"Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że wcale go nie idealizowałam przez te wszystkie lata. On był perfekcyjny! Z wiekiem stał się jeszcze przystojniejszy, nadal mieliśmy podobne poczucie humoru i takie samo spojrzenie na świat. Po prostu był moją prawdziwą bratnią duszą." Sofia, 43 lata
Powoli przechadzałam się ulicą La Rambla. Kochałam Barcelonę. Jej tętniące życiem centrum i mieszankę różnych kultur. Z uśmiechem mijałam przydrożnych artystów, cieszyłam oczy tęczą kolorów na straganach z owocami. Długo nie mogłam się zdecydować na ten urlop, ale teraz odczuwałam wielką radość, że tu przyjechałam. Usiadłam w ogródku kawiarni i zamówiłam sok ze świeżych pomarańczy, a wspomnienia same zaczęły do mnie napływać…
Moja mama była Polką, a ojciec Hiszpanem. Od urodzenia mieszkałam w Barcelonie, tutaj był mój dom. Z tym miastem łączyłam swoją przyszłość. Mama dopilnowała jednak, żebym płynnie mówiła po polsku, a każde wakacje spędzałam u dziadków w Polsce.
Właśnie w Barcelonie, w wieku trzynastu lat, poznałam moją pierwszą wielką miłość. Matías również miał polskie korzenie i chyba to spowodowało, że się zaprzyjaźniliśmy. Chodziliśmy ze sobą przez całe gimnazjum i liceum, wszyscy uważali, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Planowaliśmy nawet iść na tę samą uczelnię. Niestety, kilka miesięcy przed zakończeniem roku szkolnego zmarł mój tata. Dobrze, że Matías był wtedy przy mnie. Tylko dzięki niemu jakoś przetrwałam to straszne wydarzenie. Za to moja mama w ogóle sobie nie radziła. Wpadła w depresję, straciła pracę, nie była w stanie normalnie funkcjonować. Wszystko wokół przypominało jej o zmarłym mężu. Podjęła decyzję o powrocie do Polski. Tak rozbita nie byłam jeszcze nigdy.
– Ale jak to? Nie możesz się teraz wyprowadzić! Chcieliśmy iść razem na studia! Mieliśmy wspólne plany! – zamartwiał się Matías.
Nie umiałam wybrać. Mama zrobiła to za mnie.
– Skończ spokojnie liceum, potem wyjadę – oznajmiła któregoś dnia. – A ty pójdziesz na uniwersytet w Barcelonie tak, jak planowałaś. Będziemy się widywać na święta…
Serce mi się krajało, ale w końcu chodziło o moją przyszłość. Taki kompromis wydawał się najrozsądniejszy. Niestety, mimo ogromu wysiłku, jaki wkładałam w naukę, nie dostałam się na studia. Śmierć taty i ilość problemów zrobiły swoje. Stres pokrzyżował moje plany.
– Za rok ci się uda – przekonywał Matías. – Teraz możesz iść do pracy i odłożyć trochę pieniędzy.
Przytaknęłam mu. Jednak los znowu z nas zakpił. Dotarły do mnie wieści, że mama w Polsce bardzo choruje. Nie mogłam jej zostawić. Musiałam się do niej przenieść. Przez cały rok pisywaliśmy z Matíasem listy, uciułałam pieniądze na bilet, żeby zobaczyć się z nim zimą, ale to już nie było to samo. Odsuwaliśmy się od siebie. Mieliśmy innych znajomych, inne życie i choć bardzo się staraliśmy, nasz związek nie przetrwał tak długiej rozłąki. Nie zanosiło się na to, abyśmy kiedykolwiek razem zamieszkali, a nie mogliśmy na zawsze zamykać się na innych ludzi.
Poszłam na studia w Polsce, razem z dziadkami dbałam o mamę, a kontakt z Matíasem powoli się urywał, aż w ogóle przestaliśmy ze sobą pisać. Każde było zajęte swoim życiem.
To nie tak, że o nim zapomniałam, ale wiedziałam, że muszę ułożyć sobie wszystko tutaj, w Polsce. Nie chciałam też ograniczać Matíasa.
Z czasem pokochałam ten kraj oraz ludzi go zamieszkujących. Na studiach poznałam wiele ciekawych osób, w tym, na ostatnim roku, mojego przyszłego męża. Dawid był przystojny, czarujący, z poczuciem humoru. Wszystkie dziewczyny mi go zazdrościły. Jednak tylko ja wiedziałam, że nie był moją bratnią duszą. Nie tak, jak Matías. Chociaż może z czasem zaczęłam idealizować poprzedniego chłopaka? W końcu był moją pierwszą, szczenięcą miłością, a o niej zawsze myśli się z sentymentem.
Po studiach wzięliśmy z Dawidem ślub, a ja postanowiłam, że nie będę więcej myśleć o Matíasie. Chciałam skupić się na mężu i chyba nawet mi wyszło, bo byliśmy bardzo zgranym małżeństwem.
– Jesteście razem tyle lat, nie znudził ci się? – pytały koleżanki z pracy. – Nie oglądasz się za innymi facetami?
– Dawid jest moim ideałem – mówiłam.
– No, a Jurek z marketingu? Ma bicepsy jak stal… – rozmarzyła się Danka.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Mąż był tym jedynym i nie czułam potrzeby, by rozmyślać nad walorami innych facetów. Do czasu, aż na wyświetlaczu komórki zobaczyłam obcy numer.
– Buenas tardas – usłyszałam i zamarłam.
Znałam ten głos! Kojarzył mi się z gorącymi popołudniami na plaży i gorzką czekoladą…
– Matías? – zapytałam ostrożnie, gdy odzyskałam głos.
– W końcu cię odnalazłem – powiedział po hiszpańsku.
Bardzo długo z nikim nie rozmawiałam w tym języku!
– Gdzie jesteś? Co słychać? Co porabiasz? – Pytania popłynęły same.
– Jestem w Polsce, mieszkam tu od roku i przez cały ten czas cię szukam – powiedział, a pode mną ugięły się nogi.
Okazało się, że jego firma wydelegowała go do pracy w polskiej filii, bo biegle znał język. Nie protestował. Miał nadzieję mnie odszukać…
– Spotkajmy się – zaproponował. – Jesteś wolna w piątek? Zabiorę cię na kawę. Wyślij mi swój adres, przyjadę po ciebie.
Skończyłam rozmowę, a koleżanki z biura wpatrywały się we mnie z ciekawością.
– Kto to był?
Otworzyłam usta, ale nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa.
– Facet! To na pewno facet. Przystojny chociaż? – dociekały podekscytowane.
Pokiwałam głową. Dopiero po chwili byłam w stanie opowiedzieć im o Matíasie.
– O Boże, nie powiedziałam mu, że mam męża! – wykrzyknęłam nagle.
Koleżanki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
– A więc jest ktoś przystojniejszy od Dawida, co?
– Nie mogę iść! – panikowałam.
– Daj spokój, przecież to tylko kawa z dawnym znajomym – powiedziała Danka. – Nie zdradzisz męża. Nie intryguje cię, jak ten cały Matías teraz wygląda? Jak się zmienił? Co działo się z nim przez te wszystkie lata?
Byłam bardzo ciekawa, ale czy warto rozdrapywać stare rany?…
Przez dwa dni biłam się z myślami. Koleżanki przekonywały, że powinnam iść. Dawidowi o niczym nie wspomniałam…
– Tego dnia, kiedy zadzwonił Matías, byłaś zupełnie inną osobą – powiedziała Danka. – Miałyśmy wrażenie, jakby coś rozjaśniło cię od środka.
– I właśnie tego się boję – odparłam. – Że przy nim zrobię coś głupiego, czego będę żałować.
– Daj spokój, na pewno go wyidealizowałaś. Facet nie może być tak wspaniały, jak o nim mówisz. Idź, przekonasz się, że jest zwykłym człowiekiem i od razu ci przejdzie.
Jednak bałam się swoich emocji, tego, że uczynię coś, czym zrujnuję życie sobie i Dawidowi. Dlatego wieczorem przed spotkaniem zadzwoniłam do Matíasa.
– Przepraszam, ale nie mogę przyjść – wyrzuciłam z siebie mimo oporów.
– To może innym razem? – zapytał.
– Nie będzie innego razu. Nie mogę. Jestem mężatką i nie powinnam się z tobą spotykać. Wybacz. – Rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź, a potem ze łzami w oczach usunęłam jego numer, żeby mnie nie kusiło.
Nie chciałam niszczyć swojego małżeństwa, ale koniec końców to nie ja je zrujnowałam. Dwa lata po telefonie od dawnego ukochanego przyłapałam Dawida na zdradzie. Okazało się, że mąż prowadził podwójne życie od pół roku, a ja głupia niczego nie dostrzegłam…
– Ona albo ja! – dałam mu ultimatum.
Dawid się zawahał!
– Oczywiście, że ty – powiedział po chwili, lecz w jego oczach ujrzałam kłamstwo.
Nie miał najmniejszego zamiaru dotrzymać mi wierności. Skończyło się rozwodem. Długim i wyczerpującym. Zaczęłam żałować, że nie spotkałam się wtedy z Matíasem. Zamiast samotną rozwódką z nerwami w strzępach, mogłabym być z nim.
Dopiero pięć lat po rozwodzie wzięłam się w garść. Zaczęłam chodzić na siłownię, rzuciłam wino i słodycze. A po trzech kolejnych latach postanowiłam odszukać Matíasa. Nie było łatwo, jednak w końcu się udało i nawet poszliśmy na tę kawę z dziesięcioletnim opóźnieniem. Niestety, już na wstępie zakomunikował mi, że ma żonę i dwójkę dzieci.
Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że wcale go nie idealizowałam przez te wszystkie lata. On był perfekcyjny! Z wiekiem stał się jeszcze przystojniejszy, nadal mieliśmy podobne poczucie humoru i takie samo spojrzenie na świat. Po prostu był moją prawdziwą bratnią duszą.
Pogratulowałam mu rodziny, bo naprawdę cieszyłam się jego szczęściem, ale znów powiedziałam, że już nie powinniśmy się spotykać. Na rozstanie pocałowałam go w policzek, wiedząc, że tylko ta przelotna chwila czułości będzie mnie rozgrzewała przez długie lata. Na sekundę znalazłam się w jego objęciach, tylko tyle było mi dane.
Wróciłam do domu i przepłakałam całą noc. Po spotkaniu z Matíasem wiedziałam, że nie znajdę już żadnego mężczyzny. Nikt nie dorastał mu do pięt, a po rozwodzie z Dawidem miałam problem z zaufaniem facetom.
Lata mijały, a ja pogodziłam się z własnym losem i tym, że do końca życia będę samotna. Nauczyłam cieszyć się życiem. Nie było takie, jak sobie wymarzyłam, ale staram się czerpać radość z drobnych rzeczy. Na przykład szklanki pysznego soku ze świeżych pomarańczy, wesołego zgiełku na La Rambla i widoku ulicznych artystów…
Oderwałam się od wspomnień, przymknęłam oczy i nasłuchiwałam dźwięków Barcelony, wyobrażając sobie, że nigdy stąd nie wyjechałam, że razem z Matíasem skończyłam studia, wzięliśmy ślub nad morzem, mamy wspaniałe dzieci i spodziewamy się wnuków.
– Sofia? – powiedział ktoś nagle, a mnie serce skoczyło do gardła.
Czy to były omamy słuchowe? Tylko on potrafił tak wymawiać moje imię…
– Sofia? – usłyszałam znów. – To naprawdę ty?
To nie był sen na jawie! Gwałtownie otworzyłam oczy. Przede mną stał Matías. Starszy niż sobie wyobrażałam, ale wciąż przystojny.
– Co za spotkanie! – zawołał. – Przyjechałem do rodziny i nie mogłem sobie odmówić spaceru, ale co ty tu robisz? – dopytywał.
– Jestem na urlopie – wydukałam, wstając, żeby się przywitać.
Matías porwał mnie w ramiona, jakbyśmy mieli po dwadzieścia lat. Los okrutnie z nas kpił, sprawiając, że nie mogliśmy być razem, ale teraz najwyraźniej postanowił nam to wynagrodzić. Oboje byliśmy po rozwodzie, tak jakbyśmy nie potrafili żyć z innymi ludźmi, i oboje postanowiliśmy przejść się La Rambla w to samo popołudnie… Wypiliśmy kawę jako wolni ludzie i rozmawialiśmy tak, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Tamtego dnia mój świat nabrał nowych kolorów.
Spędziliśmy razem tydzień i to były najcudowniejsze dni w moim życiu. Potem musiałam wracać do Polski i choć Matías miał wykupiony bilet na kilka dni później, kupił nowy.
– Od tej pory nie zamierzam cię odstępować na krok – powiedział mi w samolocie.
– A ja ciebie – obiecałam i oparłam głowę na jego ramieniu. Ramieniu mojej bratniej duszy.