"To były koszmarne urodziny. Okazało się, że mój facet jest sknerą, z którym nie da się żyć!"
Byłam zakochana po uszy i nie widziałam, jaką sknerą jest Daniel. Do czasu...
Fot. 123RF

"To były koszmarne urodziny. Okazało się, że mój facet jest sknerą, z którym nie da się żyć!"

Podobało mi się, że Daniel rozsądnie wydaje pieniądze... Nie popierałam rozrzutnego stylu życia, ale okazało się że mój chłopak oszczędzał właściwie na wszystkim. Zafundował nam urodzinowy wyjazd, na którym tylko najadłam się wstydu! Ewa, lat 30

A może pójdziecie z nami w piątek do kina? – spytała moja siostra.
– W piątek nie mam siły nawet, żeby zrobić kolację, a co dopiero doczołgać się do kina – pokręciłam głową. – Poza tym Daniel mówi, że wszyscy powinniśmy zacząć bojktować kino, bo ceny biletów są po prostu horrendalne.
– Ten twój Daniel to koszmarny sknera! – przerwała mi siostra. – Gdybym ja zarabiała tyle co on, to jeździłabym do Hollywood na premiery!
– Nawet gdybyś zarabiała tyle samo co Daniel, to i tak pod koniec miesiąca zaciągałabyś długi – zauważyłam złośliwie. – Bo jesteś rozrzutna i nie znasz wartości pieniądza!
– Tak sądzisz?! – aż się zapowietrzyła.
– Tak! – pokiwałam głową. – I przypominam ci, że od dwóch miesięcy wisisz mi dwieście złotych! – wypomniałam jej.
– Więc o to ci chodzi! – mruczała, nerwowym ruchem wyciągając z torebki portfel. – No to masz... – stwierdziła, ale nagle spojrzała na mnie beztrosko, wzruszyła ramionami i powiedziała:
– Akurat nie mam tyle przy sobie.
– Przy sobie czy na koncie? – spytałam z triumfem. Niedługo potem się rozstałyśmy.

Byłam zakochana po uszy

No cóż, Daniel zarabiał bardzo dobrze, ale przecież to nie znaczyło wcale, że miał wydawać pieniądze na prawo i lewo, tak jak moja siostra. Przecież pewnego dnia jego dobra passa mogła się skończyć. Daniel tłumaczył mi to wiele razy i nie mogłam nie przyznać, że to odpowiedzialna postawa. Przestałam nalegać, żebyśmy chodzili do kina. Zadowalałam się kolacją w domu, zamiast płacić krocie za głupią pizzę na mieście. Kiwałam głową z uznaniem, gdy już na letnich wyprzedażach mój chłopak szukał prezentów gwiazdkowych dla rodziny. W ogóle podziwiałam wszystko, co robił. Bo byłam zakochana. Od kilku miesięcy i po uszy. I nie pozwalałam nikomu go obrażać... Poza tym mój chłopak wcale nie był sknerą. Już miesiąc przed moimi urodzinami zaczął pytać, co chciałabym dostać. Długo nie mogłam się zdecydować. Aż pewnego dnia, akurat gdy oglądaliśmy wiadomości w telewizji i opowiadali o koncercie w Krakowie, wpadłam na ten pomysł.
– Na urodziny chcę pojechać do Krakowa! – wykrzyknęłam. Daniel spoglądał na mnie zaskoczony.
– Nie wolisz czegoś z biżuterii? Albo książkę? – pytał nieśmiało.
– Nie. Chcę jechać do Krakowa. Ostatni raz byłam tam chyba z piętnaście lat temu, jeszcze z rodzicami – przypominałam sobie. – Spacerowaliśmy po Wawelu, karmiliśmy gołębie na Rynku, oglądaliśmy te wszystkie cudeńka w Sukiennicach... – opowiadałam z uśmiechem. – Moglibyśmy wyjechać w piątek zaraz po pracy i wrócić w niedzielę. Co ty na to?
– W piątek?! Już? – jęknął Daniel. – Przecież wiesz, że oboje jesteśmy wykończeni!
– Ty nic się nie martw, auto poprowadzę ja – wyjaśniałam z wypiekami na twarzy, już wyobrażając sobie całą tę naszą eskapadę. Od wielu miesięcy nigdzie nie wyjeżdżałam, ten wyjazd był więc dla mnie jak wyprawa na wakacje.
– Ty nawet będziesz mógł się zdrzemnąć. To co? Co o tym myślisz?! – pytałam niecierpliwie.
– A co mam myśleć? – spojrzał na mnie czule. – Przecież cię kocham. I skoro takie jest twoje urodzinowe życzenie... Jeszcze dzisiaj poszukam w internecie hotelu. „Ha!”, pomyślałam z satysfakcją. „Szkoda, że Justyna tego nie słyszy. Wstyd by jej było za to oskarżenie o skąpstwo!”.

Spodziewałam się fantastycznych dni i nocy

Przez następne tygodnie zastanawiałam się, jak obojgu nam wyjazd uprzyjemnić. Kupiłam bardzo seksowną koszulkę nocną, by w urodzinową noc podziękować Danielowi za prezent. Postanowiłam, że zamówię do pokoju szampana i może nawet kawior. Jak szaleć, to szaleć, a trzydzieści lat kończy się przecież raz w życiu. Poszłam do kosmetyczki i fryzjera. Krótko mówiąc, spodziewałam się naprawdę fantastycznych dni i nocy... Dojechaliśmy do Krakowa przed dwudziestą drugą. Obudziłam śpiącego Daniela i poprosiłam o adres hotelu. Wtedy wygrzebał z kieszeni złożoną kartkę.
– Tu masz mapkę – powiedział. Zatrzymałam się więc na poboczu i przez chwilę spoglądałam na kartkę.
– Hostel? – spytałam zdziwiona. – Nie mogłeś wydrukować mapy dojazdu do hotelu?
– Ale my właśnie w hostelu będziemy spać – stwierdził. – Jak to?! – jęknęłam przerażona.
– Ceny pokoi w hotelach były koszmarne. Ponad dwieście złotych za jakąś brudną klitkę. Chyba poszaleli! – denerwował się. – A hostel jest ładny, niemal nowy – tłumaczył. – Widziałem zdjęcia. Naprawdę, Ewa, nie warto było płacić więcej.
Westchnęłam ciężko, ale nic nie powiedziałam. Jakieś piętnaście minut później byliśmy pod hostelem. Ja weszłam pierwsza, Daniel tarmosił walizkę. Poprosiłam dziewczynę z recepcji o klucz do pokoju zarezerwowanego na nazwisko Daniela.
– Jest otwarty – uśmiechnęła się sympatyczna brunetka.
– Otwarty? – zdziwiłam się. – Tak, są tam już trzy osoby – potaknęła. Nic z tego nie rozumiałam. Spojrzałam pytająco na Daniela. – Pokój jest sześcioosobowy – wyjaśnił. Wtedy poczułam się bardzo słabo. Usiadłam na kanapie, dziewczyna z recepcji podała mi szklankę wody, a mój chłopak dopytywał się, co mi się stało.
– Zarezerwowałeś pokój wieloosobowy?! – pytałam z niedowierzaniem. – Mam spać z obcymi?! Czyś ty oszalał?!
– Ewa, nie przesadzaj! Nie denerwuj się! To na pewno bardzo przyzwoici ludzie – bronił się Daniel.
– Na pewno – szepnęłam. – Ale proszę nam dać dwójkę! – zawołałam z rozpaczą do dziewczyny z recepcji.
– Niestety, wszystkie są już zajęte – pokręciła głową.
– Chryste Panie! – jęknęłam.
Bardzo długo Daniel przekonywał mnie, żebym przestała się wygłupiać.
– Nie zachowuj się jak jakaś histeryczka! Przecież na studiach mieszkałaś w akademiku! I opowiadałaś, jak wędrowałaś z plecakiem od schroniska do schroniska w górach – przypominał. – A teraz nie jesteś w stanie spędzić dwóch nocy w hostelu?!
– To zupełnie coś innego! – syknęłam. – Wiesz, co zamierzałam robić dziś w nocy?! Ubrać się w seksowną koszulkę nocną, zamówić szampana i kochać się z tobą! Taki miałam plan! Tak chciałam spędzić swoje trzydzieste urodziny!
– Przykro mi... Ja nie wiedziałem... – bąknął Daniel.
– I w czym ja mam teraz spać?!
– Nie martw się, pożyczę ci moją piżamę. Ja prześpię się w slipkach – wymyślił mój chłopak. – Hej, Ewcia, no nie bocz się. Zobaczysz, to będzie całkiem fajne przeżycie. Jeszcze niedługo będziesz się z tego wszystkiego śmiała... – tłumaczył, tuląc mnie i obsypując pocałunkami.

Czułam się koszmarnie

Wreszcie weszłam do pokoju. Przywitałam się z dwoma dziewczynami i jednym chłopakiem, po czym położyłam walizkę na jednym z wolnych łóżek. Czułam się koszmarnie. Szybko więc wyciągnęłam Daniela na spacer. Łaziliśmy długo ulicami Krakowa. Ale jakoś mnie to nie cieszyło. Nie chciało mi się rozmawiać, nie chciało mi się jeść, myślałam tylko ciągle o tym, jak ja będę spała w tym hostelu... No cóż, nie spałam. Chłopak strasznie chrapał, jedna z dziewczyn mówiła przez sen, druga kręciła się na skrzypiącym łóżku. A ja leżałam na twardym tapczanie i płakałam. „A mogłam poprosić o złote kolczyki...”, pomyślałam w pewnej chwili. „Chociaż może dostałabym je z tombaku?!”, przyszło mi do głowy. I jakoś tak przypomniały mi słowa mojej siostry, że Daniel jest sknerą. Pierwszy raz pomyślałam, że to może być jednak prawda...
Cały następny dzień to koszmarne przypuszczenie się potwierdzało. Śniadanie zjedliśmy w hostelu, choć były tylko lekko nieświeży chleb i marmolada. A ja marmolady nie lubię, o suchym pieczywie nie wspominając. Ale Daniel stwierdził, że w restauracji z nas zedrą. Potem poszliśmy na Wawel. Stanęliśmy w kolejce do skarbca. Ale Daniel mnie z niej wyciągnął, kiedy tylko dowiedział się, że za wstęp trzeba płacić.

Taki wstyd!

Nadeszła pora obiadowa. Bardzo spodobała mi się restauracja urządzona w stylu staropolskim. Daniel otworzył kartę i zaraz zaczął jęczeć.
– Dwadzieścia osiem złotych za talerz pierogów z kefirem?! Oszaleli?! Co oni, ze złota to robią czy szukają zagranicznych frajerów?! – pieklił się.
– Jesteś w Krakowie, w centrum – przypomniałam.
– I co?! To znaczy, że można mnie tu bezczelnie okradać?! – denerwował się. Coraz bardziej podnosił głos. Ludzie siedzący przy sąsiednich stolikach zaczęli na nas patrzeć drwiąco.
– Wiesz co?! Wychodzimy stąd – powiedziałam więc zawstydzona.
– Masz rację. Wychodzimy – ucieszył się Daniel, kładąc kartę na stół.
Nie chciało mi się tłumaczyć, dlaczego ja chciałam opuścić restaurację. W ogóle milczałam i kazałam mojemu chłopakowi znaleźć miejsce, gdzie zjemy obiad. Łaziliśmy około godziny od knajpy do knajpy i wreszcie zaprowadził mnie do budki z zapiekankami. Byłam tak głodna, że już mi nie zależało. Usiadłam z zapiekanką na ławce, ale pochlapałam się keczupem. Już wtedy chciało mi się płakać. Ale łzy trysnęły mi z oczu dopiero, gdy upuściłam zapiekankę, wycierając plamy na ubraniu. Rzuciło się na nią stado gołębi...
– Nie martw się, Ewcia, zaraz kupimy ci drugą – pocieszał mnie Daniel. – No, już, uśmiechnij się. Jak chcesz, to nawet zamówię ci z ekstra porcją sera. Choć słono sobie za nią każą płacić – dodał.
– Naprawdę? – szepnęłam z wysiłkiem.
– Jasne! – wzruszył ramionami Daniel. – A co to? Raz się przecież żyje! – dokończył z dumą i podszedł do budki.
– Naprawdę myślisz, że zapiekanka z podwójnym serem załatwi sprawę?! – rozwinęłam więc pytanie, widząc, że on kompletnie mnie nie rozumie.
– Chcesz coś do picia? – zdziwił się. Wtedy nie wytrzymałam i powiedziałam, co myślę o nim i o całym tym urodzinowym wyjeździe.

Nie chcę żyć ze sknerą!

Oświadczyłam Danielowi, że wracam do domu już dziś. A z nim zrywam. Bo nie chcę żyć ze sknerą, który nawet przy wielkich okazjach nie potrafi zaszaleć. Daniel przepraszał mnie i obiecywał, że udowodni, że wcale tak nie jest. Miałam nadzieję, że postara się zatrzymać mnie w Krakowie, poszuka przyzwoitego hotelu i zaprosi mnie na romantyczną kolację. Ale nie, potulnie zawiózł mnie do domu. Za to następnego dnia ktoś zadzwonił do moich drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam chłopaka z bukietem róż. Daniel przysłał mi kwiaty! Tak byłam zaskoczona i tak zadowolona, że dopiero gdy posłaniec zniknął w windzie, zaczęło mi się wydawać, że skądś znam jego twarz. Potem zdałam sobie sprawę, że nie pokwitowałam odbioru. Aż wreszcie baczniej przyjrzałam się różom. Były piękne, w różnych kolorach. Dokładnie takie, jakimi zachwyciłam się w ogrodzie mamy Daniela. Końcówki przycięte były nierówno, kilka razy opleciono je folią aluminiową. Wiedziona jakimś przeczuciem wyjrzałam przez okno... No i zobaczyłam, jak „posłaniec” wsiada do auta mojego chłopaka. I przypomniało mi się, skąd znam jego twarz. To był kolega Daniela z pracy!
– To ci sknera! – mruknęłam z niedowierzaniem. – Nawet na to go nie stać...
Daniel zadzwonił jakieś dziesięć minut później. Posłałam go do wszystkich diabłów. Bo już wiedziałam, że on się nie zmieni. A ja nie chcę żyć z kimś, kto z kolei żyje tylko po to, by liczyć kolejne zera na koncie. Nie chodzi o to, by żyć tak rozrzutnie jak moja siostra. Chcę po prostu poczuć, że pracuję po to, by od czasu do czasu pozwolić sobie na chwilę szaleństwa. Życie jest krótkie, więc trzeba z niego korzystać. 

Czytaj więcej