"Gdy go zobaczyłam na ulicy, nie mogłam uwierzyć własnym oczom... Miał wyjechać, tymczasem stał z jakąś kobietą. Szeptali coś do siebie i zaśmiewali się. Wyglądali na szczęśliwą parę. Przez chwilę miałam nadzieję, że się pomyliłam, ale przecież nie mogłam nie rozpoznać własnego męża...! Magda, 45 lat
Tamtego dnia urwałam się na godzinę z pracy, ponieważ chciałam kupić prezent dla mojego męża. Mijała właśnie dwudziesta pierwsza rocznica naszego ślubu i na sobotę zaplanowałam romantyczną kolację, którą chciałam uczcić nasze święto. Nagle w tłumie przechodniów zauważyłam Marka. Nie byłam do końca pewna, więc podeszłam trochę bliżej.
Stał tyłem do mnie i... obejmował czułym gestem jakąś kobietę! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom... Przez chwilę myślałam jeszcze, że może to nie on, przecież powiedział, że wyjeżdża na delegację, miał wrócić dopiero jutro! Ale przecież nie mogłam nie rozpoznać własnego męża, stojąc dwa metry od niego... Szeptali coś do siebie i zaśmiewali się. Wyglądali na szczęśliwą parę. Odwróciłam się na pięcie i uciekłam. Wiem, mogłam zostać, zrobić mu awanturę, scenę na ulicy... Ale po co? Nie miałam siły, czułam się, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę... W biurze powiedziałam, że źle się czuję i muszę iść do domu. Nawet nie pamiętam, jak znalazłam się w mieszkaniu. Dopiero tutaj dotarło do mnie, że mąż mnie zdradza...
Wzięłam podwójną dawkę tabletek uspokajających i położyłam się do łóżka. Próbowałam sobie jeszcze wmówić, że wyolbrzymiam sytuację, że może to jego koleżanka z pracy, może wcale jej nie obejmował, może to był przypadkowy gest. Właściwie nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się następnego dnia w południe, potwornie bolała mnie głowa. Była sobota, Marek jeszcze nie wrócił, więc miałam przed sobą kilka godzin, żeby coś postanowić. Przecież jesteśmy ze sobą tak długo... Zawsze udawało nam się wychodzić z kłopotów zwycięsko, przede wszystkim dlatego, że potrafiliśmy ze sobą rozmawiać i mieliśmy do siebie zaufanie. Więc co się teraz stało? I dlaczego? Wprawdzie spędzaliśmy ostatnio ze sobą mniej czasu, ale Marek tłumaczył mi to jakimiś dodatkowymi zleceniami i reperowaniem domowego budżetu. Nagle uświadomiłam sobie, że... nie było żadnych dodatkowych zleceń! Tym „zleceniem” jest inna kobieta... Moje rozmyślania przerwał zgrzyt klucza w zamku.
– Cześć! Wróciłem wcześniej. Okazało się jednak... – przerwał, gdy wszedł do pokoju i zobaczył moją minę – Co się stało?
– Marek, proszę cię, przestań... Już nie musisz udawać... Widziałam was wczoraj. Patrzył na mnie bardzo zmieszany. – Może mi wreszcie wyjaśnisz, o co tu chodzi! – starałam się być opanowana. – Kim jest ta kobieta?
– To moja koleżanka z pracy...
– Czy ty mnie masz za idiotkę? Od kiedy przytulasz na ulicy koleżanki z pracy... – nie wytrzymałam, zaczęłam krzyczeć, a łzy popłynęły mi strugą po twarzy.
– Uspokój się, proszę. Wszystko ci wytłumaczę... Nie wiem, co się ze mną dzieje. Ona rzeczywiście pracuje w naszym biurze. Kilka tygodni temu zaprosiła mnie na kawę... I tak to się zaczęło. Spotkaliśmy się tylko kilka razy... Jest miła, sympatyczna, ale nic poza tym. Jestem idiotą, wiem o tym... Ale zrozum... pochlebiało mi to, że jej się podobam. Zresztą sam nie wiem... Czułem się jakiś rozbity. Potrzebowałem odmiany. To było coś innego. Kocham cię, Magda, ale... – Marek podszedł i próbował mnie przytulić. Wyrwałam mu się.
– Nie dotykaj mnie! Daj mi spokój!
– Magda, przepraszam, wiem, że cię zraniłem. Ale proszę, wybacz mi. Nic jeszcze nie jest stracone. To się już nigdy nie powtórzy...
Nie wiedziałam, co zrobić... Czułam się poniżona. Poza tym nie wierzyłam mu, nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Wiedziałam, że teraz wszystko zależy ode mnie. Mogłam jednym nieprzemyślanym ruchem przekreślić dwadzieścia lat swojego małżeństwa lub spróbować zbudować je od nowa. Nie czułam się na siłach, aby podejmować takie decyzje... Nie wiedziałam, czy dalej z nim być. Do tego potrzeba zaufania, które właśnie straciłam, a także uczucia, którego teraz we mnie nie było...
Wzięłam urlop, spakowałam najbardziej potrzebne rzeczy i wyjechałam do rodziców, na wieś. Chciałam odpocząć, pomyśleć i dopiero wtedy podjąć decyzję... Marek dzwonił do mnie codziennie, błagał, żebym wróciła. Zapewniał mnie o swojej miłości. Wysyłał maile. „To był błąd. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Wiem tylko jedno, kocham cię i nie potrafię bez ciebie żyć”, pisał. Czytając te słowa czułam, że ja też bez niego nie potrafię żyć... Tak, oszukał mnie, ale nie potrafiłam przestać go kochać... Postanowiłam wrócić do niego. Dać mu szansę, pierwszą i zarazem ostatnią...