"Kiedy mój mąż odszedł do innej, czułam się upokorzona. Szybko jednak stanęłam na nogi. Nawet się nie spodziewałam, że będzie mi bez niego tak dobrze… Wszystko zaczęło się układać, gdy pewnego dnia zaprosił mnie do restauracji na rozmowę. Zdziwiłam się. Wcale nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ale wciąż mieliśmy trójkę dzieci, więc czułam, że powinnam iść. Zaproponował mi coś, na co nie chciałam się już zgodzić..." Iwona, 43 lata
Wiele razy rozmyślałam o rozwodzie, ale nikomu o tym nie mówiłam. Wiedziałam, jaki stosunek miałaby do tego mama czy siostra. Może jedynie Beatka, moja przyjaciółka, zrozumiałaby, dlaczego chcę odejść od Marka, bo z nią byłam najbardziej szczera...
– My się po prostu od dawna nie lubimy – powiedziałam jej kiedyś. – Od lat nie rozmawiamy normalnie... Albo on się czegoś czepia, albo ja dostaję szału, bo znowu nawalił. Ale w sumie to chyba żadna para nie jest idealnie szczęśliwa, no nie? – przekonywałam bardziej siebie niż ją. – Kłótnie w związku są normalne, prawda?
Ona jednak była szczęśliwa. Fakt, z partnerem nie miała ślubu, nie chcieli też dzieci. Czasami myślałam z zazdrością o jej życiu – robiła ze swoim Miśkiem same fajne rzeczy, jeździli na wycieczki rowerowe, mieli kasę na wyjścia do restauracji, on ją zawsze komplementował, ona go podziwiała. Mnie mój mąż albo krytykował, albo ignorował, a ja każdego dnia miałam go coraz bardziej dosyć.
Ale wiadomo, dla dobra dzieci – a mieliśmy ich troje – rozwód pozostawał dla mnie jedynie w sferze fantazji. Może i chciałabym żyć spokojnie, bez wiecznego stresu, że zaraz ktoś się na mnie wydrze albo będzie mnie beształ, ale dzieci potrzebowały ojca. Helenka szła do pierwszej klasy, Oli miał trzynaście lat, a Wera właśnie wchodziła w niebezpieczny wiek, kiedy to chłopcy, znajomi, używki i jakieś subkultury mogą najlepiej wychowaną szesnastolatkę sprowadzić na złą drogę. Wiedziałam, że jeśli zaczęlibyśmy choćby rozmawiać z Markiem o możliwości rozwodu, to bardzo negatywnie odbiłoby się na dzieciach.
O tym, że mąż pisze ze swoją byłą dziewczyną, dowiedziałam się przypadkiem. Nigdy nie zaglądałam do jego telefonu, jakoś nie przyszło mi do głowy, że może tam być coś ciekawego. Ale Marek kupił sobie taką opaskę sportową, skomunikowaną ze smartfonem. Kiedy na telefon przychodziła jakaś wiadomość, opaska wibrowała i można było na niej odczytać to, co przyszło. Poza tym mierzyła też tętno, liczyła kroki i spalone kalorie. Właśnie dlatego ją założyłam i poszłam do pokoju poćwiczyć na orbitreku. Marek siedział z telefonem w łazience, co nigdy nie wydawało mi się dziwne.
Opaska zawibrowała, ledwie ją założyłam. Myślałam, że może to jakiś komunikat o moim tętnie, więc dotknęłam malutkiego ekraniku.
Małgosia BM: „Czyli jutro nie przyjdziesz?”, przeczytałam.
Na smartbandzie nie pojawiają się komunikaty wysyłane przez właściciela, więc nastąpiła chwila przerwy. A potem przyszła kolejna wiadomość od Małgosi BM: „Tylko się ogol, wiesz, że nie lubię, jak kłujesz!”, i rząd roześmianych emotek.
Odczytywałam kolejne wiadomości ze świadomością, że mój mąż za ścianą romansuje ze swoją eks. Znałam jej podwójne nazwisko, właśnie o inicjałach B.M. Wiedziałam też, że wróciła do naszego miasta, ale nie miałam pojęcia, że odnowiła kontakt z Markiem.
Zupełnie nie wiedziałam, co zrobić, ale zawsze byłam szczera i waliłam prosto z mostu. Jasne, nie było między nami najlepiej, ale uważałam, że zdrada to granica, której nie można przekroczyć. Nie zamierzałam dopuścić, żeby Małgosia odebrała ojca moim dzieciom. Zapytałam go więc wprost, co się dzieje. Najpierw zrobił mi awanturę, że go szpieguję, ale w końcu przyznał, że pisze sobie z Małgosią, ale „to nic takiego”. Zapytałam, co to znaczy, że ją „kłuje” brodą, i nagle umilkł.
– Masz rację, to bez sensu – powiedział dziwnie spokojnie. – Nie chcę tak żyć. Z tobą, tutaj, kiedy cały czas myślę o niej. Tak, jesteśmy razem. Powinnaś o tym wiedzieć.
„Jesteśmy razem”! No nie! Przecież to było absurdalne! On był ze mną i tylko ze mną, z tamtą to mógł mieć romans, i tyle!
Mimo że czułam się upokorzona i zdradzona, nie użyłam słowa „rozwód”. Wręcz przeciwnie, chciałam, żeby zerwał ze swoją byłą-obecną kochanką. Byłam skłonna iść z nim na terapię małżeńską, pracować nad związkiem, ratować naszą rodzinę.
– To bez sensu – oznajmił mi jednak Marek. – Rozmawiałem z Małgosią. Przeprowadzę się do niej. Jestem skłonny wziąć winę na siebie, ustalimy alimenty, podział majątku, wszystko, tylko proszę cię, nie rób mi problemów z rozwodem.
Nie mogłam w to uwierzyć! Wytrzymałam w tym nieudanym małżeństwie tyle czasu, znosiłam codzienne kłótnie, pretensje i żale i teraz okazuje się, że to na próżno? Bo on postanowił wrócić do swojej byłej?!
Walczyłam o to małżeństwo, robiłam wszystko, żeby moje dzieci nie straciły ojca, ale Marek już podjął decyzję. To on złożył pozew o rozwód, jakby bał się, że ja się nigdy na to nie zdecyduję. Tyle razy powtarzał, że da mi, czego chcę, bylebym tylko nie utrudniała mu odejścia do Małgosi, że w końcu zgodziłam się podpisać ugodę.
Kiedy Beatka zapytała, jak się czuję jako świeża rozwódka, przyznałam, że jest lepiej, niż się spodziewałam.
– Może on miał rację, że to nie miało sensu – stwierdziłam. – W ogóle za nim nie tęsknię. W domu jest wreszcie spokojnie, z dziećmi normalnie rozmawiamy, nie ma kłótni i płaczu. Nikt mnie nie krytykuje, czuję się… wolna.
O dziwo, najstarsza córka nie wdała się w złe towarzystwo ani nie zaszła w ciążę z dealerem narkotyków, tylko… poprawiła oceny i zapisała się na zajęcia z tańca. Młodsze dzieci wracały z weekendów u ojca zadowolone, ponoć Małgosia była dla nich miła, a tata „wreszcie nie krzyczał”.
Po roku życia jako samotna matka odnalazłam się jakoś w świecie randek. Nie to, że poznałam kogoś szczególnego, ale czasem umawiałam się z kimś na kawę. Sprawiało mi przyjemność, że mogę się ładnie ubrać i umalować, przefarbowałam włosy, zadbałam o siebie. Wreszcie poczułam, że życie ma sens i smak.
I wtedy, po pewnym weekendzie z Markiem, dzieci przyniosły nieoczekiwane wieści.
– Tata już nie mieszka z Małgosią – oznajmił Oliwier. – Szuka innego mieszkania, bo to jest dla niego za duże, kiedy ona się wyprowadziła.
Nie wiedziałam, o co poszło między moim byłym mężem i jego nową partnerką, ale też mało mnie to obchodziło. Zdziwiłam się, kiedy Marek zaprosił mnie na rozmowę i to do „naszej” restauracji. Wcale nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ale wciąż mieliśmy trójkę dzieci, więc czułam, że powinnam iść. Na mój widok opadła mu szczęka.
– Boże, ale się zmieniłaś! Wyglądasz… niesamowicie! – wyjąkał, zrywając się na mój widok.
Nie pragnęłam już ani jego uwagi, ani podziwu. Wiedziałam, że lepiej wyglądam, bo byłam dużo szczęśliwsza niż przez ostatnie lata. Zapytałam więc dość oschle, o czym mamy rozmawiać.
– Popełniłem straszny błąd… – powiedział, a potem zaczął mnie przekonywać, że powinniśmy do siebie wrócić. – Pomyśl o dzieciach – argumentował, widząc moją niechętną minę. – Zasługują na pełną rodzinę! Proszę, nie mów „nie”, przemyśl to chociaż. Tyle lat byliśmy razem, czy to nic nie znaczy?
Nie wiem, jak to zrobił, ale zaczęłam się czuć winna, że nie chcę mu dać drugiej szansy. Powiedziałam, że przemyślę jego powrót na łono rodziny. Myślałam, że po prostu za tydzień, dwa powiem mu, że się zastanowiłam, ale jednak to nie ma sensu, i Marek zniknie z mojego życia, które zaczęło mi się podobać bez niego.
Nie przewidziałam, że mój eksmąż rozpocznie kampanię na rzecz powrotu do mnie. Bardzo szybko zadzwoniła mama.
– Marek dzwonił z życzeniami imieninowymi dla taty! To cudownie, że do siebie wracacie! – trajkotała. – Już tak się martwiłam o dzieci!
Druga była moja siostra.
– Mama mówi, że schodzicie się z Markiem! To super! – Ta też była zachwycona. – Pary przechodzą kryzysy, to normalne. Ważne, żeby dzieci na tym nie ucierpiały!
Beatka była bardziej sceptyczna. Powiedziała, żebym nie robiła nic na siłę. Oraz porozmawiała z dziećmi, bo ta zmiana dotyczyłaby też ich. Ale nie zdążyłam, bo moja mama przejęła inicjatywę i powiedziała dzieciom, że tatuś niedługo wróci do domu.
Wera zadzwoniła do mnie jeszcze z kuchni babci.
– Mamo! Wy się schodzicie?!! – W jej głosie brzmiała prawie panika. – Dlaczego nic nam nie powiedziałaś?! To też nasza sprawa! Już zaczęło być dobrze, a wy znowu wszystko zmieniacie! Jesteście egoistami, my nic was nie obchodzimy!
Pojechałam po całą trójkę, wściekła na matkę. W samochodzie Wera dalej się burzyła, że ona wreszcie może zapraszać koleżanki do domu, bo nie ma codziennych awantur, a my jej chcemy to odebrać. Oli siedział naburmuszony, a kiedy go zapytałam, co o tym myśli, powiedział, że woli, żebyśmy mieszkali osobno.
– Ty i tata jesteście dużo fajniejsi, kiedy nie jesteście razem – stwierdził.
Helenka nie wyartykułowała swojego zdania, tylko zaczęła płakać. To była jej reakcja na wieść, że tata ma wrócić do domu.
– Babcia zrobiła coś, czego nie powinna – wyjaśniłam dzieciom. – To prawda, że tata chce wrócić, ale ja nie powiedziałam jeszcze „tak”.
– No i nie mów! – wypaliła Wera, a brat ją poparł. – Znowu będziesz płakać nocami, znowu ciągle w domu będą wrzaski!
Następnego dnia powiedziałam eksmężowi, że nie chcę żadnych powrotów.
– Walczyłam o to małżeństwo – przypomniałam mu. – Proponowałam terapię, chciałam wybaczyć ci romans. Ale ja już nie chcę z tobą być, Marek. Miałeś rację: między nami wszystko się skończyło i nie da się tego uratować. Przykro mi, że twój nowy związek nie wypalił, ale ja nie jestem kołem ratunkowym ani ławką rezerwowych. I proszę cię, nie manipuluj nigdy więcej moimi bliskimi, bo zareaguję inaczej.
Wyglądał na zaskoczonego. Chyba myślał, że sprawa jest załatwiona i może do mnie wrócić, jakby nic się nie stało.
– Ale… pomyślałaś o dzieciach? – użył argumentu, który podniósł mi ciśnienie. – Potrzebują ojca…
– Tak. I go mają – wycedziłam. – Nadal są twoimi dziećmi i widzę, że świetnie ci idzie weekendowa opieka nad nimi. Jeśli chcesz, możesz je zabrać na dwa miesiące wakacji, nie ma problemu. Wera zaraz będzie pełnoletnia, układaj sobie z nią dojrzałe relacje, proszę bardzo. Ale nie próbuj mi wjechać na poczucie winy, mieszając w to dzieci. Ja cię nie chcę w moim życiu i to się nie zmieni.
Nie powiedziałam mu, że dzieci nie chcą go w domu. Zależy mi, żeby miał z nimi dobre relacje, i je ma. Wera chce u niego zamieszkać w klasie maturalnej, żeby mieć spokój od rodzeństwa i móc się lepiej skupić. Zgodziłam się. Oli i Helenka widują ojca parę razy w tygodniu – wozi ich na zajęcia, odbiera ze szkoły. Nie robił tego, kiedy byliśmy małżeństwem. Może dlatego, że nie lubił być w domu. Teraz widzę, że nie tylko on był toksyczny, ja też miałam sporo za uszami. Ale nie ma co szukać winnych, po prostu przestaliśmy się kochać, a z czasem nawet i lubić. Tak bywa, ludzie dojrzewają, zmieniają się. Życzę mojemu byłemu mężowi jak najlepiej. Wiem już, że szczęśliwa matka to lepsza matka. Chciałabym więc, żeby moje dzieci miały też szczęśliwego ojca. Byle z daleka ode mnie. Dla ich dobra.