"Agata była wspaniałą szefową. Uczyła mnie, tłumaczyła wszystko, a do tego zapraszała na wspólne wyjścia. Wydawało mi się, że jesteśmy przyjaciółkami. Jeden moment sprawił, że zaczęłam patrzeć na nią zupełnie inaczej." Julia, 32 lata
Agata była moją pierwszą szefową, a etat w ogólnopolskiej firmie finansowej pierwszą poważną pracą. Spełnieniem marzeń dziewczyny z robotniczej rodziny, więc uważałam się za podwójną szczęściarę – trafiłam też na mądrą zwierzchniczkę, która tłumaczyła mi zawiłości stanowiska i uczyła dress code’u.
Agata często powtarzała mi przy tym, że przypominam jej siebie z dawnych lat. Łapczywą wiedzy i pragnącą wyrwać się ze swojego środowiska. Nie śmiałam protestować, choć nie wstydziłam się swoich korzeni. Z wdzięcznością przyjmowałam jej zaproszenia na wspólne wyjścia do teatru i na koncerty, bo brałam je za dowód sympatii. W zamian pracowałam za dwoje, pilnie uczyłam się nowych zadań, zostając często po godzinach i wkrótce zaczęłam uważać Agatę za swoją przyjaciółkę. Moi znajomi i rodzice uważali tę relację za dziwną, ale ja nie widziałam w tym nic złego.
Wszystko zmieniło się, kiedy wystartowałam w wewnętrznym konkursie na wyższe stanowisko. Lojalnie poinformowałam o tym Agatę, a ona... wmówiła szefowi nowego działu, że jestem niesamodzielna i źle zorganizowana, przez co zostaję po godzinach. Dowiedziałam się tego przypadkowo, podsłuchując rozmowę jego asystentki.
Zszokowana zaczęłam uważniej przysłuchiwać się opiniom innych pracowników na temat Agaty, z których dowiedziałam się, że zaprasza mnie na wspólne wieczory, tylko wtedy, gdy jej mąż zmienia plany albo koleżanki nie mają ochoty na wyjście. Dokłada mi pracy i wysyła na szkolenia tylko z dziedzin, które mogą się jej przydać.
Rozmowa z nią była błędem, bo tylko mnie wyśmiała i... zaczęła dokładać obowiązków, drwiąc z mojej niekompetencji. Kiedy zaczęłam rozglądać się za pracą w innym dziale, zaczęła rozsiewać plotki na mój temat. Gadała, że jestem złaknioną sukcesu dziewuchą, która nie zawaha się iść do łóżka, żeby dostać to, co chce. Wmawiała, że flirtowałam z jej mężem, chociaż nie widziałam go na oczy. Próbowałam coś z tym zrobić i interweniować u jej zwierzchników, ale Agata była nietykalna.
Odeszłam po pół roku szkalowania. Znalazłam pracę w małej fundacji, gdzie wszyscy są sobie równi, ale dochodzenie do siebie i spokój ducha odzyskiwałam przez dwa długie lata i pół roku terapii. Dzięki temu dzisiaj potrafię być już dumna z siebie, że przerwałam krąg psychicznej przemocy.