"Ewa była moją pierwszą miłością. I jako pierwsza złamała mi serce. Przez lata nie miałem z nią żadnego kontaktu, aż któregoś dnia zobaczyłem ją na ekranie telewizora. Grała w serialu, a ja śledziłem jej losy w plotkarskiej prasie. Czy pamiętała mnie? Zapragnąłem ją odnaleźć..." Sławek, 48 lat
Każdy z nas spotyka w swoim życiu osobę, którą trudno wymazać z pamięci mimo upływu lat. Dla mnie kimś takim była Ewa. Moja pierwsza dziewczyna, z którą doświadczyłem tego wszystkiego, co w miłości pierwsze i niezapomniane.
Pamiętam, jak na prywatkach tuliłem ją w tańcu, marząc o tym, co by się stało, gdybyśmy nagle zostali tu sam na sam. Jak moje usta szukały jej ust… Pamiętam, jak upiliśmy się pierwszy raz porzeczkowym winem jej dziadka. I jak wiele tygodni planowaliśmy nasz pierwszy raz, a potem zrobiliśmy to spontanicznie na łonie natury. Pamiętam, jak uczyliśmy się razem do matury, a ja nie potrafiłem oderwać oczu od jej kształtnych piersi. – Skup się, bo oblejesz – śmiała się spod przymrużonych rozkosznie oczu. Kochałem ją jak wariat. Barwna jak motyl, ulotna jak marzenie, była w szkole prawdziwą gwiazdą. To z myślą o niej nauczycielka reaktywowała nasz szkolny teatr. Bo w ustach Ewy nawet zwykły wiersz brzmiał jak poemat. Miała talent, bez dwóch zdań. Po maturze ona złożyła papiery do szkoły aktorskiej, ja na politechnikę, bo wymyśliłem sobie, że będę architektem. Każde z nas zdało na swoje wymarzone studia i nagle znaleźliśmy się w dwóch różnych światach. Ona żyła sztuką. Ja zajmowałem się geometrią, grafiką, urbanistyką… Niby też sztuka, ale zupełnie inna. Bardzo chciałem być częścią jej świata, ale nie pasowałem do zwariowanego towarzystwa, w którym ona bawiła się świetnie. Mój świat był inny: poukładany i zaplanowany z matematyczną wręcz dokładnością. A jednak zrobiłbym wszystko, żeby być z nią.
To ona ze mną zerwała…
– Przepraszam, ale poznałam kogoś. On też jest aktorem i moją fascynacją od lat. Nie chciała powiedzieć, kto to, lecz plotki szybko się rozchodzą. I tak się dowiedziałem. Facet był od niej starszy prawie dwadzieścia lat i miał mocną pozycję w ich światku… No cóż, odeszła i złamała mi serce. Przez dwa lata nie umiałem związać się z inną kobietą. W mojej głowie wciąż była Ewa. Pamiętam, że kiedy dostała angaż w jednym z warszawskich teatrów, byłem na każdej premierze. Gdy wychodziła na scenę, serce waliło mi w piersiach jak dzwon. Nigdy jednak nie miałem odwagi pójść za kulisy… Potem poznałem Sylwię – tak samo poukładaną jak ja. Wzięliśmy ślub, zamieszkaliśmy w małym domku z ogródkiem na przedmieściach stolicy. Żona urodziła mi syna…
Coraz rzadziej myślałem o Ewie. Aż tu któregoś dnia zobaczyłem ją w naszym salonie – na ekranie telewizora.
– Co to za film? – spytałem zaskoczony.
– Mój ulubiony serial – odparła żona. – Ciii, siadaj i nie przeszkadzaj.
Usiadłem jak nigdy. Zacząłem wypytywać o bohaterkę, którą grała Ewa.
– To dopiero drugi odcinek, w którym się pojawiła. Oglądaj, nie gadaj! No to obejrzałem. Nie tylko ten odcinek, ale i następne. Żona nie mogła się nadziwić, że tak mi przypadł do gustu ten serial. Odkąd Ewa zagrała w serialu, stała się gwiazdką i zaczęła pojawiać w rubrykach towarzyskich kolorowych gazet. Ciekawość zrobiła swoje, zacząłem te gazety podbierać żonie. Czasami sam kupiłem jakiś „babski tytuł”.
– Polubiłeś ploteczki? – dziwiła się żona. Tak, polubiłem ploteczki, ale na jeden temat: Ewy. Dzięki nim znów coś o niej wiedziałem: gdzie bywała, z kim się pokazywała. Porzuciła tego podstarzałego aktora? Na szczęście! Potem Ewa przyjęła rolę w kolejnym serialu, więc już trzy wieczory w tygodniu spędzałem z żoną przed telewizorem. Sylwia była szczęśliwa, bo mieliśmy nowe tematy do rozmów. Ja byłem szczęśliwy, bo patrzyłem na Ewę i wracały wspomnienia.
Tyle czasu minęło, a ja tak dobrze pamiętałem tamte emocje, gdy piliśmy razem porzeczkowe wino i gdy całowaliśmy się na Mazurach ukryci w wysokich trzcinach. Tyle czasu minęło, ona też się zmieniła, a jednak widziałem w niej tę SWOJĄ, kochaną Ewę.
– Świetna aktorka, nie sądzisz? – zagadywałem żonę.
– Hmm, wyniosła jak angielska królowa.
– Wyniosła? Chyba przesadzasz.
– To dobrze się przyjrzyj! Tylko się nie gap na biust!
Patrzyłem i ciągle broniłem Ewy.
– Słuchaj, czyś ty się w niej nie zakochał?
– Że co? – prawie się zakrztusiłem herbatą. – Nie mam piętnastu lat, żeby się kochać w aktorce.
– Ale jak nigdy oglądasz ze mną te dwa seriale i…
Postukałem się w czoło. Popularność Ewy oznaczała i to, że pisano o niej coraz więcej. Więc i ja coraz więcej o niej wiedziałem. Gdzie pojechała na wakacje? I z kim? Z kim wzięła ślub? Dlaczego się rozwiodła? Na której premierze się pojawiła. Jak była ubrana. Gdzie zrobiła zakupy… Gazety lubiły pisać o wszystkim. Patrzyłem na zdjęcia, które robili jej paparazzi. Byli bezlitośni. Im bardziej kompromitująca sytuacja, tym lepiej. Gdy „złapano” ją na zakupach bez makijażu, opatrywano to komentarzem: „Gwiazda wciąż jest załamana po rozwodzie”. Gdy „złapano” Ewę na wakacjach z nowym partnerem, od razu pytano na łamach gazety: „Czy znajdzie szczęście w ramionach kochanka?”.
– Okropne plotki! – złościłem się.
– A jednak sam je czytasz… Dlaczego?
Odpowiadałem wzruszeniem ramion. Nie miałem innego źródła informacji o Ewie.
Kariera Ewy przechodziła różne zakręty, a ona sama – wzloty i upadki. Podobnie jak moje małżeństwo, które w końcu skończyło się rozwodem. Nie napisali o tym w gazetach, więc nie było nadziei, że i Ewa dowie się, co u mnie słychać. Tym bardziej ja chciałem jej dać jakiś znak, że jestem i nie zapomniałem. Nie bardzo tylko wiedziałem jak. Wiedziałem o niej prawie wszystko oprócz tego, gdzie mieszkała. Zacząłem się interesować, gdzie są kręcone seriale, w których gra. Aż w końcu cudem zdobyłem telefon do menadżerki Ewy. Takie to czasy, że każda aktorka ma menadżera. Zadzwoniłem i powiedziałem wprost, że jestem dawnym kolegą Ewy i chciałbym się z nią spotkać.
– Wie pan, ilu facetów dzwoni w podobnej sprawie? – odparła menadżerka.
– Nie mam pojęcia, ale ja mam na imię Sławek. – Sławek, Marek, co za różnica? Sami wariaci! – rzuciła i rozłączyła się. Tak łatwo się nie poddałem. Dzwoniłem jeszcze nieraz. Prosiłem tylko o jedno, żeby powtórzyć Ewie, kto dzwonił.
– Proszę dać spokój, Ewa ma teraz naprawdę zły okres. Cholera, sam o tym wiedziałem. Film, w którym zagrała, miał fatalne recenzje. A żaden z romansów, o których rozpisywała się prasa, nie przyniósł jej szczęścia. Widziałem na zdjęciach jej zmęczoną twarz i zagubione oczy. Wiedziałem, że nie jest dobrze. Musiałem jakoś doprowadzić do naszego spotkania. Tylko jak?
Akurat zbliżał się Festiwal Gwiazd w Międzyzdrojach. Wiedziałem, że Ewa regularnie tam bywa. Postanowiłem pojechać. Przez kilka dni kręciłem się wokół hotelu, w którym mieszkała. Aż w końcu ją zobaczyłem. Wsiadała do samochodu w asyście menadżerki. Ukryta za ciemnymi okularami i rondem wielkiego kapelusza.
– Ewa! – krzyknąłem. Zatrzymała się. – Ewa!!! – krzyknąłem znowu. Zdziwiona ściągnęła okulary.
– Sławek? – nie dowierzała.
– Poznałaś mnie?
– Znalazłeś mnie?
– Szukałem, znalazłem – odparłem.
A potem, jakby nie było tych wszystkich lat, które nas rozdzieliły, Ewa złapała mnie za rękę:
– Pójdziemy na kawę? Tyle chcę ci powiedzieć. Nie masz pojęcia, ile się wydarzyło.
– Hmm, trochę wiem. Dużo o tobie czytałem…
– Na pewno same kłamstwa – zaczęła się śmiać i wciągnęła mnie do auta.