"Patrzyłam w lustro i widziałam młodą kobietę z grubymi nogami i wylewającym się znad paska brzuchem. Żeby poprawić sobie humor, znowu sięgałam po ciastka i pączki... Aż pewnego dnia, po tym, co usłyszałam w szkole moich synów, postanowiłam na serio się za siebie wziąć..." Agata, 45 lat.
Kiedy miałam dwadzieścia lat, byłam przeciętną dziewczyną z małą nadwagą. Dla mojego męża to nie był problem. Oboje lubiliśmy jeść. Wspólne gotowanie, późne kolacje szybko dały o sobie znać... A potem urodziłam synów i zostało mi sporo zbędnych kilogramów.
Tak bardzo chciałam stracić na wadze, że chwytałam się każdej diety. Nawet jeśli udało mi się osiągnąć upragniony rozmiar czterdzieści, moja waga szybko wracała do znienawidzonego czterdzieści sześć. Nie umiałam sobie poradzić z efektem jo-jo. Tyle wyrzeczeń i wszystko na nic. Niestety z dietami wiąże się też taki problem, że im bardziej starasz się ograniczyć jedzenie, tym bardziej jesteś głodna... Patrzyłam w lustro i byłam podłamana. Żeby poprawić sobie humor, ciągle sięgałam po ciastka i pączki. Aż w końcu sama wyglądałam jak... wielki tłusty pączek.
Na wakacjach mąż namówił mnie na kupno krótkiej spódniczki. Zapewniał, że świetnie na mnie leży. Kiedy obejrzałam w komórce zdjęcia, które mi tego dnia zrobił, załamałam się. Prawda była bolesna - spod spódniczki wylewały się grube nogi z okropnym cellulitem. Spódniczka poszła oczywiście w kąt, a ja do tamtej pory w ogóle nie chciałam oglądać się w lustrze.
Byłam nieszczęśliwa, ciągle w złym humorze, sfrustrowana, co odbijało się na moim życiu. Mąż wkrótce odsunął się ode mnie i przestało nam się układać. W końcu pewnego dnia stwierdził, że chyba musimy zrobić sobie przerwę i wyprowadził się do teściowej.
Postanowiłam, że skupię się na dzieciach i dla nich będę silna. Kiedyś pojechałam po syna do szkoły. Byłam ubrana w koszulę męża i stare, luźne spodnie. Matka innego chłopca spojrzała na mnie i spytała:
– Na kiedy ma pani termin? – Ale ja... wcale nie jestem w ciąży – chciałam powiedzieć, lecz słowa zamarły mi na ustach. Wróciłam do domu i spojrzałam prawdzie w oczy. Zapuściłam się i wyglądałam okropnie. To był cios, którego potrzebowałam. „Teraz albo nigdy! Kochana, musisz się wziąć za siebie”, postanowiłam. Wiedziałam, że sama nie dam sobie rady. Potrzebowałam fachowej pomocy i poszłam do dietetyka. Wyszłam z dietą opracowaną specjalnie dla mnie.
Początki nie były łatwe. Stare nawyki dawały o sobie znać... Dostałam jednak ogromne wsparcie ze strony mamy i synów. Wszyscy zaczęliśmy się zdrowiej odżywiać, a cola i ciastka znalazły się w naszym domu na czarnej liście. Okazało się, że potrafimy się bez nich obejść, a posiłki z dużą ilością warzyw są całkiem smaczne... Najtrudniej było mi zrezygnować z podjadania między posiłkami i... słodzonej kawy z mlekiem. Ale udało się i z czasem czułam coraz mniejszą pokusę, żeby coś skubnąć lub napić się słodkiej kawy. Po roku straciłam czternaście kilo i byłam z siebie dumna. Wyglądałam o wiele lepiej i czułam się lepiej. Nabrałam ochoty do życia...
Tak to już jest, że kiedy człowiek zaczyna się akceptować, to więcej mu się chce. Postanowiłam zrobić dla siebie coś jeszcze i zapisałam się na gimnastykę... Już nie chodziło o gubienie kilogramów, lecz o kondycję, chociaż dzięki ćwiczeniom schudłam, niejako przy okazji, kolejne 5 kilo. Nie wierzyłam, że to kiedykolwiek nastąpi, ale stałam się wręcz szczupła. Z przyjemnością zaczęłam nosić, nawet na co dzień, bardziej sportowe stroje, rozjaśniłam i skróciłam włosy. Coraz częściej słyszałam komplementy, że świetnie wyglądam, że jestem inną osobą... Nagle zrobiło mi się żal tych wszystkich lat, kiedy nie dbałam o siebie. „Straciłam tyle czasu”, myślałam. Ale czy warto oglądać się za siebie? Nie! Lepiej skupić się na przyszłości... Tak też zrobiłam.
Niedawno skończyłam czterdzieści pięć lat i jestem w nowym, szczęśliwym związku. Nie wstydzę się mówić, ile mam lat. Czuję się świetnie, rozpiera mnie energia i wyglądam lepiej niż dwadzieścia lat temu. Wszystko zależy od nas. Warto o siebie zawalczyć, zyskać więcej energii i z satysfakcją patrzeć w lustro.