"Nie wiem, kiedy dokładnie się to zaczęło. Może wtedy, gdy Monika postanowiła zmienić fryzurę, którą nosiła od lat? Potem coraz częściej wychodziła z przyjaciółkami na miasto, miała zmienne nastroje. Nie wiedziałem, co się dzieje. Dopiero gdy przypadkiem zobaczyłem ją w kawiarni z innym mężczyzną, zrozumiałem..." Marek, 44 lata
Byliśmy już małżeństwem z niezłym, dwudziestoletnim stażem. Nasza córka właśnie szykowała się do wyjazdu na studia. Po raz pierwszy od wielu lat mieliśmy znów zostać tylko we dwoje i choć Monika ciągle mówiła, jak bardzo będzie za Agatą tęsknić, ja się też z tego naszego powrotu do czasów sprzed dziecka cieszyłem. Ile to nam dawało nowych możliwości! Nie wiedziałem, że życie postawi przede mną nie tyle możliwości, co wyzwania...
Kiedy Agata pojechała z koleżankami szukać studenckiego mieszkania i rozejrzeć się w swoim nowym akademickim życiu, zaproponowałem żonie wspólny tygodniowy wyjazd na wakacje. Tylko my dwoje, las, spokój i cisza. Zdziwiłem się, gdy nie przyjęła tej propozycji z entuzjazmem.
– Ale wyjedźmy w piątek i wróćmy w kolejny, dobrze? – postawiła warunek.
– Nie lepiej zostać do kolejnej niedzieli?
– Umówiłam się z przyjaciółkami…
„No dobrze”, pomyślałem. „Przyjaciółki też są ważne”. Spędziliśmy dość udany urlop nad jeziorem, jeśli nie liczyć tego, że przez połowę czasu padało, a Monika nabawiła się kataru i bólu zatok. Nawet nie narzekała. Patrzyła tylko żałośnie i chowała nos w chusteczkę higieniczną.
Ale gdy w piątek po południu przyjechaliśmy do miasta, od razu napakowała się lekami i poszła do łóżka.
– Na jutro muszę być zdrowa! – powiedziała stanowczo, choć przez zatkany nos.
Pełen poczucia winy zaparzyłem jej wielki kubek malinowej herbaty.
– Na pewno poczujesz się lepiej.
– Muszę. Przecież się umówiłam.
Trochę mnie to ubodło, że bardziej zależy jej na spotkaniu z przyjaciółkami niż na własnym zdrowiu…
Następnego dnia Monika jak nowo narodzona wstała, zjadła ze smakiem śniadanie, wypiła kawę i wczesnym popołudniem umyła głowę. Zakręciła włosy na wałki. Wybrała sukienkę. Potem dopracowała fryzurę i makijaż.
– Chyba będę zazdrosny! – zażartowałem.
– Ale śmieszne – prychnęła i porwawszy torebkę, pobiegła do autobusu.
Patrzyłem za nią przez kuchenne okno. Potem westchnąłem i schowałem resztę brudnych naczyń do zmywarki. Postanowiłem, że obejrzę serial, który ją denerwował. Teraz mogłem sobie oglądać do woli.
Monika wróciła ze spotkania bardzo zadowolona i uśmiechnięta. Zjedliśmy kolację, po niej ucałowała mnie w policzek i powiedziała, że jest okropnie zmęczona i idzie spać.
Kiedy przyszedłem do małżeńskiej sypialni, już spała. Umościłem się na swojej stronie łóżka. Brakowało mi bliskości z żoną, ale ona ostatnio… jakoś jej unikała. Gdy pytałem, mówiła, że nie jest w nastroju, że jest jej smutno, tęskni za córką albo że źle się czuje. Nie naciskałem. Ale tęskniłem.
Minęły może ze dwa tygodnie. Monika często spotykała się z przyjaciółkami i wracała zmęczona. Agata na razie mało się odzywała, tłumaczyłem żonie, że przecież to normalne. Ma już dziewiętnaście lat, urządza sobie nowe życie. Ale Monika tylko na to wzdychała. Albo wzruszała ramionami. Zauważyłem, że ma bardzo zmienne nastroje. To zdawała się rozpromieniona, to znów jakaś smutna. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale starałem się być cierpliwy.
Któregoś dnia wybrałem się do miasta, bo stwierdziłem, że brakuje mi kilku narzędzi. Lubię sam naprawiać rzeczy w domu, o ile się na tym znam. Wracałem właśnie na przystanek, gdy zobaczyłem żonę przez wielką szybę w kawiarni. Już miałem zapukać, ale spostrzegłem także, że nie siedzi tam z przyjaciółkami. Była z mężczyzną. Ten facet – chyba w naszym wieku – trzymał ją za rękę. Może inny na moim miejscu wszedłby do tej kawiarni, dał facetowi w zęby, a żonie kazał iść do domu? Może. Ale to nie ja. Stałem naprzeciwko i obserwowałem, jak ona patrzy na niego. A on na nią. I nie mogłem się ruszyć. Potem Monika wstała, przelotnie pocałowała tego gościa w policzek i zniknęła gdzieś w głębi sali. Wtedy zły czar prysnął, a ja w jednej sekundzie podjąłem decyzję, że ona nie może mnie zobaczyć.
Byłem jak w transie. Wróciłem do domu i naprawiłem dwie szafki w łazience, w których obluzowały się zawiasy. Nastawiłem zmywarkę. Musiałem coś robić. Coś konkretnego.
Monika wróciła godzinę po mnie. Zmęczona.
– Strasznie mnie rozbolała głowa. Zjem tylko coś, wezmę prysznic i idę spać – powiedziała, a ja nie wyraziłem zdumienia. Nie. To mi było na rękę. Potrzebowałem jeszcze czegoś. Informacji.
Kiedy Monika zasnęła, zrobiłem coś, na co nie pozwoliłbym sobie nigdy przedtem. Przeszukałem jej torebkę i przejrzałem telefon. Pisała z tym gościem od dawna. Po chwili już wiedziałem, jak on się nazywa, gdzie pracuje. Sprawdziłem jego konto w mediach społecznościowych, posługując się telefonem żony. Ja tych mediów nie używałem, więc ona mogła robić, co chciała. Cóż, facet był żonaty, miał dzieci. Jak się zorientowałem, do niczego poważnego nie doszło. Monika opierała się jakimś poważniejszym relacjom, ale ewidentnie była nim zauroczona.
Miałem mieszane uczucia. Z jednej strony poczułem ogromną ulgę, że sprawy między nimi nie zaszły za daleko. Z drugiej – wielki zawód. Przecież wierzyłem w to, że jesteśmy z Moniką nie tylko małżonkami, rodzicami, kochankami, ale też przyjaciółmi. Czego jej zabrakło, skoro zaczęła tego szukać gdzie indziej? I jak on mógł, też miał żonę. Mówił jej, że chodzi na spotkania z kumplami, gdy tymczasem umawiał się z moją żoną na kawę i flirtował z nią w najlepsze, kupował jej kwiaty, zapraszał do kina?
Siedząc tak w nocy ze złamanym sercem, zrozumiałem, że mam dwa wyjścia: powiedzieć Monice, że wiem, zrobić jej awanturę i zażądać wyjaśnień. Ale ja nigdy nie byłem człowiekiem, który cenił konfrontację. Bałem się też, że ona powie w nerwach: „Tak, kocham go i odchodzę”. To byłoby dla mnie nie do zniesienia. Miałem jeszcze jedno wyjście: zawalczyć o nią najlepiej, jak potrafię. Pokazać jej, że tamten facet nie jest wart jej czasu. Jednym słowem, postanowiłem udawać, że nic nie wiem i rozpocząć wojnę.
Następnego dnia kupiłem bilety do kina. Specjalnie wybrałem film, który opowiadał o małżeństwie z długim stażem, które na nowo odnajduje miłość do siebie. Osobiście wolę kino akcji, ale to miało być przyjemne dla Moniki. Była zaskoczona.
– To… to bardzo miło z twojej strony. A nie będziesz się nudził?
– Z tobą? Na pewno nie!
Mimo że w tyle głowy kołatała mi myśl o zazdrości, uśmiechnąłem się do niej i przytuliłem ją. To wyjście nam się bardzo dobrze udało i w duchu gratulowałem sobie tego pomysłu. Nie dość, że film się Monice spodobał, nie dość, że się na nim spłakała, to jeszcze, wracając spacerem, wstąpiliśmy na wino i tak jakoś, chcąc nie chcąc, zeszło nam na wspomnienia. Jak tej filmowej parze!
Od tamtej pory starałem się jeszcze bardziej: kolacje, kwiaty, rozmowy, czas dla niej, propozycje wspólnych wyjść. Widziałem, że nadal bywa raz wesoła, raz smutna. Wiedziałem, że walczą w niej uczucia do mnie i zauroczenie tamtym. I nadal po kryjomu czytałem jej SMS-y. Facet wyraźnie chciał od niej tylko jednego, bo naciskał, a gdy tego nie dostał, zaczął się wycofywać. Nie zależało mu na Monice, nie był zakochany. Chciał po prostu się zabawić. Podły drań. Im bardziej ją ranił i zawodził, tym bardziej ja starałem się dać jej odczuć, że mi zależy i że jest kochana... Bo była i jest.
Czas pokazał, że miałem rację, słuchając serca, a nie urażonej męskiej dumy. Przez kilka dni Monika chodziła przybita, gdy tamten pokazał swoje prawdziwe oblicze i zerwał z nią relację. A potem odkryłem, że wykasowała wszystkie wiadomości i zablokowała jego numer telefonu. Wyrzuciła go ze znajomych na mediach społecznościowych. Wiedziałem, że wygrałem i chociaż to zwycięstwo miało także gorzki smak, byłem gotów to przełknąć. Złożyłem też sam sobie przysięgę, że żona nigdy się nie dowie o tym, iż wiedziałem o jej zauroczeniu innym. Było, minęło, nie wróci, a poczucie winy sprawiło, że ona także zaczęła się starać. Ostatecznie, choć to był zły i trudny czas, wyszedł nam na dobre.