"Siedziałem w mieszkaniu sam jak palec, wpatrzony w prawie pustą już butelkę. Moja żona odeszła raptem trzy lata po ślubie. Kumpel przekonywał, że miłość jest przereklamowana, a ja zamiast wyć do księżyca powinienem korzystać z wolności. Przyznałem mu rację. Kiedy poznałem Jolę, nie zamierzałem być romantyczny..." Bartek, 29 lat
To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba, bez ostrzeżenia. A może były symptomy, tylko ja ich nie zauważyłem? Analizowałem teraz szczegółowo każde zachowanie mojej byłej żony, każde jej słowo i wciąż dochodziłem do wniosku, że nie dała mi podstaw do podejrzewania jej o cokolwiek.
Gdy sprawa wyszła na jaw – nie wypierała się i o nic nie prosiła. Jakby czuła ulgę, że wreszcie może to powiedzieć głośno i szczerze.
– Kocham go!
– A ja?
– Ciebie lubię. Naprawdę, jesteś w sumie w porządku facetem, ale nie wyszłam za mąż z wielkiej miłości i dobrze o tym wiedziałeś, prawda? – Ela odgarnęła włosy. – Myślałam, że mnie to już nie spotka, więc wybrałam ciebie. Skąd mogłam wiedzieć, że trzy lata po ślubie spotkam miłość mojego życia? Wiem, jestem wszystkiemu winna, więc nic od ciebie nie chcę. Zabiorę tylko moje rzeczy. Przykro mi, ale przynajmniej już nie muszę się ukrywać. Nie chciałam kłamać. Tak wyszło. A potem po prostu mnie zostawiła. W czasie jednej rozmowy przekreśliła trzy lata naszego wspólnego życia.
Nie wiem, jak minęły następne tygodnie, bo rano wstawałem i wychodziłem do pracy, a po południu wracałem do domu, jadłem coś i szedłem spać. Byłem jakby zupełnie wyprany z uczuć. Może to pomogło mi przetrwać. W końcu podpisałem papiery rozwodowe. Bez orzekania o winie, jak chciała Elka. Udawałem, że nic się w moim życiu nie zmieniło. Nieważne! – wzruszałem z lekceważeniem ramionami, gdy ktoś mnie o to pytał. Niektórzy jednak nie dali się na to nabrać. Na przykład Przemek – mój kumpel z pracy. Sam był po rozwodzie i uważał, że wyszło mu to na zdrowie.
– Nie przejmuj się, stary – przekonywał mnie. – Lepiej świętuj kolejne dni swojej wolności. Po co jedna żona? A kobiet możesz mieć na pęczki! Musisz tylko zmienić podejście. Faceci zwykle stosują dwie metody: oblężniczą i agresywną. Ta druga jest dużo lepsza, kosztuje mniej czasu i stresów. A przecież nikt ci się nie każe zaraz żenić. Wylecz się z romantyzmu! To szkodliwe! Przyznałem mu rację. Ja się umartwiam i smucę, a tymczasem inni cieszą się życiem. Powinienem spróbować, co mi szkodzi...
Razem z Przemkiem wychodziłem więc do kina, na piwo i nawet na dyskoteki. Z podziwem patrzyłem, jak Przemek niemal bez trudu podrywa dziewczyny. Lgnęły do niego po prostu jak muchy do miodu. Ja tak nie potrafiłem. Trochę mnie to martwiło. Elę z trudem „wychodziłem” sobie na randkach, przynosząc jej kwiatki i prawiąc komplementy. Miała rację mówiąc, że mnie tylko lubiła. To ja byłem zakochany. Teraz czułem pustkę. Owszem, niektóre kobiety mi się podobały, ale nie sądziłem, abym mógł się znowu zakochać.
– I wcale nie musisz się zakochiwać! Wyluzuj, stary, to mija jak ospa wietrzna. Miłość jest przereklamowana. Wiadomo, że i one, i my chcemy tego samego. Nauczysz się – powiedział Przemek – wystarczy odpowiednia gadka i dziewczyna twoja. Przynajmniej miło spędzasz czas, zamiast się bez sensu umartwiać!
Szło mi coraz lepiej, więc nabrałem pewności siebie. Któregoś razu zauważyłem siedzącą przy barze smukłą szatynkę. Miała bardzo ładny, delikatny profil. Postanowiłem, że zaryzykuję.
– Czy nie spotkaliśmy się tutaj w zeszłym tygodniu? – spytałem, przysiadając się. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale i uśmiechnięta. – Chyba nie... – A mi się jednak wydaje, że tak. Takich oczu się nie zapomina – brnąłem dalej. Uśmiechnęła się jeszcze przyjaźniej. W duchu pogratulowałem sobie sukcesu. Nasza rozmowa nie należała do szczególnie głębokich. Po paru drinkach odważyłem się objąć ją delikatnie, a ona wcale się nie odsunęła. Potem położyłem jej rękę na kolanie, a ona jej nie zdjęła. „Pora przystąpić do działania”, pomyślałem sobie. Gdzieś we mnie rodziła się też złośliwa satysfakcja – szkoda, że moja była żona tego nie widzi! Myśli pewnie, że siedzę i z tęsknoty wyję do księżyca, ale nie – ja się świetnie bawię!
– Duszno tutaj – odezwała się Jola. Już nawet nie pamiętałem, w którym momencie przedstawiliśmy się sobie.
– To może pójdziemy do mnie, porozmawiamy w spokoju – zaproponowałem.
– Widzę, kotku, że idziesz na całość...
Szybko dotarliśmy do mojego mieszkania.
– Ale tu bałagan! – Jola zmarszczyła zgrabny nosek.
– Mnie to nie przeszkadza – odparłem, ciągnąc ją do sypialni. Widać było, że też jest chętna. Niestety, nasze namiętne pocałunki przerwał dzwonek komórki. Jola odepchnęła mnie gwałtownie i zaczęła szukać telefonu w torebce.
– Daj spokój – objąłem ją od tyłu. – Niech sobie dzwoni.
– Zamknij się! I daj mi odebrać telefon – syknęła i na moment czar prysnął. W końcu znalazła komórkę.
– To ty, kochanie? Ach, jesteś jeszcze w Przemyślu? – jej głos zmienił się nie do poznania.
– Ja? Gdzie jestem? Nudziło mi się troszkę, więc wyszłam z przyjaciółką do kina. Będę w domu za jakąś godzinkę! Dam ci znać, że już wróciłam. Żebyś się nie martwił...
Słuchałem tego słodkiego, ociekającego kłamstwem głosu i nagle zrozumiałem, że ta kobieta, która jeszcze przed chwilą mnie całowała, rozmawia ze swoim narzeczonym, może nawet z mężem. Poczułem chłód i w jednej chwili cały alkohol wyparował mi z głowy. Nagle zdałem sobie sprawę, że ja też byłem w podobnej sytuacji, tyle że po drugiej stronie telefonu. Być może to były te symptomy, których nie zauważyłem, te małe kłamstwa, tak ociekające słodyczą – „jestem u przyjaciółki”, „stoję w korku”, „byłam w kinie”.
– No już, po sprawie! – Jola podeszła do mnie, znów uśmiechnięta i zalotna. – Na czym to skończyliśmy? Zanim jednak mnie dotknęła, złapałem ją za przegub dłoni.
– Myślę, że powinnaś już iść – powiedziałem zduszonym głosem.
– No co ty? Psujesz taką dobrą zabawę? – Jola znów się do mnie przysunęła. Poczułem jej zapach, ale już mnie on nie podniecał.
– Dla tego, kto do ciebie dzwonił, to też byłaby dobra zabawa? – spytałem. Prychnęła pogardliwie, wyrwała mi rękę i skoczyła do przedpokoju. Zanim trzasnęła drzwiami, usłyszałem „frajer” – ale jakoś mnie to nie obeszło. Kiedy obudziłem się rano i popatrzyłem na leżącą obok poduszkę, pomyślałem, że mogłaby na niej spać przy mnie zupełnie obca kobieta. I nagle poczułem ulgę, bo wiedziałem, że postąpiłem zgodnie z własną, może dziś niemodną i frajerską hierarchią wartości. Może Jola zdradziła wczoraj swojego męża z kimś innym, kto wie? Ale nie ze mną... i tylko to się dla mnie liczyło tego dnia, gdy zrozumiałem, że jeszcze znajdę prawdziwą miłość. Nadal w to wierzę.