"Nasza szefowa Agnieszka była kobietą obrotną, superinteligentną, śliczną, a w dodatku szczęśliwą w małżeństwie. Dziewczyny jej nie lubiły. Bywała wymagająca i może odrobinę zbyt oficjalna, ale ja ją podziwiałam. OK, nie będę kłamać – męża trochę jej zazdrościłam. Był taki przystojny. Często, gęsto przynosił jej kawę z pobliskiej kawiarni albo jakiegoś kwiatka na biurko. Ale jak się okazało, w jej małżeństwie wcale nie było różowo. Pewnego dnia po pracy spotkałam ją zapłakaną. Chciała się wyżalić, więc poszłam z nią na drinka. I to był mój błąd..." Monika, 32 lata
– To musi być życie – wzdychała Zośka. – A my co? Robota od rana do późnego popołudnia, marna pensja... Ona zarabia fortunę, a my grosze. Słyszałyście, że kupili z mężem willę za miastem? Wkurzyła mnie.
– Z tego, co się orientuję, gdzie indziej też fortuny byśmy nie zarobiły na takich posadach, więc nie obwiniaj Agnieszki o to, że mało zarabiasz.
– Tak jej bronisz, a co powiesz na to, że podobno kupuje nową terenówkę? A my, kiedy dostałyśmy podwyżkę? Idą święta, a ja się zastanawiam, czy kupić synowi nową kurtkę, czy buty! – warknęła Zośka.
– Jak tak ci tu źle, to zmień pracę – rzuciłam.
Zośka wyszła, trzaskając drzwiami, i wtedy do naszego pokoju weszła Agnieszka.
– Co się tutaj dzieje? – zapytała ostro, po czym dodała, że oczekuje od nas sprawozdań za zeszły miesiąc. Odniosłam wrażenie, że coś ją gryzie. Wyglądała źle – pierwszy raz, odkąd tutaj pracowałam, widziałam ją bez starannego makijażu.
– Myślisz, że ma jakieś problemy? – zapytałam Joasię pracującą przy biurku obok.
– Mało mnie wzruszają kłopoty w raju – mruknęła.
Z firmy wyszłam po godzinach. Wsiadając do samochodu, zauważyłam, że na moją prywatną komórkę przyszło kilka SMS-ów od przyjaciółek. Zamknęłam się w aucie i zaczęłam odpisywać, kiedy kątem oka zobaczyłam szefową biegnącą do swojej mazdy. Zorientowałam się, że płacze. Zrobiło mi się jej żal, nie wiedziałam, co robić. Rozum podpowiadał, żeby się nie mieszać, ale serce kazało mi wysiąść z wozu
i zapytać, czy mogę jej jakoś pomóc. Kiedy zapukałam w szybę jej auta, usiłowała ukryć, że płakała. Rzuciła jakiś tekst o alergii, potem zasłoniła twarz włosami.
– Agnieszka, wiem, że to nie moja sprawa, ale jeśli mogłabym ci jakoś pomóc – powiedziałam cicho.
Zaśmiała się z goryczą.
– Nie możesz, ale dzięki – rzuciła. – Pojadę już. Rano mamy tę prezentację produktu, muszę złapać chociaż sześć godzin snu – dodała.
Ruszyłam w stronę swojego samochodu, kiedy Agnieszka mnie zawołała.
– Poczekaj, Monika! Właściwie jest coś... Masz godzinkę? – zapytała, a potem dodała, że musi się napić.
Zostawiłyśmy auta na firmowym parkingu i poszłyśmy do baru. Zamówiła wódkę z sokiem i wypiła ją niemal duszkiem. A potem drugą, trzecią i czwartą... Początkowo nawet nie rozmawiałyśmy. Moja szefowa zapijała gryzącego ją robala, ja piłam piwo, zastanawiając się co takiego mogło spotkać tę pewną siebie dziewczynę, że kompletnie się załamała.
– Pieprzony łajdak! – nie wytrzymała w końcu. – Zostawił mnie, a ja od rana czekam, że zadzwoni, że będzie błagał o wybaczenie, że...
– Twój mąż? – spytałam kompletnie zbita z tropu.
– Tak, właśnie on! – warknęła Agnieszka. – Pewnie się zastanawiasz, czemu nie zwierzam się teraz mojej najlepszej przyjaciółce, co? Problem w tym, że mąż zostawił mnie właśnie dla mojej przyjaciółki.
– To straszne – wyjąkałam wstrząśnięta.
Zaczęła płakać, w końcu jednak przeszła do szczegółów.
– Wiesz, jak się czułam, kiedy ich nakryłam? Wróciłam z pracy wcześniej, bo chciałam przygotować niespodziankę na wieczór. Lubiliśmy sobie czasem z Marcinem urządzać takie miłe wieczory we dwoje.
Włożyłam do lodówki cholerne zakupy, zrobiłam sałatkę, napiłam się wina. W końcu poszłam na górę, żeby wziąć prysznic i wiesz co? Niespodzianka. W naszej kabinie mój mąż gził się z moją przyjaciółką! Stałam tam, jak wmurowana, a ci dwoje byli tak sobą zajęci, że nawet mnie nie zauważyli! Wsiadłam w samochód, pomimo że wypiłam trochę wina, i pojechałam nad rzekę. Miałam nadzieję, że mąż zacznie mnie szukać, zadzwoni, będzie się martwić, ale on nawet nie wysłał mi SMS-a. Więc kiedy w końcu przyjechałam do domu, zrobiłam mu dziką awanturę. I czekałam na jego reakcję. Miałam nadzieję, że będzie mnie błagał o wybaczenie, a on tylko powiedział, że to trwa już jakiś czas i zażądał rozwodu...
– Będziesz musiała jakoś przez to przejść – westchnęłam. – Sama mam za sobą rozwód, ale z nami było inaczej. Coś się po prostu między nami wypaliło. Wyobrażam sobie, co musisz teraz czuć...
– Właściwie to nic nie czuję – wyszeptała Agnieszka.
Siedziałyśmy tam jeszcze jakąś godzinę, aż udało mi się ją przekonać, że nie powinna już pić. Zamówiłam jej taksówkę, potem wróciłam do siebie.
Następnego dnia Agnieszka pojawiła się w firmie bladym świtem. Wyglądała jak zawsze perfekcyjnie. Myślałam, że przed spotkaniem z klientami poprosi mnie na słówko, ale posłała mi jedynie chłodny uśmiech, od razu zabierając się za firmowe sprawy. Zagadnęła mnie dopiero po południu.
– Słuchaj, Monika. Dzięki za wczorajszy wieczór – powiedziała cicho. – Nie muszę chyba cię prosić, żebyś zachowała to wszystko dla siebie?
Zapewniłam ją, że nie powiem nikomu i na tym zakończyła się nasza prywatna znajomość, bo szefowa już nigdy więcej nie zaprosiła mnie ani do pubu, ani nigdzie indziej.
Minęło kilka tygodni. Współczułam Agnieszce, bo widziałam, że wciąż cierpi, ale nie narzucałam się. Pewnie zapomniałabym o tamtym wieczorze, gdyby nie to, że któregoś dnia w firmie gruchnęła plotka.
– Szefowa się rozwodzi! – rzuciła Zośka z triumfalną miną. – Podobno jej idealny mężuś wystawił ją dla jakiejś ich wspólnej przyjaciółki.
– Co lepsze, podobno tamta już jest z nim w ciąży! – dorzuciła Joaśka.
– Skąd wiecie? – wyjąkałam.
– Od Miry z księgowości – powiedziała Zośka.
Spanikowałam. Wyobraziłam sobie samopoczucie Agnieszki w dniu, w którym zorientuje się, że wszyscy pracownicy już wiedzą, a zaraz potem pomyślałam, że przecież to ja będę główną podejrzaną. Tą, która w jej oczach wydała jej sekret. I oczywiście miałam rację. Agnieszka wezwała mnie trzy dni później.
– Ludzie wiedzą. Czuję to. Te szepty za moimi plecami, złośliwe spojrzenia... Wiedzą, a ja się pytam skąd? – zaatakowała mnie.
– Nie ode mnie. Musisz mi uwierzyć, Agnieszka! Nie pisnęłam nawet słowa!
Przyglądała mi się przez chwilę.
– Nie wierzę ci – usłyszałam w końcu, a godzinę później na moim biurku wylądowała sterta papierów. Dodatkowa robota... Na wczoraj.
Wielokrotnie usiłowałam przekonać Agnieszkę, że to nie ja się wygadałam.
– To nieduża firma, ludzie się znają, kojarzą fakty. Ktoś się cieszy z twoich kłopotów, ale nie ja! – broniłam się.
Niestety, bez skutku. Stałam się firmowym popychadłem – dziewczyną, którą pomija się przy awansach i którą zarzuca się najgorszą robotą. Szefowa niby normalnie ze mną rozmawia, jednak to ja nagle zaczęłam dostawać najgorszych klientów, to ja musiałam przesiąść się na najgorsze miejsce, z dala od okna, i to mnie nie wysłano na szkolenie do stolicy. Pojechała Zośka – o ironio losu dziewczyna, która od zawsze Agnieszki nienawidziła. Tak sobie myślę – życie jest cholernie niesprawiedliwe. Chciałam jej tylko pomóc... Po wszystkim lojalnie nie pisnęłam nikomu nawet słówka i co? Ładnie mi szefowa odpłaciła za okazane jej serce, nie ma co!