"Byłam naiwną żoną, która wierzyła w późne zebrania i częste delegacje męża. Gdy już odkryłam prawdę, wmawiałam sobie, że to tylko przelotny romans. Czy zdrada może wyjść komuś na dobre...?" Paulina, 40 lat
Mamo, kto mnie dzisiaj zawiezie na piłkę? – zapytał Miłosz, wchodząc do kuchni. Był już ubrany na sportowo.
– No tata, obiecał mi wczoraj – odparłam, zakręcając wodę. – Mówiłam mu, że ja jestem umówiona do kosmetyczki, więc nie mogę jechać z tobą na boisko...
– Ale tata nie odbiera komórki...
– Może znowu ma jakieś zebranie – westchnęłam ciężko.
– O 18.00? – prychnął mój dwunastolatek.
– Nic nie poradzisz, że masz ojca pracoholika – burknęłam. – Dobra, ja ciebie podrzucę, może w międzyczasie dodzwonię się do ojca...
Pół godziny później parkowałam pod boiskiem, gdzie ćwiczyła szkółka piłkarska Miłosza. Gdy młody pobiegł do kolegów, ja wybrałam numer Łukasza. Nie odbierał. Na szczęście na drugim końcu parkingu zobaczyłam sąsiada. Też przywoził syna na te same zajęcia.
– Tomek! Tomek! – pomachałam do niego.
– Cześć, Paula – podszedł. – Coś się stało?
– Nie mogę dodzwonić się do Łukasza... A sama mam umówioną kosmetyczkę - i...zawiesiłam głos.
– I chcesz, żebym odebrał naszych chłopaków z treningu? – domyślił się.
– Byłabym wdzięczna – spojrzałam na niego prosząco.
– OK. A dzisiaj to jakieś oficjalne święto kosmetyczek? – zażartował. – Moja Agata całe popołudnie tam siedzi. Od razu po pracy pojechała na jakiś zabieg...
– No wiesz, jak się ma najpiękniejszą żonę na osiedlu, to trzeba ją puszczać do kosmetyczki – zaśmiałam się. – Ja tylko na paznokcie biegnę. I jestem ci wdzięczna za pomoc. Miłosz ma klucze do domu, jakby co... – dodałam już w biegu.
Można było na nim polegać. Kiedy już wróciłam z nową hybrydą, podjechałam do sąsiadów. Chłopcy siedzieli przed komputerem, wcinali popcorn.
– Sorry, musiałem skoczyć do sklepu po jakieś parówki, bo w lodówce pustka – wyznał Tomek. – Żona miała jechać na zakupy, ale ugrzęzła u tej kosmetyczki...
„A może coś kręci?”, pomyślałam, bo wydawało mi się mało prawdopodobne, aby w gabinecie spędzać całe popołudnie... Nie chciałam się jednak wtrącać w życie sąsiadów, więc zgarnęłam młodego i pognaliśmy do domu. Akurat ze swojego auta wysiadał Łukasz.
– Tata! Czemu tak późno wracasz?! – podbiegł do niego Miłosz.
– Zatrzymały mnie sprawy dorosłych – mąż zmierzwił mu włosy.
– Ale pojedziesz ze mną na następny trening? – spytał z nadzieją w głosie Miłoszek.
– Oj, raczej nie. Mam delegację...
– Znowu? – wtrąciłam się. – Który to raz w tym miesiącu?
– No właśnie! Tato, prawie w ogóle nie ma ciebie w domu! – Miłek zrobił płaczliwą minę.
– A co wyście tak na mnie napadli?! – wkurzył się mąż. – Jeszcze do domu nie wszedłem, a już awantury?! – trzasnął klapą od bagażnika.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Od jakiegoś czasu go nie poznawałam. Nieobecny, milczący, przepracowany. Rozumiałam, że miał wymagającego szefa, ale mógł się nie wyżywać na rodzinie...
Potem w domu zaszył się w swoim gabinecie. Pracował na laptopie. Czyli nawet w domu nie miał spokoju... Wieczór spędziłam w kuchni, szykując obiad na następny dzień. Potem zajrzałam do gabinetu. Łukasza w nim nie było, brał prysznic. Nie wiem, co mnie tknęło – podeszłam do włączonego laptopa. Mąż miał otwartą konwersację na Teamsach... Nie wyglądała na służbową, bo migało w niej serduszko. I tekst: „Bo to już jutro, kochanie!!!”. „Jutro Łukasz wyjeżdża w delegację...”, dotarło do mnie. Sparaliżowało mnie. Po chwili do gabinetu wszedł Łukasz.
– Co tu robisz? Szpiegujesz mnie? – przypuścił na mnie atak.
– Kto pisze do ciebie per „kochanie”? Chyba nie szef?! – wycedziłam przez zęby. – Z kim jedziesz w „delegację”?
Milczał. Nagle wszystko zrozumiałam.
– Zdradzasz mnie! Zdradzasz mnie, ty... – posypały się niecenzuralne słowa.
– Uspokój się! Miłosz może cię usłyszeć! – nie odpuszczał.
– Nagle troszczysz się o dziecko, tak?! – zawyłam. – A kiedy gziłeś się po kątach, to myślałeś o synu?!
– Jesteś chora! Nie mam zamiaru z tobą gadać. Nie takim tonem – odparł, zabrał laptopa i wyszedł z gabinetu.
Opadłam na podłogę. Myślałam, że oszaleję z bólu. Płakałam, gryzłam pięści, miałam ochotę pobiec do Łukasza i dać mu w twarz. Chwilę później paść przed nim na kolana i przeprosić za swój wybuch. „To na pewno przelotny romans”, wmawiałam sobie. „Przecież jesteśmy udanym małżeństwem, mamy dom, dziecko...”
– Już się uspokoiłaś? Możemy pogadać? – mąż przyszedł do mnie po północy. – Nie ma sensu odkładać tej rozmowy na później. Skoro już wiesz... Chcę rozwodu.
– Słucham? – wyjąkałam.
– Zakochałem się. To coś poważnego – mówił, a ja leciałam w jakąś otchłań.
A następnego dnia po prostu się spakował i wyprowadził. Na szczęście Miłosz pojechał do dziadków, więc zostałam sama na zgliszczach mojego związku. Wieczorem zadźwięczał dzwonek u drzwi. Początkowo nie chciałam otworzyć, ale przybysz nie ustępował. W progu zobaczyłam Tomasza.
– Jak to znosisz? – spytał. – Bo ja mam ochotę się upić – pokazał mi kilka butelek wina.
– Ty? Dlaczego? – nie miałam zielonego pojęcia, o czym on mówi.
– To ty nic nie wiesz? – spojrzał na mnie zszokowany. – Agata ode mnie odeszła. Do twojego Łukasza.
Zamurowało mnie. W swojej rozpaczy nawet nie zastanawiałam się, z kim romansował mój mąż. A on zdradzał mnie... po sąsiedzku! Nagle wszystko skojarzyłam: ona „chodziła” do kosmetyczki, a mój mąż miał „zebrania”. W tym samym czasie! Zaczęłam się histerycznie śmiać, po minucie śmiech przeszedł w płacz.
Tomek mocno mnie przytulił. Wypiliśmy wtedy to wino. Gorzko żartowaliśmy, że jesteśmy parą jeleni... To był pierwszy wieczór, jaki spędziliśmy ze sobą.
Tomek często do mnie zachodził, pytał, jak sobie radzę i czy może mi jakoś pomóc. To on zawoził naszych chłopców na treningi, robił zakupy. A jego znajomy adwokat pomógł mi napisać pozew rozwodowy.
– Czuję się za was odpowiedzialny. W końcu to moja żona rozbiła waszą rodzinę – powtarzał.
Dopiero po pół roku doszłam do siebie i zdaję sobie sprawę, że tylko dzięki sąsiadowi kompletnie nie oszalałam. Stał mi się bardzo... bliski.
– Wiesz, w sumie chciałbym podziękować twojemu eks – powiedział któregoś wieczora, kiedy kończyliśmy jeść wspólną kolację. – Za co? – zdziwiłam się.
– Bo mam wrażenie, że dzięki niemu zaczynam żyć naprawdę. Z tobą... – chwycił mnie za dłoń. Nie cofnęłam jej, bo czułam to samo. Ja też wierzyłam, że moja przyszłość rysuje się w jasnych barwach. Dzięki Tomkowi i z Tomkiem...