"Kiedy poznałam byłą żonę Sebastiana, wiedziałam, że będzie się starała zniszczyć nasz związek. Chociaż to ona go porzuciła, chciała udowodnić, że nadal ma nad nim władzę, a ja nic nie znaczę..." Małgorzata, 28 lat
Sebastian sam przyznał się, że zdradził mnie ze swoją byłą żoną. Był to dla mnie cios. Przecież sam mówił, że już nic dla niego nie znaczyła...
– Ewa i ja... – zaczął niepewnie. – Wybacz, proszę! Nie wiem, jak to się mogło stać. Przecież kocham tylko i wyłącznie ciebie... Patrzył wyczekująco, ale ja milczałam. Nagle spadłam z obłoków na twardą ziemię.
– Zdradziłeś mnie z Ewką? – spytałam po chwili, choć przecież znałam już odpowiedź. Sebastian skinął głową.
– Odejdź, chcę zostać teraz sama – powiedziałam zdławionym głosem. Zawahał się, lecz wyszedł bez słowa. Kiedy zniknął za drzwiami, wybuchnęłam płaczem.
– Koniec z nami, z naszym małżeństwem – głośno szlochałam w poduszkę. Wspomnieniami wróciłam do początku naszej znajomości...
Sebastian był pacjentem mojej mamy, która prowadziła prywatny gabinet stomatologiczny. Od razu zwróciłam na niego uwagę. Wysoki, pięknie opalony, zawsze elegancki. I te jego oczy, zielone jak agrest, zawsze przepełnione smutkiem... „Czyżby miał problemy?”, zastanawiałam się, patrząc ukradkiem przez okno, kiedy wchodził do naszego domu. Pewnego dnia pomylił się i przyszedł godzinę wcześniej niż był umówiony. Mamy jeszcze nie było, więc zaprosiłam go na kawę.
– Musi być pan pan bardzo roztargniony. Pomylił się pan o całą godzinę – stwierdziłam z wdzięcznym uśmiechem.
– Czasami tak, ale jeszcze nigdy nie zapomniałem, jak się nazywam – zażartował.
Zdziwiłam się, kiedy w następnym tygodniu znów przyszedł o godzinę za wcześnie.
– Pan jest naprawdę bardzo roztargniony – roześmiałam się w głos na jego widok. Pokręcił jednak głową.
– Dziś pomyliłem się specjalnie – wyjaśnił. Przy filiżance pachnącej kawy zaczął opowiadać o sobie.
– Przed paroma miesiącami odeszła ode mnie żona. Nie mogę zrozumieć dlaczego... Zdumiona patrzyłam na siedzącego po przeciwnej stronie kuchennego stołu mężczyznę.
– Po co mi pan o tym mówi? – zapytałam szczerze zdziwiona.
– Sam nie wiem – uśmiechnął się blado, a po chwili ciągnął dalej: – Przeraża mnie pustka mojego mieszkania, widok opróżnionej szafy i szuflad, brak zdjęć, które Ewa w pośpiechu zabrała ze sobą lub zniszczyła.
Podczas następnego spotkania Sebastian nawet jednym słowem nie wspomniał o swojej byłej żonie. „Musi ją nadal kochać”, pomyślałam z dziwnym żalem. „I pewnie żałuje tego, co mi ostatnio powiedział”. Kiedy wieczorem opowiedziałam o wszystkim mamie, roześmiała się:
– Za bardzo przejmujesz się cudzymi problemami, którymi inni chętnie cię obarczają. Opowieści o biedzie, samotności, chorobach powinnaś słuchać jednym uchem, a wypuszczać drugim. Pamiętasz, jak w zeszłym roku Wiśniewska przez dwa tygodnie narzekała na brak pieniędzy, aż w końcu wycyganiła od ciebie płaszcz, którym potem uszczelniła sobie drzwi na werandę? – roześmiała się.
– Pamiętam – westchnęłam ciężko. Sebastian nie był jednak starą Wiśniewską i nie wyglądał na naciągacza. Szukał jedynie mojego towarzystwa, a ja lubiłam go słuchać.
Pewnego razu pokazał mi zdjęcie Ewy.
– Bardzo ładna – stwierdziłam z niekłamanym podziwem. Była rzeczywiście piękna.
Po dwóch miesiącach Sebastian nie potrzebował już stomatologa, a mimo tego nie zrezygnował ze wspólnych podwieczorków przy kawie.
– Jesteś piękną i mądrą dziewczyną – przyznał pewnego razu.– Dobrze mi, gdy jesteś tak blisko mnie... Poczułam, jak nieśmiało mnie obejmuje. – Zakochałem się – wyszeptał.
Nastał cudowny czas dla nas obojga. Cieszyliśmy się sobą jak małe dzieci. Każda minuta rozstania dłużyła się nam bez końca. Nie mogliśmy już żyć bez siebie. Zakochani w sobie po uszy, postanowiliśmy się pobrać. Decyzja o naszym małżeństwie zaskoczyła większość moich znajomych.
– Nie mogłaś sobie znaleźć młodszego? – dziwili się jedni, gdyż Sebastian jest ode mnie starszy o dwanaście lat. – Za kilka lat on się zestarzeje, a ty nadal będziesz młoda.
– Szkoda, że wychodzisz za rozwodnika – mówili drudzy patrząc z politowaniem.
Po raz pierwszy w życiu nie zważałam na to, co mówią inni. Wierzyłam w swoją intuicję.
Zaraz po ślubie pojechaliśmy na wycieczkę do Włoch. W dzień zwiedzaliśmy przepiękną Wenecję, a w nocy upajaliśmy się miłością.
– Boże, pozwól, by na zawsze tak pozostało – wsłuchana w równy oddech śpiącego obok męża, modliłam się każdego ranka.
Po powrocie z podróży pochłonęły nas zwyczajne zajęcia. Tak jak poprzednio uczyłam dzieci angielskiego, a Sebastian, jako współwłaściciel firmy przewozowej, „użerał” się ze swoimi pracownikami. Nie narzekaliśmy. Mieliśmy przecież siebie i naszą miłość.
Aż pewnego dnia pojawiła się Ewa. Po ponad dwuletnim pobycie w małym, podkrakowskim miasteczku, wróciła do Opola. Wiadomość, że jej były mąż ożenił się po raz drugi, nie ucieszyła jej wcale, a ciekawość przygnała do szkoły, w której uczyłam.
– Pani Balewska? – wychodząc z klasy usłyszałam czyjś głos. Odwróciłam się i w stojącej naprzeciwko kobiecie natychmiast rozpoznałam Ewę. – Jestem pierwszą żoną Sebastiana – przedstawiła się. – Przyszłam tutaj, gdyż chciałam poznać swoją następczynię...
Kilka dni później Ewa pojawiła się w pracy u Sebastiana, by złożyć jemu wizytę.
– Pytała o firmę – tłumaczył podczas kolacji. – Prosiła też o pomoc w urządzeniu swojego nowego mieszkania.
– I co, zgodziłeś się? – zaniepokoiłam się.
– A dlaczego miałbym się nie zgodzić? – spojrzał na mnie zdziwiony.
Struchlałam. Serce zaczęło bić mi szybciej, a słowa nagle uwięzły w gardle.
– Gniewasz się? – wziął mnie w ramiona, ale ja wyrwałam się z jego objęć.
– Rzuciła cię, zostawiła samego – wybuchłam – a ty teraz chcesz jej pomagać! Nie rozumiem dlaczego. Nadal ją kochasz?
– Małgosiu – powiedział z wyrzutem – przecież wiesz, że kocham tylko ciebie.
Rozpłakałam się. Kobiecy instynkt podpowiadał mi, że Ewa zagraża naszej miłości.
– Myślałem, że jesteś mądrzejsza – mówił, gdy ciągle błagałam go, aby pod żadnym pozorem nie spotykał się z byłą żoną. Nie było tygodnia, żeby Ewa choć raz nie poprosiła Sebastiana o pomoc. A to zepsuł się samochód, a to pękła szyba w oknie... Raz nawet zadzwoniła w środku nocy, gdyż podobno poczuła w mieszkaniu ulatniający się gaz. Mój mąż pojechał do niej natychmiast, a ja w czasie jego nieobecności omal nie oszalałam z rozpaczy. Kiedy potem czyniłam mu gorzkie wyrzuty, stwierdził, że jestem niedojrzałą smarkulą, która niczego nie rozumie.
– To ty niczego nie rozumiesz – odpowiedziałam.
– Nie widzisz, że z każdym dniem oddalamy się coraz bardziej od siebie. Nie widzisz, że Ewka chce rozbić nasze małżeństwo. Zrozum, ona cię nie kocha, chce udowodnić, że nadal ma nad tobą władzę, a ja nic nie znaczę...
Na początku lutego Ewa w tajemnicy przede mną zaprosiła Sebastiana do eleganckiego i drogiego lokalu. Po kolacji mój mąż odwiózł ją oczywiście do domu. Przebiegła kobieta nie przepuściła takiej okazji i zaprosiła go na kieliszek wina. Wiedziała doskonale, że dobry alkohol, przyciszona muzyka, przygaszone światło, parę słodkich słów o łączącym ich niegdyś uczuciu... I rzeczywiście, dopięła swego. Sebastian wrócił do domu dopiero po północy.
– Co się stało? – spytałam. – Myślałam już, że miałeś jakiś wypadek.
– Zaraz wszystko wyjaśnię. Daj mi chwilę, żebym ochłonął – był wyraźnie wzburzony.
Po paru minutach opowiedział mi szczerze o kolacji i o wieczorze u Ewki...
Przepłakałam całą noc, rozczulając się nad własną krzywdą i upokorzeniem. Przez następnych kilkanaście dni słowem nie odezwałam się do męża. Unikałam go, a on pokornie schodził mi z drogi. Nie wiedziałam, co mam robić. Ciche dni nie były żadnym rozwiązaniem. A więc rozwód?
– Czy nie ma dla mnie żadnej rady? – spytałam mamy, bo już tylko jej wierzyłam.
– Sebastian sam przyznał się do zdrady i powinnaś mu przebaczyć – powiedziała z namysłem – inaczej wasze życie zamieni się w piekło... I pamiętaj, jeśli już się pogodzicie, nigdy nie wspominaj, że był wobec ciebie niewierny. Doceni twoją wspaniałomyślność i pokocha cię jeszcze mocniej.
Kilka dni później Ewa złożyła mi w szkole niespodziewaną wizytę.
– Czego pani chce? – spytałam ostro. Powiedziała, że przyszła po rozgrzeszenie.
– Sebastian nie dawał mi spokoju. Prosił, aż w końcu dłużej się nie opierałam i...
– Podła z pani kobieta – przerwałam jej paplaninę. – Jaki cel mają pani kłamstwa? Spojrzała na mnie zdziwiona.
– Sebastian przyznał się do wszystkiego. Kocham go i nie pozwolę, by ktokolwiek zniszczył nasze małżeństwo. Ponadto nie wydaje mi się, żeby to on panią uwiódł....
– Ależ... – próbowała zaprotestować.
– Proszę się stąd zabierać. Za chwilę zaczynam następną lekcję – przerwałam jej i weszłam do pokoju nauczycielskiego.
Minął rok. Sebastian już nigdy więcej nie spotkał się ze swoją pierwszą żoną, choć mieszka niedaleko nas. Czasami wracają bolesne wspomnienia, ale nie pozwalam, by zawładnęły moim sercem...