"Cieszyłam się, że moja Nina wychodzi za mąż, ale jednocześnie okropnie się stresowałam. Na przyjęciu miał się pojawić mój były mąż ze swoją nową żoną... W dniu ślubu mój lęk narastał, pomyślałam więc, że wypiję sobie trochę wina dla relaksu. Na jednym kieliszku się nie skończyło...” Otylia, 50 lat
– Mamo, jak mogłaś mi to zrobić? – łkała córka. Rzecz w tym, że naprawdę nie wiedziałam, jak do tego doszło. Przecież wszystko miałam pod kontrolą...
Pierwszy raz spróbowałam alkoholu dopiero na pierwszym roku studiów. To było piwo i miało dla mnie cudowny smak – wolności, niezależności i buntu przeciw sztywnym zasadom panującym w domu. Nigdy jednak nie zdarzało mi się upić, tak jak koleżankom, które zwykle odpadały po kilku kieliszkach.
– Tola, ty to masz mocną głowę! – śmiali się koledzy. Byłam z siebie dumna. Ale kiedy poznałam Wojtka, tańce, pogaduchy i picie do białego świtu przestały mi już być potrzebne. Liczył się tylko mój ukochany.
Ślub wzięliśmy zaraz po studiach i wspólnie zdecydowaliśmy, że zostanę na razie w domu.
– Nie ma sensu, żebyś szła do pracy – powtarzał Wojtek ze znaczącym uśmiechem. Oboje bardzo chcieliśmy mieć dużą rodzinę. Mijały jednak miesiące, a dziecięcy pokój stał ciągle pusty. Zaczynałam czuć coraz większą niecierpliwość i frustrację. Pewnego dnia kupiłam butelkę wina. „Jeden kieliszek do obiadu nie zaszkodzi”, pomyślałam. I rzeczywiście lampka trunku poprawiała mi nastrój. Sprawiała, że czas szybciej mijał.
Po roku starań w końcu nadszedł upragniony dzień – byłam w ciąży! Oczywiście porzuciłam zwyczaj popijania wina. Trochę mi go brakowało, ale zdrowie małej istotki było najważniejsze. Kiedy Nina się urodziła, wszystko okazało się trudniejsze, niż myślałam. Nina bardzo dużo płakała, budziła się co chwilę w nocy, miała problemy ze ssaniem. Wojtek pomagał, ile mógł, ale po dwóch tygodniach wrócił do pracy, a ja zostałam sama. W dodatku zupełnie nie szło mi karmienie piersią. Przerzuciłam się więc na butelkę ze sztucznym mlekiem.
Nina zaczęła przesypiać kilka godzin w ciągu dnia, miałam więcej czasu dla siebie. Wróciłam do zwyczaju wypijania kieliszka lub dwóch podczas jej drzemki. To pomagało mi się trochę odprężyć. Ale pewnego dnia niespodziewanie Wojtek wrócił z pracy wcześniej.
– Tola, pachnie od ciebie alkoholem! Piłaś przy dziecku?! – zdenerwował się. Awantura była straszna. Płakałam, przepraszałam, zaklinałam, że to był tylko jeden, jedyny raz. Obiecałam święcie, że to się więcej nie powtórzy. I rzeczywiście, przez jakiś czas bardzo się pilnowałam.
Kiedy Nina podrosła i poszła do szkoły, ja zaczęłam pracować. To była dobra decyzja. W pracy zapoznałam ludzi, mogłam pogadać w ciągu dnia z kimś dorosłym, no i miałam motywację, aby rano wstać, ubrać się i umalować. Nie miałam potrzeby, by znieczulać się winem. Czułam się szczęśliwa.
Tuż przed maturą córki okazało się, że Wojtek ma romans. Banalna sprawa, koleżanka z pracy.
– Przepraszam, zakochałem się – powiedział tylko. – Nie potrafię z tym walczyć.
Wyprowadził się w wakacje, a Nina w październiku wyjechała na studia. Dostała się na dobrą uczelnię, nie mogłam jej zatrzymać. Pozostałam zupełnie sama w naszym dawniej pełnym życia mieszkaniu i nie dawałam sobie z tym rady. Wieczory w cichym, zimnym pokoju dłużyły się niesamowicie... Wybawieniem znów stał się alkohol. Nie piłam na umór, wystarczały dwa, trzy kieliszki wina lub jeden czy dwa słodkie drinki, sączone przez kilka godzin.
– Mamo, nie za dużo pijesz? Całkiem niezły zapas stoi w barku – Nina zaglądała do wszystkich kątów i patrzyła na mnie podejrzliwie, kiedy tylko wracała do domu.
– Córciu, czy widziałaś mnie pijaną? Daj spokój – zbywałam ją.
Bardziej martwiło mnie, że w pracy też zaczęli zwracać mi uwagę. No, może rzeczywiście zdarzyło mi się wypić odrobinę przed trudnym spotkaniem lub prezentacją, ale to przecież było tylko na poprawę humoru. Nigdy nie przyszłam do pracy pijana. Nie tak, żeby to było widać. Męczyli mnie na tyle, że musiałam zmienić pracę na zdalną. Może brakowało mi trochę kontaktów z ludźmi, ale przynajmniej nie musiałam się ukrywać z popijaniem.
Kiedy Nina przedstawiła mi Maćka, od razu wiedziałam, że to coś wyjątkowego. Patrzyli na siebie takim zakochanym wzrokiem.
– Mamo, chcemy wziąć ślub. Mam tylko jedną prośbę: nie pij na naszym weselu. Proszę, zrobisz to dla mnie? – spytała córka, gdy zostałyśmy same.
– Nie rozumiem, czemu nalegasz, ale dobrze, skoro ci zależy – zgodziłam się.
Przygotowywanie ślubu okazało się dla mnie bardzo wzruszające. Cieszyłam się, ale też okropnie się stresowałam. Również tym, że na przyjęciu miał się pojawić mój były mąż ze swoją nową żoną... Starałam się przygotować jak najlepiej do tego wieczoru. Poszłam do fryzjera, kosmetyczki, kupiłam sobie piękną sukienkę. Postanowiłam dotrzymać słowa i zostać tylko przy wodzie podczas wesela. Jednak w dniu ślubu mój lęk narastał, zwłaszcza gdy myślałam o Wojtku. „Wypiję kieliszek, odrobinę się zrelaksuję, Nina nic nie wyczuje”, powiedziałam sobie z rana, robiąc makijaż. Niestety na jednym drinku się nie skończyło...
– Mamo, obiecałaś przecież – córka wyjąkała drżącym głosem.
– No i na weselu nie będę pić – wybełkotałam.
Mój były mąż ujął mnie pod rękę i odprowadził na bok.
– Chodź, Tola, musisz się przewietrzyć – powiedział cicho.
– Nie będziesz mi mówić, co mam robić – odrzekłam buntowniczo i wyszarpnęłam rękę. Niestety zachwiałam się przy tym i upadlam na ziemię. Wojtek, który próbował mnie złapać, wylądował obok w kałuży błota. Na to wszystko nadbiegła jego nowa żona, Ewa.
– Co tu się dzieje? – irytowała się.
– Odprężamy się przed ślubem – wymamrotałam, próbując wstać. Zrobiło mi się niedobrze i... zwymiotowałam na eleganckie szpilki Ewy.
I to był koniec ślubu i wesela dla mnie. Któryś z dalszych kuzynów odwiózł mnie do domu. Położyłam się spać w rozmazanym makijażu, zapuchnięta od płaczu. Następnego dnia próbowałam dodzwonić się do Niny. Długo odrzucała ode mnie połączenia. Nie dziwiłam się jej. Oddzwoniła w końcu późnym wieczorem.
– Mamo, musisz się leczyć – powiedziała stanowczo. – Dopóki nie przyznasz, że masz problem z alkoholem, nie chcę z tobą utrzymywać kontaktów.
Musiałam się z nią zgodzić. Nie mogłam uwierzyć, że zepsułam najpiękniejszy dzień w życiu mojej córki! Miałam ochotę pić, ale wiedziałam, że tego właśnie nie mogę zrobić. Zgłosiłam się do Poradni Terapii Uzależnień i zaczęłam walkę. Jest trudno, nawet bardzo, ale wiem, że tym razem, kiedy już uświadomiłam sobie problem, muszę dać radę. Nie zawiodę ani siebie, ani moich bliskich.