"Nasza Ania zaszła w ciążę z żonatym mężczyzną. Jego propozycja była odrażająca..."
Fot. Adobe Stock

"Nasza Ania zaszła w ciążę z żonatym mężczyzną. Jego propozycja była odrażająca..."

"Kiedy córka wyznała mi, z kim jest w ciąży, zamarłam. Mówiła o panu Pawle, miejscowym właścicielu sieci samochodowych warsztatów. Był żonaty i miał ponad czterdziestkę! Jego żona była wyfiokowaną, niepracującą damulką, którą widywałam czasem na niedzielnej mszy. Nie mieli dzieci. Podobno bezskutecznie się o nie starali. Byłam zdruzgotana! Mojej Ani obiecał, że się z żoną rozwiedzie, ale facet nie tylko nie chciał rzucać żony, ale planował razem z nią zabrać Ani dziecko!" Barbara, 45 lat

Mamo, tylko się nie denerwuj: jestem w ciąży, czwarty tydzień – powiedziała moja córka.
– Co?! – Ziemia usunęła mi się spod nóg, musiałam usiąść. – Jesteś pewna? Z kim?
– Jestem pewna i chcę urodzić – oświadczyła spokojnie Anka. – Nie bój się, nie rzucę nauki. Po porodzie pójdę do wieczorówki.
„Myślisz, że znajdziesz na to siłę i czas?”, chciałam zapytać, ale ugryzłam się w język.
Moje wątpliwości najwyraźniej nie miały dla córki znaczenia. Skończyła dopiero siedemnaście lat i nic nie wiedziała o nieprzespanych nocach, pieluchach i niemowlęcych kolkach. Westchnęłam ciężko.
– Widzę, że wszystko już sobie zaplanowałaś? – dopytywałam się.
– Och tak! – Uśmiechnęła się, robiąc błogą minę. – Paweł marzy o dziecku, wielokrotnie to powtarzał. Oszaleje ze szczęścia!
– Kim on jest? – Starałam się opanować drżenie głosu. – Znam go?
– Zależało nam, żeby utrzymać nasz związek w tajemnicy… – Zarumieniła się. – Znasz go z widzenia. Mieszka w tej willi za kościołem. To zamożny, dojrzały mężczyzna. Potrafi się mną zaopiekować.

Mówiła o żonatym facecie po czterdziestce!

Zmartwiałam: mówiła o panu Pawle, miejscowym lakierniku, właścicielu sieci samochodowych warsztatów. Był żonaty i miał ponad czterdziestkę! Jego żona była wyfiokowaną, niepracującą damulką w podobnym wieku, którą widywałam czasem na niedzielnej mszy. Nie mieli dzieci. Podobno bezskutecznie się o nie starali.
On się dla mnie rozwiedzie, mamo! To tylko kwestia czasu… – stwierdziła moja córka naiwnie.
Musiałam naradzić się z mężem. Przedstawiłam mu sytuację możliwie jak najdelikatniej.
Złapał się za serce i jęknął:
– A to nam się Anulka pośpieszyła. W dodatku z żonatym! Jak ona sobie to wyobraża?
– Zakochała się. – Pokiwałam głową. – Tylko błagam, nie rób jej wymówek.
Nazajutrz Anka jak zwykle poszła do szkoły. Wiedziałam, że po południu ma się spotkać z Pawłem i przekazać mu „radosną wiadomość”.
Wróciła dopiero wieczorem. Widać było, że płakała. Natychmiast schowała się w swoim pokoju.
Długo staliśmy z mężem przed zamkniętymi drzwiami, zanim wpuściła nas do środka. Usiedliśmy obok niej na łóżku, bojąc się tego, co możemy zaraz usłyszeć. Jej pewność siebie gdzieś znikła, razem z niedawnym uśmiechem.

Jego propozycja była odrażająca!

– Paweł uważa, że lepiej będzie, jeżeli on z żoną to dziecko adoptują – wykrztusiła. – Będzie miało u nich świetne warunki, jego żona się nim zajmie. A ja w tym czasie skończę szkołę.
Zaniemówiłam z wrażenia. Mąż pierwszy otrząsnął się z szoku.
– A więc to tak! – warknął. – Chcą ci odebrać dziecko?
– Będę je często widywała – szepnęła. – Paweł to robi z miłości do mnie, żebym nie musiała rezygnować ze wszystkiego…
Brzmiało to mało przekonująco. Odniosłam wrażenie, że córka okłamuje samą siebie.
– Gdyby cię kochał, nigdy by ci tego nie zaproponował! – wypaliłam bez ogródek. – Słuchaj – ścisnęłam ją mocno za ramię – mówimy tutaj o adopcji. Rozumiesz, co to znaczy? Oni byliby rodzicami! On i jego żona! Czy o to ci chodziło? Tego chcesz?
Wybuchnęła szlochem. Tuliłam ją w ramionach i prosiłam Boga, żeby dał nam siły. Zrozumiałam, że Paweł ma na naszą córkę jakiś hipnotyczny wpływ. Była w jego rękach jak plastelina, pozbawiona własnej osobowości.
Od słowa do słowa, wyciągnęliśmy z Anki prawdę. Kiedy kochanek dowiedział się, że zostanie ojcem, nazwał ją idiotką, która nie ma pojęcia o antykoncepcji. Oświadczył, że nie może zostawić żony, bo to by ją zabiło. Poza tym mają wspólnotę majątkową, rozwód jest nieopłacalny. Chwycił za telefon, odszedł na stronę i długo konferował z małżonką. Potem roztoczył przed Anką straszną wizję samotnego macierzyństwa. I zakończył, mówiąc, że mogłaby tego uniknąć, oddając im dziecko. Nikt nie musiałby wiedzieć, że była w ciąży i zrzekła się praw rodzicielskich. Ośrodki adopcyjne zapewniają dyskrecję. Ostatnie miesiące przed rozwiązaniem spędziłaby w jakimś ustronnym miejscu.
Aniu, ja tu nie widzę żadnej troski o ciebie, żadnej miłości. Omówił sprawę z żoną jak rasowy biznesmen. Znaleźli „wyjście z sytuacji” dobre dla nich, ale nie dla ciebie. Zostaniesz matką, a to dla kobiety najpiękniejsza rzecz! Możesz na nas liczyć, pomożemy ci wychować to maleństwo. Jeżeli się go wyrzekniesz, będziesz tego żałowała przez całe życie!
Córka milczała chwilę, a kiedy już trochę doszła do siebie, stwierdziła:
– Jest mi wstyd, że się tak zaplątałam. Paweł to mój pierwszy mężczyzna, pierwsza miłość.

Zaprosiłam pana Pawła na rozmowę

Stawił się u nas następnego dnia – sam, bez żony. Łysiejący, brzuchaty lowelas. Nie rozumiałam, co Anka w nim widziała! Cmoknął mnie w rękę, mężowi uścisnął dłoń, rozejrzał się i zapytał nerwowo:
– A gdzie Ania? Jak ona się miewa?
– Jest w szkole. Miewa się nie najlepiej, biorąc pod uwagę pana propozycję – zgasiłam go.
– Co w tym złego? – obruszył się. – Jestem gotów zapłacić za jej „poświęcenie”…
Czyli: chce pan kupić dziecko. Najchętniej dałbym panu w mordę – skwitował mąż.
– Czy to znaczy, że nie wyrażacie zgody na adopcję? – zdziwił się. – Pomyślcie, na co się narażacie. To małe miasteczko.
– Bez przesady – skrzywił się mąż. – Nie żyjemy w średniowieczu.
– Skoro tak, to nie widzę powodu, żebym dał dziecku swoje nazwisko! – wkurzył się facet.
W tym samym momencie w progu stanęła Anka. Rzuciła Pawłowi śmiałe spojrzenie. Nie wyglądała już na zagubioną, sterowaną przez niego dziewczynkę.
– Dobrze, że jesteś – stwierdziła obojętnie. – Powinieneś to usłyszeć ode mnie: nikomu nie oddam mojego dziecka, zrozumiałeś? A bycie jego ojcem i danie mu nazwiska to twój PRZYWILEJ, a nie jakiś przykry obowiązek! Obowiązkowo to będziesz co miesiąc płacił solidne alimenty.
Pewny siebie dotąd lakiernik zmieszał się i spuścił głowę. Zerknęłam na męża: nie potrafił ukryć uśmiechu satysfakcji. Wiedziałam, co myśli: Anka wpakowała się w tarapaty, ale mimo wszystko potrafiła się zachować. W tamtej chwili byliśmy z niej obydwoje dumni!

 

Czytaj więcej