"Przed naszym urlopem panowała w domu nerwowa atmosfera. Wprowadzała ją głównie moja teściowa, która wiecznie się do wszystkiego wtrącała. Co chwilę wpadała do naszego pokoju, zaglądała nam do walizek i kontrolowała, co zabraliśmy. A gdy już byliśmy w taksówce, wybiegła, krzycząc, że nie wzięłam paszportu jej synusia! Nie dementowałam..." Beata, 33 lata
Im bliżej było do naszego wyjazdu do Maroka, tym większy był stres. Mieliśmy mało czasu na ogarnięcie wszystkiego, a teściowa co chwilę wpadała do naszego pokoju, zaglądała nam do walizek i wypytywała o różne rzeczy. Jakby tego było mało, zwracała się do Sławka, chociaż wiedziała doskonale, że to ja pakuję całą rodzinę. Działała mi na nerwy!
– A krótkie spodenki wziąłeś, synku? – teściowa weszła do pokoju i zaczęła przewracać w naszej walizce. – Bo na pewno będzie strasznie gorąco. Jak byliśmy z ojcem w Bułgarii, to on właściwie tylko w krótkich spodenkach chodził.
– Mamo, jest lato! Wszędzie jest gorąco, a szczególnie w Maroku! – mąż przewrócił oczami, po czym odwrócił się do mnie i zapytał: – Wzięłaś moje krótkie spodenki?
– Wzięłam – gdyby wzrok mógł zabijać, to Sławek pewnie padłby martwy.
Prawdę mówiąc, miałam już dosyć tej całej zabawy w głuchy telefon.
– A tę piękną różową sukieneczkę to Asi zabierasz? – jak na zawołanie zapytała teściowa. Oczywiście, skierowała to pytanie do mojego męża.
– Nie, mamo, nie biorę jej – odparłam, zanim Sławek się odezwał.
– A to dlaczego? Przecież Asia tak ją lubi! – rozdarła się teściowa na cały regulator.
– Mamo, ja ją lubię! – moja sześcioletnia córeczka, zaalarmowana podniesionym tonem babci, natychmiast porzuciło zabawę i przybiegła z drugiego pokoju, zaglądając ciekawsko do walizki.
– Kochanie – zaczęłam, wolno cedząc słowa. – Rozmawiałyśmy już o tym. Nie bierzemy twojej różowej sukienki z tiulową spódniczką, bo po pierwsze pogniecie się w walizce, a po drugie, jest z długim rękawkiem, a tam będą upały – wyjaśniłam Asi po raz kolejny.
– No, ale wieczorem może być chłodno! Jak my byliśmy z ojcem w Bułgarii, to tak czasami wiało, że ho! – teściowa jak zwykle chciała, aby jej było na wierzchu.
– Może faktycznie weź jej tę sukienkę?... – zawahał się Sławek.
– Nie ma mowy! – sprzeciwiłam się kategorycznie.
– Nie wezmę tej sukienki ani żadnej innej ponad te, które już spakowałam!
– A to dlaczego? Przecież na lotnisko jedziecie taksówką, prawda? – zdziwiła się teściowa. – Można zabrać więcej rzeczy. Po co się tak ograniczać? Tym bardziej, że w obcym kraju niczego nie kupisz, jeśli ci zabraknie. Wiadomo, że tam zawsze jest dużo drożej.
– Dlatego, że mamy limit bagażu do samolotu – wyjaśniłam jej poirytowanym tonem. – Nie możemy zabrać więcej, niż pozwalają na to linie lotnicze. Poza tym nie przeprowadzamy się tam przecież, tylko jedziemy na dwa tygodnie na wakacje.
– Jak my lecieliśmy z ojcem do Bułgarii... – zaczęła teściowa i tym razem, niestety, już nie wytrzymałam.
– Mamo! To było 30 lat temu! Teraz są inne czasy i przepisy! – rzuciłam wkurzona. – Nie będę dopłacała za każdy kilogram nadbagażu, bo to może wynieść nawet kilkaset złotych! Te wakacje kosztowały nas już i tak wystarczająco dużo.
Teściowa posłała mi spojrzenie urażonej królowej
– Ale po co tak się od razu denerwować... – zaczęła.
– Głodny jestem! – Sławek próbował ratować sytuację.
– Zupki ci dam! Ugotowałam rosołek – zawołała natychmiast teściowa, po czym odwróciła się na pięcie i pobiegła do kuchni, po drodze pytając Asię, czy ona by też nie zjadła. „No tak, a ja to bym tutaj mogła z głodu umrzeć”, pomyślałam z lekkim rozbawieniem.
– Mogłabyś być czasami milsza dla mamy, ona tak się stara. Chce przecież dobrze. Wiesz, jaka jest, wszystkiego lubi dopilnować i naprawdę można na niej polegać – powiedział Sławek, kiedy wieczorem leżeliśmy już w łóżku. Wiedziałam, że dyskusja z mężem o nieomylności jego niezastąpionej matki nie ma sensu, bo toczyliśmy ją już nie raz i niczego to nie zmieniło, więc milczałam. Tym bardziej, że wkrótce zamierzaliśmy się wyprowadzić od teściowej na swoje. A teraz przede wszystkim nie zamierzałam zepsuć sobie wakacji, na które naprawdę się wykosztowaliśmy.
– Wyobrażasz sobie, że już za trzy dni będziemy leżeli na plaży? – mruknęłam do Sławka. Objął mnie mocno i przyciągnął do siebie.
– Nie mogę się doczekać – szepnął. – Maroko było zawsze moim marzeniem.
W dniu wyjazdu od rana w domu panowała nerwowa atmosfera, którą wprowadziła głównie moja teściowa. – Na pewno wszystko wzięliście? Klapki na plażę, ręczniki? – biegała od jednej walizki do drugiej.
– Kanapki wam zrobię na drogę – zaoferowała się. – I picie dla Asi!
– Mamo, to krótki lot! A na pokład samolotu nie można wnosić napojów – tłumaczyłam.
– To sobie Asia w drodze na lotnisko jeszcze wypije babcinego kompociku! – nie dała za wygraną teściowa. Jak zwykle... Godzinę później schodziliśmy z bagażami do zamówionej taksówki. Kiedy upchnęliśmy wszystkie walizki do auta i kierowca ruszył, wreszcie odetchnęłam. A wtedy...
– Sławek, paszport! Paszportu zapomniałeś! – rozległ się histeryczny krzyk teściowej. Kierowca na hasło „paszport” gwałtownie dał po hamulcach, tak że głowa poleciała mi do przodu.
– Synku, proszę! – teściowa otworzyła drzwi i podała mężowi bordową książeczkę z orłem, po czym oboje popatrzyli na mnie oskarżycielskim wzrokiem.
– A mówiłaś, że wzięłaś moje dokumenty – stwierdził mąż tonem skrzywdzonego dziecka. Już mi się nie chciało niczego tłumaczyć. Nie odezwałam się. Przez całą drogę na lotnisko Sławek siedział nabzdyczony.
– Podchodzisz? – spytał mnie przed okienkiem.
– Idź pierwszy – odparłam. Wzruszył ramionami, nadal obrażony. Podszedł i podał paszport. Urzędnik otworzył dokument, spojrzał na dane osobowe, potem na męża, znowu na dane. I tak przez dobrą chwilę. A potem zapytał:
– Pan Adam K.?
– Sławek – odparł mąż. – Adam to mój ojciec.
– To dlaczego chce pan wyjechać na paszport ojca? Tak nie można – powiedział urzędnik beznamiętnym tonem. Spojrzałam na męża. Wyglądał, jakby za chwilę miał zemdleć, tak poczerwieniał.
– Boże, ja, eeee... Paszport ojca? – prawie wyrwał urzędnikowi z ręki dokument. Spojrzał na zdjęcie i poczerwieniał jeszcze bardziej. – I co ja teraz zrobię? – jęknął załamany.
– Zadzwoń do mamusi, ona na pewno ci pomoże – rzuciłam złośliwie, ale zaraz zrobiło mi się go żal, bo wyglądał, jakby miał się rozpłakać. – Nie zdążę do domu po swój paszport! Nigdzie nie pojadę! – jęczał.
Wtedy uznałam, że dosyć tej komedii. Tym bardziej, że Asia zaczęła się niepokoić i dopytywać, co się stało tatusiowi. – Och, ja mam paszport męża – powiedziałam do urzędnika z przepraszającym uśmiechem, wyjmując dokument z torebki. – Przecież mówiłam ci, że go wezmę! – posłałam Sławkowi wymowne spojrzenie. Teściowa oczywiście musiała się upewnić. Zajrzała do szuflady, żeby sprawdzić, czy na pewno zabrałam paszport jej synusia. A że niedowidzi, to pomyliła paszport męża z paszportem syna. I przyleciała z nim do Sławka, robiąc przedstawienie. Już pod blokiem wiedziałam, że się pomyliła, ale postanowiłam się nie odzywać. Ulga i wdzięczność malująca się w oczach Sławka wynagrodziły mi wszystkie złośliwości teściowej. A wakacje były naprawdę wspaniałe!