas Rafał, obok niego zobaczyłem... tamtą dziewczynę! Tę, z którą obudziłem się w łóżku poprzedniego dnia!
– Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia – powiedziała zupełnie naturalnie i cmoknęła mnie w policzek.
Cały wieczór wodziłem wzrokiem za partnerką Rafała. Gdy w pewnym momencie Dorotę porwał do tańca wujek Stefan, nieznajoma natychmiast do mnie podeszła.
– Gratuluję żony! – Uśmiechnęła się szeroko. – Jest tak samo rozrywkowa jak ty? – spytała, puszczając do mnie oko.
– Ostrzegam cię – wycedziłem przez zęby. – Jeśli coś jej powiesz o tej historii, gorzko tego pożałujesz.
– Czekaj... – przerwała mi dość obcesowo. – Zdaje się, że musimy sobie coś wyjaśnić.
– Niczego nie będziemy wyjaśniać – ściszyłem głos, rozglądając się dookoła. – Byłem wtedy kompletnie pijany! A ty perfidnie to wykorzystałaś!
– Czyli koledzy nic ci nie powiedzieli?
– Nie rozumiem... – powoli zaczynałem tracić cierpliwość.
– Myślałam, że ci wszystko wytłumaczą. Mnie wczoraj nawet na moment nie dopuściłeś do głosu. Byłeś strasznie zasadniczy! – Zrobiła nadąsaną minę.
– Ale co mieli mi wyjaśnić?
– Że to był kawał, głuptasie! Nic między nami nie zaszło! Upiłeś się do nieprzytomności, więc twoi kumple wpadli na pomysł, żeby położyć cię do łóżka z obcą kobietą. Jesteś czysty jak łza, nawet mnie nie pocałowałeś...
Zostawiła mnie oszołomionego, bo w naszym kierunku szła właśnie Dorota. Kiedy w końcu dotarło do mnie, że jestem zupełnie niewinny, chwyciłem żonę w ramiona.
– Wiesz? Tylko ciebie brakowało mi do szczęścia – powiedziałem, kołysząc się z nią w rytm muzyki.
Uśmiechnęła się czule.
– A nie mówiłam, że całe to napięcie minie? Wreszcie znów jesteś sobą.
Czułem się tak lekko. Nie dzieliło nas nic! I przysiągłem sobie, że nigdy nie dopuszczę do tego, by jakikolwiek szalony wieczór to zepsuł.