"Dzień naszej rocznicy ślubu miał być wyjątkowy. Kiedy kurier dostarczył przesyłkę, byłam pewna, że to od mojego męża, który chce mi zrobić miłą niespodziankę. Tymczasem w kartonie ujrzałam bieliznę w dziwnym rozmiarze, złote kolczyki i wiadomość od obcej kobiety. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co się stało..." Beata, 41 lat
Ależ on mnie kochał! Jeszcze nie otworzyłam oczu, gdy poczułam zapach gorącej kawy unoszący się tuż przy poduszce. – Zrobiłeś mi śniadanie do łóżka? – zapytałam ze śmiechem, a mój mąż odpowiedział równie ciepło:
– Nie zapomniałem. Dzisiaj nasza dwudziesta rocznica ślubu! Na razie dostałaś śniadanie, ale potem pojawią się prezenty... No, ale to dopiero wtedy, gdy wrócę z pracy. Przygarnęłam go do siebie i pocałowałam. Odpowiedział równie mocnym uściskiem.
Nie powiedział jednak prawdy, bo ledwo pojechał do pracy, gdy przyszedł pierwszy prezent. Kurier podał mi niewielką paczkę. Pod szarym papierem ukrywało się kartonowe pudełko. Zadowolona zaczęłam rozplątywać kokardy na opakowaniu. Chwilę później wciąż stałam w przedpokoju z paczką w ręce, tyle że na mojej twarzy nie było już ani grama uśmiechu. Kompletnie zaskoczona wpatrywałam się w damską bieliznę, w rozmiarze większym niż mój, w sukienkę cienką jak obłok, w złote kolczyki i kartkę. Kartka była z tego zestawu najgorsza, ponieważ tekst na niej napisano kobiecą ręką. Brzmiał tak: „Oddaję to, co pani mąż kupił mi w ciągu ostatnich pięciu lat. Przykro mi, jeśli zepsułam wam rocznicę ślubu”.
Stałam jak ogłuszona, nie mogłam się ani ruszyć, ani nawet się rozpłakać. Miałam wrażenie, jakby ktoś właśnie mnie obudził, silnie potrząsając za ramiona. „Pięć lat?”, przemknęło mi przez myśl. „Jakim cudem przez pięć lat niczego nie zauważyłam?!”.
Kiedy w końcu udało mi się usiąść w fotelu, czułam, jakbym za moment miała zemdleć. Popatrzyłam teraz na rzeczy schowane w paczce, a do oczu nagle napłynęły mi łzy. „Jak mógł mi to zrobić?!”, pomyślałam. Zaraz potem przyszła jeszcze gorsza myśl: „Kim jest kobieta, która przysłała mi tę paczkę?”.
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Kilka sekund później przyszedł SMS, wysłany z obcego numeru. „To ja wysłałam pani prezent. Ale chyba niepotrzebnie. Pani nie jest niczemu winna. Spotkajmy się za godzinę w kawiarni na rogu waszej ulicy”.
Świat rozpadł się na pół. Niczym zombie poszłam do sypialni, by się ubrać, a przez następne piętnaście minut płakałam w poduszkę, otulona zapachem wody po goleniu Patryka, tuląc do siebie jego podkoszulek. „To jakaś manipulacja!”, pomyślałam w końcu. „On przecież mnie kocha, okazuje mi to na każdym kroku, a ja dla niego poświęciłam wszystkie swoje marzenia”. Bo przecież kiedyś marzyłam o studiach, a potem o pracy w dużej korporacji, o wyjazdach zagranicznych, o ekscytującym życiu. Tymczasem oddałam mężowi pałeczkę – pozwoliłam, by to on się rozwijał zawodowo, a sama zajęłam się domem i dziećmi. Przeżyliśmy w ten sposób dwadzieścia lat, ale do tej pory wierzyłam, że było warto!
W kawiarni na rogu ulicy niemal od razu podeszła do mnie kobieta. Mogła być trochę młodsza ode mnie, ale na pewno mnie nie przypominała: ja miałam jasne włosy i drobną budowę ciała, a ona była brunetką o wydatnych kształtach.
– To nie pani wina – stwierdziła pochmurno, siadając przy stoliku. – To on jest draniem. Zawsze powtarzał, że nie może pani zostawić, nawet wtedy, gdy dla niego odeszłam od męża.
To było za dużo informacji jak na jeden raz, ale starałam się nie okazywać zaskoczenia. Uchwyciłam się myśli, że Patryk jednak mnie kocha, może miał chwilę słabości i zdecydował się na romans, ale wciąż jestem najważniejszą osobą w jego życiu i nie chce mnie stracić! Pomyślałam nawet, że damy sobie radę i wszystko jeszcze naprawimy...
– Dlaczego nie chciał mnie zostawić? – zapytałam głosem ściśniętym z emocji. Kobieta nabrała głęboko tchu, mierząc mnie wzrokiem. „Teraz pewnie powie, że Patryk mnie kochał!”, pomyślałam z nadzieją.
– Powiedział, że straszna z pani życiowa niedorajda – wyznała kobieta. – Nie zarabia pani, nie pracuje, jest pani dla niego jak garb, który bez względu na wszystko musi dźwigać aż do śmierci. Mogę pani zacytować nawet, co powiedział dokładnie. To szło tak: „Ona beze mnie nie da sobie rady, a ja nie chcę mieć jej na sumieniu!”. Torebka, którą trzymałam w ręce, wypadła mi ze zdrętwiałych palców.
Nie wiem, jak długo siedziałam zaszokowana, gapiąc się na kochankę Patryka. Myślę, że trwałoby to jeszcze dłużej, a później pewnie zanurzyłabym się w rozpaczy, gdyby kobieta nie dodała z nagłą złością:
– Pewnie nie zdecydowałabym się z panią skontaktować, gdyby nie fakt, że powinna być między nami jakaś kobieca solidarność! W końcu przecież dowiedziałam się o tej trzeciej!
– O jakiej znowu trzeciej? – musiałam mocno chwycić się stołu, żeby nie osunąć się na podłogę. Poruszałam ustami, ale nie byłam w stanie wykrztusić ani jednego słowa więcej.
– O niej też pani nie wie? – kochanka Patryka była wyraźnie zła na mnie, że tylko siedzę, zamiast przeklinać i obmyślać zemstę.
– Znalazłam jego SMS-y od niej! Nie wiem, od jak dawna się spotykają, ale z całą pewnością pracują razem! Teraz na przykład są w hotelu. Pisała mu wczoraj, że będzie tam na niego czekać i żeby Patryk nakłamał coś pani o konferencji! – O konferencji... – powtórzyłam jak echo. Zrobiło mi się tak słabo, że kobieta pospiesznie zamówiła dla mnie szklankę wody. Niewiele to pomogło. Miałam wrażenie, że moja głowa waży tonę, a myśli przypominają bezładnie latające owady. Poprzez cały ten chaos przebijał się jeden konkretny wniosek: Patryk mnie zdradza i to nie tylko z tą tutaj brunetką, ale jeszcze z jakąś inną kobietą!
– Proszę nie płakać! – podała mi chusteczkę, kiedy rozszlochałam się głośno.
– Ale ja mam z nim dzieci! – odpowiedziałam bez sensu i znowu się rozpłakałam.
– No to przynajmniej nie będzie pani sama! – odpowiedziała i pochmurnie zapatrzyła się w stół. – Bo ja będę. Dla niego rzuciłam mężczyznę, z którym mogłam mieć świetlaną przyszłość...
Jej przyszłość w tej chwili w ogóle mnie nie obchodziła. Ważne było tylko to, co zrobił mi Patryk!
– Mogłam mieć pracę w firmie znajomego, tak bardzo tego chciałam, ale nigdy nie zaniosłam CV... – wyjąkałam. – Jak mógł mi to zrobić?!
– Proszę nie histeryzować! – zgasiła mnie. – Zrobił to, co chciał, a teraz musimy obmyślić wspólny front przeciwko niemu! Jej słowa powoli przebiły się do mojej świadomości. Poczułam przerażenie i złość. Miałam obmyślać wspólny front z kobietą, z którą mąż zdradzał mnie od pięciu lat? Miałam to robić dlatego, że ona teraz poczuła się zdradzana? – Chcę stąd wyjść – zwróciłam się do niej. – I proszę natychmiast zejść mi z oczu!
Po powrocie do domu wciąż nie mogłam uwierzyć, że moje życie tak nagle obróciło się w gruzy. Nie mieściło mi się w głowie, że wszystko mam teraz przekreślić, a nawet muszę opuścić męża i to mieszkanie. Potem jednak przeszło mi przez myśl, że jeśli ktoś stąd odejdzie, to na pewno nie ja! To, co się stało, nie było moją winą! On zawinił! Poczułam gniew. „On odejdzie”, pomyślałam. „Mieszkanie jest moje, to ja o nie dbałam przez ostatnich dwadzieścia lat! Ja czyściłam szafki, myłam podłogę i okna”.
– Twoje niedoczekanie – wyszeptałam, zerkając na zdjęcie męża wiszące w holu. Na zegarze dochodziło południe, kiedy spakowałam jego rzeczy, ustawiłam w progu, a na wierzchu położyłam paczkę od jego kochanki. Wciąż płakałam.
A jednak pomiędzy rozpaczą i żalem pojawiały się myśli dotyczące mojego przyszłego życia. O dziwo, nie były aż tak pesymistyczne. Uświadomiłam sobie, że mogę zrobić teraz z nim, co tylko zechcę. Do tej pory byłam gospodynią domową i moim codziennym strojem był dres, ale teraz już nie musiałam być tą samą kobietą. No i nie mogłam nowego życia zacząć w dresie! Założyłam więc czerwoną sukienkę i wsunęłam na nogi szpilki. „Nowe życie należy zacząć w szpilkach”, przemknęło mi przez myśl. Wcześniej uważałam, że muszę się skonfrontować z mężem, ale on zawsze był lepszym mówcą ode mnie i miał trafniejsze argumenty. Stwierdziłam więc, że wcale nie muszę z nim rozmawiać. Na paczce od jego kochanki napisałam: „Jak wrócę, ma cię tu nie być”. Wywaliłam jego rzeczy na klatkę schodową i starannie zamknęłam za sobą drzwi na wszystkie zamki. A potem poszukałam w internecie ślusarza, przy pomocy którego zamierzałam uniemożliwić mężowi raz na zawsze powrót do tego domu.