Wojciech podczas każdego spotkania wodził za mną wzrokiem, przy pożegnaniach przyłapywałam go nawet na tym, że nie rusza w swoją stronę, tylko czeka, aż zniknę mu z pola widzenia. Wydawał się mną oczarowany. Mnie też bardzo się podobał. Ja wdowa i on wdowiec — to mogła być piękna historia... Marta, 59 lat
Oglądałam w sklepie ze starociami etażerkę. Podobała mi się i nie była droga.
– To z powodu tej uszkodzonej nóżki – powiedział sprzedawca. – Widzi pani? Krzywo stoi.
– Pewnie dałoby się naprawić?
– Jeśli potrafi pani sama zreperować albo ma kogoś, kto to pani zrobi, to oczywiście taki zakup ma sens. Ale jeśli nie, to przez ten defekt nie będzie pani w stanie użytkować tego mebelka, bo wszystko pani będzie z półek zjeżdżać…
„Grzegorz wiedziałby, jak to naprawić…”, pomyślałam. „On wszystko potrafił zrobić…” Czułam, jak znów ogarnia mnie smutek. „Muszę się otrząsnąć z takich nastrojów”, powiedziałam sobie. „Minęły już prawie dwa lata, mam syna i wnuczkę. Grzegorz chciałby, żebym cieszyła się życiem…”
Nagle jakiś klient rzucił zza kompletu wiklinowych mebli:
– Ala…
Podniosłam na niego wzrok. Był ode mnie starszy, ale przystojny, zadbany, dobrze ubrany, obok niego kręciła się dziewczynka w przedszkolnym wieku. Pod wpływem mojego spojrzenia mężczyzna się zaczerwienił.
Omiatał spojrzeniem moją fryzurę, moją twarz i sylwetkę, wydawał się być pod dużym wrażeniem.
– Dziadku – powiedziało do niego dziecko. – Zobacz, jak ten fotel skrzypi!
– Tak, słyszę – odpowiedział, ale nie spuszczał ze mnie wzroku.
Uśmiechnęłam się do niego.
– Szuka pan czegoś konkretnego? – Powiodłam wzrokiem po asortymencie. – Czasem można tu znaleźć prawdziwe perełki.
– Muszę się zgodzić – odpowiedział. – Perełki, a nawet perły!
Dyskretnym, choć wyrazistym gestem dłoni wskazał na mnie… Ruszyłam przez sklep, żeby nie zauważył, że na policzki wypływa mi rumieniec. Mężczyzna ruszył za mną. Pytałam go o zdanie co do konkretnych mebli, po paru minutach zorientowałam się, że odpowiada dyplomatycznie, żeby przypadkiem nie zrazić mnie do siebie.
Zdecydowałam się na tę etażerkę. Próbowałam umówić się ze sprzedawcą na odbiór następnego dnia, bo przyszłam do sklepu piechotą, wtedy mężczyzna z wnuczką zaproponował, że podrzuci mnie i pomoże wnieść mebel. Mała, w wieku mojego wnuczka, uważała to za fajną przygodę, więc się zgodziłam.
Zanim się zorientowałam, byliśmy z Wojciechem, bo tak mężczyzna miał na imię, umówieni na kolejny dzień na kawę.
Etażerkę ustawiłam w przedpokoju pod lustrem. Miała swój urok, w dodatku kojarzyła mi się miło z moją nową znajomością, jednak niestety stała tak samo krzywo, jak w sklepie. Gdy położyłam na niej szczotkę do włosów, ta się zsunęła. Wyskoczyłam do kiosku po klej błyskawiczny. Wyprostowałam krzywą nóżkę, nałożyłam klej w miejsce, w którym była podłamana i odczekałam parę minut, potem przyjrzałam się mebelkowi. Wreszcie stał równo. Położyłam na nim szczotkę, miseczkę na drobiazgi i ozdobną świecę. „A bałam się, że bez Grzegorza ten zakup nie ma sensu”, pomyślałam, a potem zaczęłam się zastanawiać, co założę na spotkanie z Wojciechem. Myśli o nim poprawiały mi humor. Nie musiałam czekać do następnego dnia z odbiorem etażerki, nie musiałam prosić o pomoc syna ani brać taksówki, ta jego pomoc była taka miła. I choć trochę się tego sama przed sobą wstydziłam, było mi miło także dlatego, że najwyraźniej się Wojciechowi podobałam!
Zaczęliśmy się spotykać. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że jeszcze poczuję coś do jakiegoś mężczyzny, te emocje spadły na mnie znienacka. Nie przyznałam się do nich nikomu, musiałam najpierw sama się do nich trochę przyzwyczaić.
Wojciech podczas każdego spotkania wodził za mną wzrokiem, przy pożegnaniach przyłapywałam go nawet na tym, że nie rusza w swoją stronę, tylko czeka, aż zniknę z pola widzenia. Wydawał się mną oczarowany.
Gdy odprowadzał mnie po trzeciej randce, zatrzymał się przed butikiem z damską odzieżą. Jeden z manekinów na wystawie miał na sobie elegancki, czarny płaszcz.
– Dobrze by ci w nim było – powiedział.
Lubiłam wesołe kolory, czerń, zwłaszcza od śmierci męża, kojarzyła mi się z żałobą. Wolałam też zawsze odzież sportową, wygodne kurtki. Nie widziałam siebie w długim, prawie do kostek płaszczu.
– Byłby niepraktyczny – stwierdziłam.
Mimo wszystko Wojtek nadal wpatrywał się w płaszcz.
– Zresztą, mam dwie kurtki na zimę – dodałam. – Tę, co na sobie, i drugą bardziej elegancką, nie planuję zakupów.
Ruszyliśmy dalej. Nim się pożegnaliśmy przed wejściem do mojego bloku, zaczerwienił się i ze spuszczonym wzrokiem wyznał:
– Chciałbym cię pocałować.
Położyłam mu palec na ustach, ale mrugnęłam przy tym.
– Może wejdziesz na herbatę?
Wszedł, wypiliśmy herbatę, pokazałam mu galeryjkę zdjęć mojej wnuczki obok lustra w przedpokoju, a gdy później wychodził i spytał, czy możemy się spotkać w piątek po południu, skinęłam głową i podeszłam tak blisko, że wręcz czułam, jak bije mu serce. Pocałował mnie delikatnie, spojrzał mi w oczy z takim ogniem, że aż zakręciło mi się w głowie, i wyszedł.
By pomóc sobie odzyskać równowagę, oparłam się o etażerkę. Nóżka na nowo się złamała, a ja omal nie wylądowałam przy tym na kolanach.
Następnego dnia poprosiłam zięcia o listewki, które pozostały mu po tym, jak zbudował wnukowi karmnik dla ptaków. W domu zrobiłam z nich protezę dla złamanej nóżki i obwiązałam ją ciasno sznurkiem. Była w niewidocznym miejscu, więc nie miało to znaczenia.
Podczas kolejnego spotkania Wojciech zaczął się bawić kosmykiem moich włosów.
– Dobrze by ci było z długimi – stwierdził. – Nie myślałaś o tym, żeby nosić dłuższe?
– Lubię krótkie, szybciej schną...
– Spróbuj mojego ciastka – zmienił nagle temat. – Bardzo smaczne.
Niezbyt miałam ochotę, moje okazało się już nadto słodkie, ale głupio mi było mu odmówić. Spróbowałam kawałeczek.
– Dobre – pochwaliłam.
Odetchnął głębiej i wpatrzył mi się w oczy, jakby chciał spojrzeć w zakamarki mojej duszy.
– Mam nadzieję, że mnie niedługo odwiedzisz – powiedział. – Nie chcę niczego przyspieszać, ale kiedy tylko będziesz miała ochotę…
Uśmiechnęłam się do niego.
A jednak po powrocie do domu, gdy ściągałam kurtkę, nagle przypomniało mi się, z jakim przekonaniem twierdził, że powinnam sobie sprawić długi płaszcz, i poczułam lekkie rozdrażnienie. „On sam woli taki styl, więc pewnie ma dobre intencje, ale, jak to mówią, dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane”, pomyślałam. Rozdzwoniła się moja komórka. Zaczęłam grzebać w torebce, żeby sprawdzić, kto dzwoni, a że nie mogłam jej znaleźć, z impetem rzuciłam torbę na moją etażerkę. Coś zgrzytnęło i zobaczyłam, jak mój regalik znów się przechyla, w ostatnim momencie złapałam torebkę, bo spadłaby na podłogę. Proteza na nóżce wykrzywiła się pod ciężarem mebelka i tych kilku drobiazgów, które na nim trzymałam. Zrozumiałam, że etażerkę trzeba będzie oddać do naprawy do fachowca.
Kilka dni później Wojciech zaproponował, żebyśmy w najbliższą sobotę pospacerowali po parku na terenie kampusu uniwersyteckiego.
Gdy się witaliśmy, omiótł wzrokiem moją kurtkę. Jego twarz przybrała wyraz rozczarowania.
– Naprawdę dobrze byś wyglądała w tamtym płaszczu.
– Wolę moje kurtki. Sam aż tak długiego płaszcza chyba byś nie nosił?
Ten argument podziałał. Wojciech zmienił temat. Czułam się rozdrażniona jego sugestiami co do mojego wyglądu, mój mąż nigdy w ten sposób do mnie nie mówił. „Ale każdy człowiek jest inny, ma jakieś swoje drobne dziwactwa”, próbowałam sobie wytłumaczyć. „No i jestem wdową w pewnym wieku, pod moimi drzwiami nie ustawia się kolejka adoratorów…”
Szliśmy przez park w stronę kawiarni. Wojciech był bardziej milczący niż zwykle. Gdy zbliżaliśmy się do lokalu nieopodal wyjścia z parku, z otwartych drzwi dobiegły nas dźwięki popularnego utworu. Wojciech zatrzymał się i przymknął oczy, napawając się muzyką.
Przez moment zastanawiałam się, czy powiedzieć mu, że piosenkarka to moja kuzynka. „Nie będę się przechwalać”, postanowiłam.
W tym momencie Wojciech poinformował mnie:
– Tu, w tym parku, był kręcony teledysk do tego utworu.
– A tak, słyszałam.
– Byłem tu wtedy, na koncercie. Mam trochę wspomnień związanych z Alicją…
Moja kuzynka używała pseudonimu, a krewni nazywali ją po prostu Alą, pełnego imienia właściwie nie używała, zdziwiło mnie, że Wojciech tak ją nazywa.
– Wspomnień? – spytałam.
– Myśmy w czasach młodości przez chwilę byli parą – powiedział, udając skromność, jednak widziałam, że wspomina to z dumą, niby jakieś osiągnięcie, jakby część sławy mojej kuzynki przeszła na niego…
– Ciekawe – rzuciłam. – Jestem od niej o prawie dziesięć lat młodsza, więc nigdy nie byłyśmy ze sobą szczególnie blisko i nie znam szczegółów z jej życia osobistego z tamtych lat, a potem jak już rozwinęła karierę i wyjechała, to…
– Znasz ją?!
Wzruszyłam ramionami.
– To moja kuzynka. Córka siostry mojej mamy.
– No tak, jesteś przecież do niej tak podobna! Widujesz się z nią?
Wpatrywał się we mnie oszołomiony.
– Ostatnio spotkałam ją na pogrzebie starszej cioci parę lat temu.
– A masz z nią kontakt telefoniczny? Albo przez internet?
W jego oczach znów błyszczała ta dziwna determinacja, z jaką kilka tygodni temu wpatrywał się we mnie w sklepie ze starociami.
– Mam jej numer telefonu, ale pewnie już nieaktualny – powiedziałam, czując się coraz bardziej nieswojo.
– Możesz mi go dać?
To zabrzmiało nie jak pytanie, ale jak prośba, na którą spodziewał się usłyszeć odpowiedź twierdzącą.
– Po co ci jej numer?
– Przypomniałbym się jej, moglibyśmy powspominać dawne czasy… Ona jeszcze jest z tym swoim mężem, czy już się rozwiedli?
– Mówię ci, że nie jestem z nią w bliskim kontakcie, nie wiem…
– A nie możesz spytać jej matki, albo swojej?
– Ale w jakim celu? Dopytujesz jak dziennikarz z jakiegoś brukowca…
Zaczerwienił się, wyglądało to jednak tak, jakby był to rumieniec gniewu, nie wstydu.
– Myślałam, że jesteśmy tu, żeby się dobrze bawić, lepiej poznać, a nie rozmawiać o mojej kuzynce…
– Przepraszam. Tak, oczywiście… Choć nie rozumiem, dlaczego się obrażasz. Ona w końcu dużo osiągnęła, pięknie śpiewa, nie każdy to potrafi.
Owszem, śpiewała pięknie, sama chętnie słuchałam jej nagrań. Ale nagle dotarło do mnie, że Wojciech wtedy w sklepie zainteresował się mną dlatego, że mu ją przypominałam. Może nawet w pierwszej chwili wziął mnie za nią, to dlatego powiedział wtedy „Ala”, co wzięłam za imię jego wnuczki. Później jednak okazało się, że dziewczynka ma na imię Zosia… A ja byłam młodszą wersją kobiety, która od dawna była poza jego zasięgiem, której najwyraźniej nie zależało na kontynuowaniu znajomości z nim. Ja byłam w jakiś sposób dostępna, byłam jej namiastką. Gdyby chodziło tylko o to, że ona i ja mamy podobny typ urody, a jemu podobają się właśnie długowłose blondynki z niebieskimi oczami, nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo. Ale on nie patrzył na mnie jako na osobnego człowieka z jego własnym charakterem, uczuciami, pragnieniami, patrzył na mnie przez pryzmat mojego podobieństwa do Ali i nawet zaczynał próbować skłonić mnie, bym jeszcze bardziej się do niej upodobniła fizycznie! To namawianie mnie na zapuszczenie długich włosów, artystyczny styl ubierania się, o wiele bardziej wyrafinowany od mojego…
– To dasz mi jej numer? – spytał.
– Nie wiem, czy by sobie tego życzyła.
– Daj spokój, przynajmniej tyle mogłabyś dla mnie zrobić!
– A jednak nie. I nie dzwoń już do mnie, myślę, że nie pasujemy do siebie.
Wpatrywał się we mnie osłupiały.
– Daj spokój – wymamrotał, czerwieniąc się. – Może głupio to jakoś wyszło, ale przecież możemy to naprawić…
„Tamten sprzedawca miał rację”, przebiegło mi przez głowę. „Jeśli nie da się czegoś naprawić od razu, to szkoda w to inwestować. Ja w moim wieku nie mam już czasu na to, żeby naprawiać coś, czego pewnie naprawić się nie da. On przecież marzy nie o mnie, a o Ali!”
Pokręciłam głową.
Patrzyłam, jak się oddala i czułam… ulgę. Wolę być sama, ale być sobą, niż z kimś, ale być tylko namiastką kogoś innego albo krokiem w drodze do celu…