"Do sklepu przychodzili eleganccy mężczyźni i obsypywali mnie komplementami. Reakcja męża – bezcenna!"
Fot. Adobe Stock

"Do sklepu przychodzili eleganccy mężczyźni i obsypywali mnie komplementami. Reakcja męża – bezcenna!"

"Przyjęli mnie! – Zarzuciłam Jankowi ręce na szyję. – Przyjęli! – Ciągle jeszcze nie mogłam uwierzyć, że wybrali do tej pracy właśnie mnie. czterdziestopięcioletnią mamę trójki dzieci, a nie jakąś młodą, śliczną dziewczynę. Mój mąż bardzo się ucieszył i serdecznie mi pogratulował. Nie przewidział tylko jednej rzeczy..." Wioletta, 45 lat

Kiedy Adaś i Magda wyjechali na swoje, a Kamila poszła do liceum, pomyślałam, że ja z kolei chciałabym wrócić do pracy. Powiedzieć jedno, zrobić drugie. Przez lata zajmowałam się domem i wychowywaniem dzieci. Czasem dorabiałam dorywczo. Ale okazja przyszła sama. Kuzynka powiedziała mi, że szukają sprzedawców w sklepie z garniturami w niedawno otwartej galerii handlowej. Wyjątkowo nie studentów, bo właścicielce zależy na stałym zespole.
– Może z czasem awansujesz na kierowniczkę? – namawiała mnie kuzynka. – Z twoją dokładnością i kulturą osobistą? Ja bym się nie zdziwiła! – dodała.
– Nie mam takich planów – odpowiedziałam. – Ale chciałabym spróbować. Chciałabym pracować.
Wiedziałam, że mogę zostać wyprzedzona przez młodszych, jednak właścicielka, kobieta nieco ode mnie starsza, postanowiła postawić na mnie.
Wiem, że się na pani nie zawiodę – powiedziała. – Chce pani pracować, a ja mam intuicję do ludzi.
Z całych sił pragnęłam jej nie zawieść. I samej siebie, bo zależało mi nie tylko na zarobku, ale także na tym, żeby nie siedzieć w domu.

Lubiłam opowiadać mężowi o pracy

Z radością opowiadałam mężowi wieczorem o swojej pracy, tak jak przez lata on opowiadał mi o swojej. Zwierzałam się więc ze swoich zajęć, nowych umiejętności, a także opowiadałam o klientach.
– Bardzo się cieszę, że pracuję w takim miejscu – mówiłam, nakładając sobie na talerz kolejną porcję sałatki. – Bo też jednak inni ludzie tam przychodzą.
– Jak to inni? – zapytał mąż.
– Wiesz, po garnitur przychodzi się albo od święta, albo żeby kupić go do pracy – dodałam. – Wczoraj był na przykład tata z synem. Ten syn to tak na oko maturzysta. Ale się namierzyli, bo młody nie mógł zdecydować, czego chce. Jak to dzieciak.
– To fakt.
– Pomogłam więc wybrnąć ojcu z tego kłopotu. Chłopak wyszedł zadowolony, z takim garniturem, że do niego idealnie pasował.
– Widać, że masz smykałkę do handlu – pochwalił mnie mąż.
Byłam z siebie naprawdę dumna.
Jakiś czas później miałam mężowi do opowiedzenia sensacyjną wiadomość.
– Słuchaj, nie uwierzysz, kto był w naszym sklepie! – powiedziałam, ledwo wrócił z pracy. Widać musiał wziąć jeszcze jednego klienta w warsztacie, bo normalnie byłby wcześniej, ale mnie już rozpierała chęć podzielenia się informacją.
– Kto? Prezydent? – zaśmiał się.
– No co ty? Nie, lepiej. Ten aktor, no wiesz, który. Oglądaliśmy z nim film w niedzielę.
– I co?
– Koszulę kupił, nie, nawet dwie… i krawat. A jaki był grzeczny, miły, zupełnie bez nadęcia.
– Widzisz, taki sławny, a umie się zachować.
– Moi klienci w ogóle są mili, grzeczni i umieją się zachować, a ile ja się komplementów w tej pracy nasłucham – powiedziałam.

W sumie mogłam się ugryźć w język...

Nie przypuszczałam, że moje teksty o komplementach będą miały jakiekolwiek znaczenie.
Kilka dni później miała miejsce taka sytuacja: zakupy przyszedł zrobić mężczyzna w średnim wieku, bardzo szarmancki i widać było, że umie się zachować. Proponowałam mu kolejne wzory, a on grzecznie wychwalał mój dobry gust i podkreślał, że jestem profesjonalna. Chyba nawet użył określenia „jest pani ozdobą tego miejsca”. Było mi bardzo miło, więc całą swoją uwagę skupiłam na tym właśnie kliencie. Ten zrobił zakupy i wychodząc, pożegnał mnie wylewnie. Uśmiechnęłam się do siebie. O, on na pewno jeszcze tu wróci.
– A ten krawat, jak pani sądzi, będzie pasował? – usłyszałam za plecami.
Od razu rozpoznałam głos i odwróciłam się. To był Janek, mój mąż.
– Co ty tu robisz? – spytałam zaskoczona.
– Nie cieszysz się? – Zmarszczył brwi. – Chciałem ci zrobić niespodziankę.
– Niespodziankę? – Teraz ja zmarszczyłam brwi. Janek nie cierpiał niespodzianek.
– Och, taki żart. Niedługo kończysz, prawda? – zapytał. – Pomyślałem, że po ciebie przyjadę.
– O, to miłe. Tak za jakieś pół godziny. Dzisiaj Witek podlicza kasę, więc nie będziesz na mnie długo czekał.

Zrozumiałam, że mój mąż jest o mnie zazdrosny!

Janek wyszedł ze sklepu i poszedł do kawiarni naprzeciwko. Dziwnie się zachowywał, widziałam przez szybę, że nie spuszcza mnie z oczu. W tym czasie do sklepu weszło jeszcze dwóch klientów, więc nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.
Na kolację mąż zaprosił mnie do naszej osiedlowej restauracji. Było to małe, ale bardzo urokliwe miejsce, z pysznymi daniami i dobrą kawą.
Po zjedzeniu zupy posypanej prażonymi migdałami i pestkami dyni, czekaliśmy na drugie danie.
– A właściwie to z jakiej okazji zaprosiłeś mnie dziś na kolację? – zapytałam.
– A to już trzeba mieć okazję, żeby docenić piękną kobietę, własną żonę? – odpowiedział pytaniem. – Ja też cię uważam za ozdobę… naszego domu.
Wtedy puzzle wskoczyły mi na miejsce. Spojrzałam na Janka ciepło i z czułością. Ech, Janek, Janek. Był po prostu troszkę zazdrosny. A przecież byliśmy tyle lat razem i powinien wiedzieć, że nie zamieniłabym jego obecności na milion komplementów i facetów kupujących garnitury, choćby najbardziej szarmanckich oraz znanych z telewizji.
– Wiem, kochanie. I chyba ci kupię ten krawat, mam pracowniczą zniżkę. Będziesz w nim wspaniale wyglądał. Ty mój przystojniaku – wyszeptałam, nachylając się do niego, żeby podchodzący kelner nie usłyszał. Ale Janek i tak się lekko zarumienił.
Od tej pory dbam o dobre samopoczucie mojego męża i nie opowiadam mu wszystkiego, co się dzieje u mnie w pracy. Skoro komplementy innych facetów tak go poruszają, to po co go denerwować. Po tamtej kolacji zresztą Janek często mówi mi różne miłe rzeczy, więc nie mam powodów do narzekań. I ja też mu mówię, że jest najwspanialszym, najlepszym i najważniejszym w moim życiu. I to nie komplement, ale absolutna prawda.

 

 

Czytaj więcej