"Radek, mój partner, był jak pies trzymany na smyczy przez byłą żonę. Ona pociągała za smycz, kiedy chciała, a on posłusznie przybiegał do nogi. Pretekst mógł być jakikolwiek: przeziębione dziecko, przeciekający kran, zacięty zamek w drzwiach, rozładowany akumulator w samochodzie i tak dalej. A ja zostawałam sama. Powinnam się przyzwyczaić do numerów, jakie mi wykręcał. Ale się nie przyzwyczaiłam..." Magda, 32 lata
Gdzieś za oknem włączył się alarm samochodowy. Przebudziłam się, wyciągnęłam rękę. Radka nie było w łóżku...
– Śpij, jest północ – uspokoił mnie Radek. Zauważyłam, że się ubiera.
– A ty gdzie się wybierasz? – dociekałam, marszcząc brwi. Podparłam się na łokciu i odgarnęłam z czoła rozpuszczone włosy. Odwrócił się, sięgając po koszulę. Zagryzłam wargi. Była noc, nie miałam ochoty na kłótnie i przepychanki, ale czułam wzbierającą złość.
– Anulka ma gorączkę – rzucił tylko, nie patrząc w moim kierunku.
– Ona dzwoniła? – zapytałam kwaśno.
– Przysłała SMS-a – odparł.
– Jak duża ta gorączka?
– Czy to ważne? Istotne, że mała gorączkuje – rzucił zniecierpliwiony. Zawahałam się, czy w ogóle reagować i to komentować. Tyle razy o tym mówiliśmy...
– Nie idź, to tylko pretekst – poprosiłam.
– Nie mogę, ona czeka – odpowiedział.
– Cholera, tyle razy przerabialiśmy ten temat! – nie mogłam się opanować i podniosłam głos.
– Właśnie. Po co więc zaczynać ponownie? – przyznał mi rację.
– Odejdź od niej – raczej rozkazałam, niż poprosiłam.
– Przecież odszedłem – powiedział i ze złością szarpnął guzik, który nie chciał wskoczyć do dziurki.
– Słyszysz, co do ciebie mówię? Odejdź od niej. Nie jedź – stanęłam przed nim, oddychając głośno.
– Nie mogę nie jechać – rozglądał się za czymś po pokoju. – Gdzie jest mój portfel?
Zaczęłam na niego wrzeszczeć, chociaż chciałam uniknąć awantury. Nie znosiłam kłótni w środku nocy, odrazą napawały mnie krzyki wydawane przez popijających sąsiadów. Gdyby nie ten cholerny alarm, może nie obudziłabym się, a on czmychnąłby niepostrzeżenie. Awanturę można by przełożyć na następny dzień.
– Przestań, obudzisz sąsiadów – poprosił.
– W dupie mam sąsiadów! – kopnęłam bosą nogą jego torbę. – Ona jest dla ciebie ważniejsza, zawsze tak będzie...
– Nie ona, to dziecko jest ważne.
– Nieprawda, lecisz na każde jej zawołanie, każdy telefon – wypominałam. – Kochasz ją?
– Nie! – zezłościł się.
– Jesteś nienormalny. Co w niej takiego jest?
– Jest matką mojego dziecka! – krzyknął, trzaskając drzwiami.
Potem przez okno zobaczyłam, jak Radek odpala auto i odjeżdża. Otworzyłam okno i odetchnęłam pełną piersią. Zrobiło mi się lepiej.
Byłam na siebie zła, że dałam się sprowokować. Niepotrzebnie się uniosłam. Powinnam się przyzwyczaić do numerów, jakie mi wykręcał. Radek był jak pies trzymany na smyczy przez eksżonę. Ona pociągała ją, kiedy chciała, on posłusznie przybiegał. Pretekst mógł być jakikolwiek: przeziębione dziecko, przeciekający kran, zacięty zamek w drzwiach, rozładowany akumulator w samochodzie i tak dalej.
Po nocnej awanturze zamilkłam Radek też się nie odzywał. Nie dzwonił i nie przychodził po ciuchy, które u mnie zostawił. Tęskniłam za nim, ale byłam twarda. W końcu po paru dniach moja komórka się odezwała. Wyświetlił się numer Radka. Dwa razy nie odebrałam. Za trzecim warknęłam:
– Czego chcesz?
– Tęsknię za tobą – szepnął. Chwycił mnie za serce ten jego szept. Najchętniej powiedziałabym, żeby zaraz przyjechał.
– Musisz to rozwiązać, tak dalej nie może być, to nienormalne – odparłam stanowczo.
– Co jest dziwnego w tym, że się martwię o dziecko i czuję się w jakiś sposób odpowiedzialny za byłą żonę? – spytał.
– To, że to jest była żona – powiedziałam, kładąc nacisk na słowo „była”.
– Porozmawiajmy spokojnie – poprosił. – Obiecuję, będę bardziej twardy wobec Ewki.
Dałam się uprosić. Spotkaliśmy się, wręczył mi kwiaty. Nieco się rozchmurzyłam.
– Musisz to zakończyć – powiedziałam.
– Masz rację. Nie dam się więcej wykorzystywać – zgodził się i pocałował mnie. Zrobiliśmy zakupy, kupiliśmy dobre wino. Naszą rozmowę przy romantycznej kolacji przerwał dźwięk telefonu. Dzwoniła „była”...
– Nie odbiorę – zdecydował. Nic nie powiedziałam, a telefon po chwili umilkł. Jednak po minucie rozdzwonił się na nowo. Widziałam malujące się na obliczu Radka rozdarcie. W końcu nie wytrzymał i odebrał.
– Tak, rozumiem... Postaram się... Powiedziałem, że postaram się – mówił zdawkowo. Kiedy skończył, zapytałam:
– Co tym razem? Okazało się, że jego „była” poszła na zakupy, potknęła się i zwichnęła kostkę. Siedziała na ławce i dzwoniła, żeby po nią przyjechać.
– Czy ona nie ma rodziny, przyjaciół, sąsiadów? – zapytałam zgryźliwie.
– Chyba muszę po nią pojechać.
– Może wezwać taksówkę – stwierdziłam.
– To będzie ostatni raz, pogadam z nią przy okazji – zmieszał się. – Szybko ją zawiozę i wracam – zapewnił.
Pojechał. Minęła godzina, dwie, trzy. Nie mogłam się doczekać, kolacja dawno wystygła, więc zadzwoniłam. Zamurowało mnie, kiedy odebrała Ewka.
– Chcę rozmawiać z Radkiem – rzuciłam.
– Nie może rozmawiać, kąpie się – odparła zadowolona. – Coś przekazać?
Rozłączyłam się. Byłam wzburzona. Radek oddzwonił po pięciu minutach. – Skarbie, przepraszam. Co ona ci powiedziała?
– Że się kąpiesz.
– Przynosiłem cement z piwnicy, zalepiałem dziurę pod zlewem w kuchni. Musiałem się umyć – tłumaczył się.
– Rozmawiałeś z nią?
– Zaraz porozmawiam – jęczał.
– Co jej powiesz? Może, że jesteś tchórzem i siedzisz pod jej pantoflem, a ona tobą manipuluje i chce nas skłócić?! To jej powiesz, tak? – drwiłam.
– Magda... – błagał.
– Jesteś dupkiem. Wybieraj: albo ona, albo ja. Masz pół godziny. Rozłączyłam się. Na noc nie wrócił. Może poszedł do swojej kawalerki, może został u byłej żony. Tym razem nie dałam się udobruchać ani kwiatami, ani miłymi słówkami, ani zaglądaniem w oczy. Tym razem mi nie przeszło. Zostawiłam go, niech go sobie „była” weźmie. Ja już mam dość.